W ciągu kilku miesięcy przybyło ponad 100 mln biednych i głodnych Ciche tsunami, nieznające granic, przetacza się przez świat – bije na alarm dyrektor wykonawczy Programu Żywnościowego Narodów Zjednoczonych (WFP), Josette Sheeran. To tsunami to globalny kryzys żywnościowy, który pojawił się pozornie niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba. Ceny pszenicy, ryżu, kukurydzy i oleju spożywczego wzrosły dramatycznie. W wielu krajach od Haiti po Filipiny wybuchły rozruchy głodowe. Według ocen Banku Światowego, głód i będące jego konsekwencją niepokoje i zamieszki zagrażają 33 państwom. Tylko w Kamerunie w demonstracjach wznieconych przez zdesperowanych nędzarzy zginęło ponad 100 osób. W Pakistanie, jedynym islamskim państwie atomowym, silne oddziały wojskowe muszą eskortować konwoje przewożące mąkę. Muhammad Yunus, założyciel banku ubogich Grameen i laureat pokojowej Nagrody Nobla z 2006 r., nie ma wątpliwości: „Niektóre rządy nie przetrwają drastycznego wzrostu cen ryżu”. W końcu 2007 r. 880 mln mieszkańców planety było głodnych lub niedożywionych. Obecnie przybyło jeszcze 100 mln. A wkrótce będzie więcej. Według ocen ekspertów ONZ, ceny importowanego zboża wzrosną w bieżącym roku jeszcze o 57%. Światowe zapasy zbóż są na poziomie najniższym od 25 lat i wynoszą 5 mln ton, co wystarczy na dwa do trzech miesięcy. Przez dziesięciolecia pszenica, ryż i najważniejsze artykuły żywnościowe taniały. Od połowy lat 70. ich ceny spadły o trzy czwarte. Dzięki temu udało się zmniejszyć w świecie obszary głodu. W końcu XX w. politycy i dyrektorzy organizacji humanitarnych ogłosili, że produkowanej żywności wystarczy dla wszystkich. Głód lub niedożywienie są następstwem już tylko niesprawiedliwej dystrybucji. Rolnictwo przestało być priorytetem. Modne stało się inwestowanie w ochronę zdrowia i oświatę. Od 2002 r. zboże zaczęło jednak drożeć, najpierw powoli, potem coraz szybciej. Jako pierwsi wyszli na ulicę Meksykanie protestujący przeciwko drastycznym podwyżkom cen (o 400%!) swego narodowego przysmaku – tortilli. Na początku 2007 r. manifestacje objęły cały kraj. Tortille wyrabiane są z mąki kukurydzianej, której większość Meksyk sprowadza z USA. Amerykańscy farmerzy wolą jednak sprzedawać kukurydzę producentom biopaliw płacących wyższe ceny. Prezydent Felipe Calderón zdołał opanować sytuację, obiecując zwiększyć i tak wysokie subwencje rządowe dla kukurydzy. Pomogło to tylko na krótką metę. W bieżącym roku, kiedy światowe ceny zbóż wystrzeliły w górę, kryzys tortilli wybuchł na nowo. A stosunkowo zamożny Meksyk i tak jest w dobrej sytuacji w porównaniu np. z Haiti, najuboższym krajem Ameryki. Wielu nędzarzy w stolicy, Port-au-Prince, odżywia się głównie plackami wypiekanymi z gliny z dodatkiem soli i paru kropel oleju spożywczego. Ale za glinę potrzebną na 100 placków zapłacić trzeba już 5 dol., o 1,5 dol. więcej niż przed rokiem. Ryż stał się dla wielu tylko marzeniem. W Port-au-Prince doszło do rozruchów. Biedacy wdarli się do zamożniejszych dzielnic, budowali barykady, podpalali samochody. Przed pałacem prezydenckim wznosili okrzyki: „Jesteśmy głodni!”. Padli zabici i ranni. Amerykanie przezornie zamknęli swoją ambasadę. Premier Jaques Edouard Alexis musiał ustąpić ze stanowiska. Haiti jest tylko przykładem. Wiosną 2008 r. wzniecone przez nędzarzy zamieszki ogarnęły wiele krajów – Peru, Argentynę, Tanzanię, Sudan, Niger, Mozambik, Bangladesz, Jemen, Filipiny. Zrozpaczonym mieszkańcom ogarniętej chaosem wojny domowej Somalii zagląda w oczy śmierć głodowa. „Obawiam się, że wkrótce będziemy zjadać siebie nawzajem”, powiedział zachodniemu reporterowi pewien młody mężczyzna z Mogadiszu, który od dwóch dni nie mógł kupić nic do jedzenia. W Senegalu i na Wybrzeżu Kości Słoniowej policja brutalnie stłumiła zamieszki, setki osób aresztowano. Strajk generalny sparaliżował Burkina Faso. W Kairze robotnicy z fabryki tekstylnej, rozjątrzeni galopującymi cenami ryżu, przez dwa dni walczyli z policją. Kolejne rozruchy wybuchły, gdy rozeszła się wieść, że skorumpowani piekarze sprzedają subwencjonowaną mąkę na czarnym rynku. Co najmniej 11 osób poniosło śmierć w zamieszkach. Widmo rozruchów głodowych spędza sen z powiek funkcjonariuszom egipskiego reżimu. 32 mln spośród 80 mln mieszkańców Egiptu musi przeżyć dzień za równowartość 1 euro, 16 mln za jeszcze mniej. Rząd prezydenta
Tagi:
Krzysztof Kęciek