Czas kwarantanny dla wszystkich
Najgorsze, że nikt nie potrafi powiedzieć, jak długo to potrwa Trójmiasto: maski skończyły się miesiąc temu Helena Leman W Trójmieście na pozór panuje spokój, choć jakby mniej ludzi na ulicach, w maskach nikt jeszcze nie chodzi. Lecz to spokój pozorny. W toalecie dworcowej w Sopocie, zadbanej, z mydłami w płynie do rąk, pracownica opowiada, że kobieta z Wrocławia zrobiła jej awanturę. Powód? Automat nie otworzył jej drzwi, nie miała więcej bilonu, więc musiała u niej rozmienić pieniądze. – Bała się, że ją zarażę, a ja po każdej osobie odkażam ręce – skarży się, wyciągając na dowód pojemnik z żelem antybakteryjnym. Zdobyć taki żel to dziś sztuka. W dużej aptece przy sopockim Monciaku nie mają ani żelu, ani masek. – Masek nie ma pani co szukać, skończyły się miesiąc temu, co drugi klient o nie pyta – wzdycha aptekarz. Żel za 11 zł udaje mi się jednak kupić w innej aptece. – Ma pani szczęście, bo właśnie nam się kończy, zwykłych maseczek nie mamy, tylko te z wymienianym filtrem za 140 zł – mówi sprzedawczyni. – Ale panika, co? – dodaje. Do rozmowy włączają się inni klienci. – Jejku! – denerwuje się jakaś kobieta – ja już wyłączam telewizor, nie mogę tego słuchać. A swoją drogą ktoś na tej panice zarabia, maseczki zwykłe kosztowały 20 gr, dziś 4 zł, a te z wymienianymi filtrami to i po 200 i więcej złotych chodzą w internecie. – W tym wszystkim jest chyba jednak trochę histerii. Nie dajmy się ogłupić – tonuje drobna staruszka spacerująca po pustawym sopockim molo. – Jestem emerytowaną lekarką, pediatrą. Wirusy były zawsze jak świat światem, gdy pracowałam, notorycznie zarażałam się nimi od dzieci, ten koronawirus jest trochę groźniejszy, gdyż atakuje płuca, a nie oskrzela. Ale żeby od razu zamykać szkoły? Ta młodzież i tak w domu nie usiedzi, a teraz nie będzie nad nią żadnej kontroli. Lepszy byłby chyba reżim sanitarny w szkołach. Ja tam koronawirusa się nie boję, myję ręce, unikam większych skupisk ludzkich, nie jeżdżę autobusami ani pociągami, chodzę piechotą, dwa razy dziennie wybieram się na samotne spacery, organizm dotleniony jest silniejszy, bardziej odporny. A powietrze nad morzem, zwłaszcza przy tak przenikliwym wietrze jak dzisiaj, jest czyste. Przeciwko zamknięciu szkół jest też taksówkarz, z którym jadę: – Powinni zamknąć galerie handlowe, bo dzieciaki z nudów tam popędzą. We Włoszech zrobiono im ferie i zaczęły balować, czym to się skończyło, każdy widzi. Mam kolegę we Włoszech, oni tam wciąż się obściskują, mój kolega trzy razy dziennie cmoka ekspedientkę w lokalnym sklepie, taka kultura, nic się nie poradzi. A potem się dziwią, że mają epidemię. – Co pracujący rodzice mają teraz z większymi dziećmi zrobić? Będą się teraz włóczyć bez żadnego nadzoru – zastanawiają się kobiety w sklepie z ciuchami przy Monciaku. – Lepiej dmuchać na zimne – wtrąca klientka. – Dobrze, że szkoły są zamykane. – Najgorsze, że nikt nie potrafi powiedzieć, jak długo to potrwa, nawet nie wiemy, czy w tym roku „sezon się zacznie” – wzdychają sprzedawczynie. Ruch w mieście, jak na Sopot, rzeczywiście niewielki, pojedyncze osoby siedzą w barach i knajpkach, nie widać seniorów na ulicach. Tylko grupa studentów przy papierosie zastanawia się, czy sesja zostanie przesunięta, czy odbędzie się gdyński Open’er, bo spotkania podróżników Kolosy nie będzie w planowanym terminie. Jeden z chłopaków opowiada, że na ich uczelnię miała przyjechać grupa zagranicznych studentów. – Po cichu zaklinaliśmy los, żeby tylko nie przyjeżdżali, na szczęście zawieszono zajęcia. Świat już nie będzie taki sam po koronawirusie – podsumowuje. W pociągu regionalnym z Gdańska do Elbląga na ekranach w każdym przedziale wyświetlają się bez przerwy komunikaty, jak zapobiec zarażeniu, jak się zachować na wypadek złego samopoczucia, gdzie zadzwonić, co robić. • Bydgoszcz: po bułkę tylko w rękawiczce Małgorzata Szczepańska-Piszcz – O, fajnie, że macie żel antybakteryjny – komplementuję dozownik ustawiony przy kasie na potrzeby klientów u Grycana w bydgoskiej galerii handlowej Focus. – Inni też tak mają? – Nie wiem, czy inni mają – przewraca oczami dziewczyna pracująca w kawiarni. Gdy podaje desery do stolików, ma na prawej ręce









