Jak zarobić na AWF-ie

Jak zarobić na AWF-ie

Na ławie oskarżonych za przekręty w katowickiej uczelni zasiądzie trzech kolejnych rektorów, prodziekan i dziekan Na początku listopada 2003 r. do budynku rektoratu Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach weszło rano czterech mężczyzn. Po chwili wyszli z rektorem, prof. Wiesławem P. Nie musieli się przedstawiać, powiedzieli tylko, że pan profesor na pewno już tego dnia do pracy nie wróci. Byli to policjanci z wydziału do walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Rektor P. do pracy tego dnia rzeczywiście nie wrócił, ale nie został też zatrzymany w areszcie. Kilka godzin później wyszedł na wolność po oddaniu paszportu i wpłaceniu kaucji w wysokości 70 tys. zł. Dla wielu zatrzymanie profesora nie było jednak wtedy zaskoczeniem. NIK na uczelni W lutym 2003 r. Najwyższa Izba Kontroli ujawniła raport z kontroli przeprowadzonej w Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach. NIK skontrolowała samą uczelnię oraz utworzoną przez nią ponad dziesięć lat wcześniej Fundację Akademii Wychowania Fizycznego, która miała wspomagać akademię. Rezultaty kontroli były wręcz zdumiewające. Wynikało z nich, że za kadencji dwóch poprzednich rektorów oraz ówczesnego uczelnia straciła blisko 5,5 mln zł. Jedna tylko decyzja o pozwoleniu składowania śmieci na terenie AWF podczas przebudowy alei Górnośląskiej sprawiła, że gdy rozpoczęła się realizacja nowych inwestycji na uczelni, ta musiała zapłacić 900 tys. zł za… wywóz składowanych wcześniej śmieci. Ale to mogło ostatecznie się zdarzyć. Zdaniem prokuratury, w katowickiej AWF powstał jednak znakomicie funkcjonujący mechanizm przestępczy. Z mocy postanowień na czele Fundacji Akademii Wychowania Fizycznego stawał automatycznie rektor AWF, a członkami zarządu fundacji zostawali pracownicy uczelni. W zasadzie nic w tym zdrożnego, ale tu się działy dziwne rzeczy. Np. fundacja, owszem, płaciła uczelni za wynajmowanie pomieszczeń. Zapłaciła milion złotych. Przy okazji jednak fundacja sama wynajęła te pomieszczenia innym, zarabiając na tym 3,5 mln zł. Z jednej strony więc ta sama osoba jako rektor zarabiała dla uczelni milion złotych, a z drugiej jako prezes pozwalała na zasilenie konta fundacji kwotą ponadtrzykrotnie większą. Jednym z celów fundacji było dotowanie badań naukowych. I fundacja dotowała. Regularnie, co kwartał, ustalano listę pracowników naukowych AWF, którzy dostawali od 4,5 do 7,5 tys. zł z tytułu nagród, wyróżnień i dotacji. W latach 1998-2001 wypłacono w ten sposób ponad 650 tys. zł łącznie. Kilkanaście nazwisk powtarzało się na tych listach systematycznie, a pewną osobliwością jest fakt, iż na pierwszych miejscach figurowali trzej kolejni rektorzy. W przypadku niektórych nagradzanych brakowało dokumentacji wybitnych poczynań naukowo-badawczych, które uzasadniałyby takie nagrody. Ucz się i płać Ponieważ nie wszyscy chętni, którzy zdawali egzamin wstępny, mogli zostać przyjęci na AWF ze względu na limit miejsc, stworzono kolejny system. Osoby nieprzyjęte mogły uczestniczyć w zajęciach. Nie za darmo. Stawka rosła systematycznie. W 1994 r. wynosiła 800 zł za semestr. W 2002 r. przekraczała już 2 tys. zł. Pieniądze (w sumie 850 tys. zł) trafiały nie na konto uczelni, lecz fundacji. Fundacja nie mogła jednak wystawiać legitymacji studenckich, a zdarzało się często, że po wolnego słuchacza zgłaszało się wojsko. Za dodatkową opłatę wolny słuchacz niezwłocznie wówczas dostawał legitymację studencką i był przenoszony na studia dzienne. A te również mogły się wiązać z dodatkowymi kosztami. Jeszcze w ubiegłym roku prokuratura zakończyła śledztwo w sprawie dr Urszuli D., której postawiła zarzut brania łapówek za zaliczenia z fizjologii (cena 2 tys. zł, rozbudowany mechanizm z pośrednikami pobierającymi od studentów prowizję). Prof. Wiesław P. kategorycznie zaprzeczał, że jest winny. Stwierdził, że to kryminalny spadek po jego poprzednikach, o czym zresztą sam zawiadomił wcześniej prokuraturę, fundacja zaś nie dość, że regularnie płaci podatki, to jeszcze ma nadpłatę w urzędzie skarbowym w wysokości 86 zł. P. początkowo zwlekał z decyzją o złożeniu rezygnacji z funkcji rektora. Ostatecznie jednak podał się do dymisji „z przyczyn osobistych”. Teraz prokuratura postawiła mu sześć zarzutów. Pięć z nich dotyczy wyłudzenia 500 tys. zł od kandydatów na studentów, szósty – narażenia uczelni na stratę miliona złotych. Grozi mu do dziesięciu lat pozbawienia wolności. Będzie odpowiadał z wolnej stopy. Ponieważ jednak proceder pobierania przez fundację opłat za możliwość uczestniczenia w zajęciach dziennych i stworzenia dodatkowej listy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2005, 2005

Kategorie: Kraj