Czeczenofilia

Czeczenofilia

Rok czy dwa lata temu prasę światową obiegła fotografia młodego człowieka, wychylającego się z okna z pistoletem przyłożonym do swojej skroni. Był to bandyta, który napadł na bank w Buenos Aires. Groził, że się zastrzeli, jeśli policja nie dostarczy mu samochodu, którym mógłby uciec. Jaki szlachetny był ten opryszek w porównaniu z bojownikami o niepodległość! Wyciągnął skrajne konsekwencje ze stanu rzeczy, że społeczeństwo uznaje świętość ludzkiego życia, nawet tak nędznego jak jego, i sam siebie wziął za zakładnika. Porywanie zakładników nie zdarza się w każdym społeczeństwie. Wmawiają nam, że jest to metoda walki wprawdzie godna ubolewania, ale zrozumiała i wybaczalna w krajach niedemokratycznych. Jednakże w krajach, gdzie panuje rzeczywista tyrania, a nie tylko rząd nielubiany, niczego się za pomocą brania zakładników nie osiąga. Nie słyszano, aby ktoś próbował w ten sposób wymóc coś na władzy w hilterowskich Niemczech, bolszewickiej Rosji, w dzisiejszym Iranie, nie mówiąc już o dyktaturach afrykańskich. Gdy terroryści biorą zakładników, mamy świadectwo, że w atakowanym przez nich państwie, może nie ma sprawiedliwości ani porządku, ale panuje duch humanitaryzmu, życie ludzkie jest tam cenione i istnieje opinia publiczna. Za takie państwo terroryści czeczeńscy muszą uznawać w głębi duszy Rosję, skoro ponawiają próby wywarcia presji na Moskwę metodą brania zakładników. Terroryści w Biesłanie szklankę wody dla dziecka wycenili tak wysoko, że nie wiadomo, o co im chodziło. Była to cena odstraszająca od negocjacji. „Jeśli Putin wyda rozkaz natychmiastowego przerwania wojny w Czeczenii, to zakładnicy dostaną wodę; kiedy rozpocznie się wycofywanie wojsk z terenu Czeczenii, zakładnicy dostaną jedzenie; kiedy wojska zostaną wyprowadzone z górskich terenów, będą wypuszczone dzieci w wieku do 10 lat; pozostali zakładnicy zostaną uwolnieni po całkowitym wycofaniu się wojsk”. Nie znam wiarygodnych hipotez, co mieliby zrobić z zakładnikami terroryści, gdyby ich żądania, te lub inne, nie zostały przyjęte. Prawdopodobnie wymordowaliby wszystkich i uciekli. I byliby zadowoleni z efektu propagandowego: świat by się dowiedział, że Putin jest nieczuły na świętość życia ludzkiego. W polskich mediach trudno było znaleźć rzeczowy obiektywny opis tego, co robili z dziećmi i dorosłymi terroryści w Biesłanie. Najuczciwszą relację dał „brukowy” dziennik „Fakt”. Gazety opiniotwórcze, a za nimi telewizja podawały relacje mieszające fakty z komentarzami usprawiedliwiającymi Czeczenów i obciążającymi Rosjan. Obiektywną informację, że oddział składał się, według Basajewa, z 33 terrorystów, a według Rosjan, z 32 („Rzeczpospolita”), korespondent „Gazety Wyborczej” (18 września) przyprawił propagandowo w ten sposób: „W oddziale było 33 terrorystów (Rosjanie przyznają się do 32)”. Jeżeli Rosjanie „przyznają się”, to znaczy, że oni są podejrzani o wysłanie terrorystów. Czytelnik ma bezrefleksyjnie, niepostrzeżenie dla samego siebie zapamiętać, że na Rosjanach ciąży podejrzenie, że oni chcą jednego terrorystę ukryć. Podobnie perfidne bywały komentarze, w większości jednak płasko głupie. Jedyny komentarz trafnie chwytający istotę wydarzenia dał profesor Richard Pipes z Harvardu i jestem bardzo wdzięczny „Przeglądowi” za tę publikację. Myślę, że warto tę wypowiedź powtórzyć, aby przedłużyć jej obecność w prasie. Zapytany, co się zdarzyło w Biesłanie, prof. Pipes odpowiada: „Rzecz bezprecedensowa. Czeczeńska grupa terrorystyczna użyła narzędzi Holokaustu do załatwienia swoich, nazwijmy to, interesów politycznych. Ich działanie było wyjęte z arsenału hitlerowskiego. Przerażone dzieci stłoczono w sali gimnastycznej. Gdy prosiły o wodę, śmiano się z nich. Musiały pić mocz. Dochodziło do tego, że jedne dzieliły się nim z innymi. Gdy prosiły o otwarcie okien, bo był upał, doradzano rozbieranie się do naga… Zwłoki dzieci zabitych na początku napadu na szkołę trzymano na podwórku na pokaz, nie pozwalając ich zabrać. To jest mechanizm psychologiczny deptania i bezwzględnego podporządkowania. Kiedy terroryści sprowokowali szturm Specnazu wybuchem ładunku, który spadł im na podłogę, zajęli się zabijaniem dzieci strzałami w plecy i w głowę. Było to dla nich ważniejsze niż ewakuacja i ujście z życiem. Tym różnią się od nazistów, którzy swoje życie cenili”. Słusznie Richard Pipes wskazuje na podobieństwo postępowania ludzi Basajewa do tego, co hitlerowcy robili z Żydami. Sceny, jakie rozegrały się w osetyńskiej szkole, co do istoty przypominają to, co hitlerowcy robili z Żydami przed wepchnięciem ich do komór gazowych. W Polsce takie skojarzenie powinno nasunąć się każdemu, okazuje się jednak, że za retoryką Holokaustu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 40/2004

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony