Czego może nauczyć facet w przetartej marynarce

Czego może nauczyć facet w przetartej marynarce

Ten strajk nas podzielił, po nim w pokoju nauczycielskim już nigdy nie będzie tak samo

– Nerwowo już nie daję rady, ale wiem, że muszę wytrzymać. Uczniowie śnią mi się po nocach. Olga ma przypiętą żółtą plakietkę do czarnego golfa. Na niej napis: „PROTEST. Wysokie wymagania, niskie płace. Protestujemy, bo zależy nam na przyszłości edukacji”. Podobnie jak 50 innych nauczycieli z takimi plakietkami, stłoczonych w sali na dole. Na górę nie wolno wchodzić. Za pół godziny zacznie się egzamin gimnazjalny. – Przygotowywałam klasę, której jestem wychowawczynią, do egzaminu z matematyki. A teraz nie mogę przy nich być – Olga zaciska usta.

– Trzeba wytrwać. Choć rząd nas bierze głodem – Ewa sama wychowuje dwójkę dzieci. – Za parę dni wymięknę. Ale strajkuję. Czeka mnie jeszcze 30 lat w tym zawodzie. Perspektywa jest taka, że jako nauczyciel dyplomowany będę zarabiać mniej niż sekretarka z tych eleganckich biurowców. Czy takiego nauczyciela można szanować?

Godz. 8.45. Coraz więcej uczniów wchodzi do szkoły na egzamin. Polonistka proponuje, żeby ustawić się w holu i pomachać im. W tym czasie ksiądz i katechetka na górze przygotowują się do przeprowadzenia egzaminów. Tak samo zakonnice z sąsiedniej parafii. One będą robić to po raz pierwszy w życiu. Dziś rano miały krótkie szkolenie.

– Przez tyle lat mi mówiono, że tylko przeszkolony nauczyciel może pilnować przebiegu egzaminów. A teraz… Skoro zmieniono prawo, to w przyszłym roku niech czuwają przy egzaminach, a my będziemy gasić pożary – Jakub uczy techniki.

Nauczyciele oglądają TVN 24 na zmianę z TVP Info. – Przed chwilą w TVP Info usłyszeliśmy, że pensje nauczycieli różnią się nawet o kilka tysięcy. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem – Andrzej, który jest nauczycielem kontraktowym, razem z zasiłkiem motywacyjnym zarabia niewiele ponad 2 tys. zł na rękę. – Jak za te pieniądze przeżyć w mieście wojewódzkim, gdzie wynajęcie mieszkania kosztuje więcej? A swojego też nie kupisz, bo pasja nie da ci zdolności kredytowej.

Słyszał też dowcip: „Najlepsza partia to żona nauczycielka. Tak mało zarabia, że cię nie zostawi”.

Nie słuchaj tej pani, ma buty za 50 zł

– Zostałyśmy wezwane na dywanik do dyrekcji! – do sali wbiegają dwie przedstawicielki szkolnego Związku Nauczycielstwa Polskiego. Kilkudziesięciu nauczycieli milknie. – Nasze niestrajkujące koleżanki czują się dyskryminowane. Dwie aż się rozpłakały. Prośba jest taka, żebyśmy im mówili dzień dobry!

– Ale to oni przemykają korytarzem jak cienie – ktoś ripostuje.

– Na pewno nie katechetka – szepce nauczycielka wychowania wczesnoszkolnego. – Ona mówi, że PiS dało 100 zł podwyżki i trzeba się z tego cieszyć, a nam się w głowach poprzewracało. A jeśli po wyborach przyjdzie PO, to i tak nic nie da, bo już nie ma z czego. Zwróciła też uwagę, że w szkole była policja.

– Dzieci nas nie szanują, bo nie szanują nas rodzice. Nieraz słyszałam, jak mówili: „Nie słuchaj tej pani, bo ona ma buty za 50 zł, a ty za 300”. Uczniowie wszystko podsumują. Buty, ubranie, paznokcie. 30 spojrzeń na każdej lekcji nie da ci odetchnąć – mówi chemiczka.

Pytam, czy nauczyciel jest jeszcze dla ucznia mistrzem.

– Może w liceum, ale tu? – chemiczka macha ręką. – Podstawówka to bardzo ważny czas, możemy w nich zaszczepić pasje, które potem rozwiną, ale łapiemy nadgodziny, żeby z czegoś żyć. Jesteśmy zmęczeni. Jakość lekcji spada.

Program jest przeładowany, mówią jednym głosem nauczyciele. Fatalnym pomysłem była kumulacja roczników. Nie pomogły petycje rodziców. Ministerstwo wyrzuciło milion podpisów do kosza. – Nowej podstawy programowej ze środowiskiem nauczycielskim nie konsultowano. Jej autorów ujawniono dopiero na mocy wyroku sądowego. Nikt się z nami nie liczy. Wolałabym prowadzić lekcje, niż tu siedzieć. To męczarnia. Nie zapłacą mi. Ale nie można się poddać! Zapożyczę się z Providencie, ale będę strajkować. Za daleko to zabrnęło – polonistka zaciska usta.

Telefony mogą być na podsłuchu

W liceum strajkuje się na piętrze, w pokoju nauczycielskim. Za strajkiem zagłosowało 90% grona pedagogicznego. Lista protestujących już podpisana i dostarczona do sekretariatu, jak codziennie rano. W pustej szkole dziwnie się niesie echo nielicznych kroków po korytarzach. Wpada zmieszany ojciec pierwszoklasisty. Przynosi dwie paczki pączków.

– Trzymamy za państwa kciuki! – posyła uśmiech i szybko znika.

– Widzę tu analogię do czasów Solidarności. Chodzi mi o metody, jakie możemy stosować wobec brutalnej władzy, granice, do jakich możemy się posunąć – zaczyna dyskusję polonista. – Trzeba pamiętać, że nawet zanim wygrał Gandhi, tysiące Hindusów zostało rozgniecionych. U nas też Solidarność zwyciężyła nie dzięki poezji, ale dzięki sile. Władza o tym wie. Jest brutalnym, wściekłym koniem, który nie chce odpuścić. I dlatego teraz mamy taką sytuację, w której każdy wybór jest zły…

– Więc co z klasyfikacjami? – pyta ktoś cicho.

Milczenie.

– Czekamy na decyzję polityków. Ruch jest po ich stronie – mówi polonista.

– Ale przecież oni sobie z nas kpią – zauważa romanistka. – Nie chcą dialogu. Ma być debata o edukacji. Ale kiedy? Specjalnie zwlekają. Dyrektorka i wicedyrektorka mają jakiś problem z telefonami. Podejrzewają, że mogą być na podsłuchu.

– Matury nie odbędą się nie przez nas, ale przez nich – matematyk kręci głową.

– Nie wiem, czy możemy to zrobić uczniom. Wielu chce studiować za granicą – angliście drży głos.

– Poradzą sobie. A co z nami, z naszymi dziećmi? Dla nich też chcemy dobrej przyszłości.

– Nie znam strajku, w którym czegoś się nie poświęca – cicho dodaje etyk.

– Wiecie, dostałam od ucznia SMS-a z taką pogardliwą buźką. Napisał: „Miłego strajku pani życzę!”. Czułam się strasznie, że przyszło mi strajkować – matematyczka potrząsa głową.

– Więc co robimy? Matury są zagrożone.

– Czekamy na sensowną propozycję rządu. Wiedzieli o strajku od kilku miesięcy – w głosie chemika słychać determinację.

Do pokoju nauczycielskiego wchodzi starszy pan. Patrzy oszołomiony na grono zgaszonych nauczycieli. Jakby zupełnie kogo innego tu się spodziewał.

– Słyszałem, co chcecie zrobić! – krzyczy. – Pochodzę z rodziny nauczycielskiej! Moi rodzice po wojnie klepali biedę, ale sprawdzali zeszyty! Nauczyciel to misja! Lekarz musi leczyć! A nauczyciel musi wystawiać oceny! – cały się trzęsie.

– Pan mówi o czasach po wojnie. Teraz mamy wzrost gospodarczy, rząd ma pieniądze na podwyżki – zauważa chemik.

– Czy pan widzi w tym pokoju osoby poniżej czterdziestki? – odzywa się najmłodsza z nauczycielek. – To nie przypadek, proszę pana. Młodzi nie chcą być nauczycielami. Ja też się zastanawiam, czy nie rzucę zawodu. Kocham uczyć. Ale jaka to perspektywa? Pan mi mówi o misji, a ja nie mam na książki. Też mam prawo godnie żyć!

Mężczyzna zapowietrza się. – I tak nic nie dostaniecie! Kaczyński wam nie da – mówi hardo. Wychodząc, odwraca się przez ramię, jakby miał splunąć.

Nauczyciel na winobraniu

Trzeci dzień strajku w podstawówce i gimnazjum. Drugi dzień egzaminów gimnazjalistów.

– Podobno brakuje im jednej osoby do komisji – szepce z satysfakcją wuefistka.

– Nie, już znaleźli… – odpowiada katechetka.

Jedyna, która odważyła się strajkować. Dano jej do zrozumienia, że od września może mieć problem z zatrudnieniem, bo kuria może jej cofnąć misję kanoniczną. Pozostali katecheci i ksiądz pomagają w egzaminach.

– Wicedyrektorka dzwoniła do mnie w nocy i pytała, czy jednak się nie złamię i nie usiądę w komisji – zdradza germanistka. – Gdybyśmy wszyscy solidarnie strajkowali, mielibyśmy już te podwyżki.

– Ja się dziwię, że przy tak niskich zarobkach ktoś jeszcze boi się strajkować, nie mamy nic do stracenia – zauważa nauczycielka etyki. – Pan w moim kiosku, jak kupowałam bilet, powiedział, że właśnie wpłynęła mu pensja i może zaszaleć, 4 tys. zł na rękę! A ja spuściłam oczy. Zarabiam dwa razy mniej. Może mój przedmiot nie jest wiodący, ale to trudna praca. Mam podstawę programową, a nie mam podręczników. Zajęcia albo wcześnie przed lekcjami, albo po południu, kiedy dzieci są zmęczone i głodne. Często uczeń podchodzi i mówi: „Ma pani coś do jedzenia?”. Ostatnio ośmiolatka zapytała mnie w trakcie lekcji: „A gdzie pani właściwie pracuje?”. Roześmiałam się, ale dało mi to do myślenia.

– Ten strajk nas podzieli, po nim w pokoju nauczycielskim już nigdy nie będzie tak samo – zauważa Hanna, anglistka. Dzisiaj strajkujący siedzą w dwóch salach. W jednej oglądają konferencję prasową minister Zalewskiej, która najwyraźniej myślami jest już gdzie indziej. Niedługo wybory do europarlamentu, a ona ma numer 1 na liście opolsko-dolnośląskiej.

W drugiej sali dyskusje.

– Najgorsze są te mity o naszym zawodzie. Że wakacje. Że 18 godzin pracy. Wcześniej pracowałam w biurze, ale nie mogłam znieść monotonii. W szkole świetne jest to, że każdy dzień jest inny, ale ilość papierologii mnie zaskoczyła – Ula od dwóch lat jest nauczycielką matematyki. – 18 godzin przy tablicy, ale do tego rady, zebrania, szkolenia, przygotowania do konkursów, gazetki ścienne. Przygotowanie materiałów do lekcji, sprawdzanie kartkówek. A jak masz wychowawstwo, to jeszcze podliczanie absencji uczniów, kontakty z rodzicami. No i wycieczki, a każda to kilka nocy bez snu. Oni naprawdę potrafią mieć głupie pomysły. I ten hałas! Niektórzy w czasie dyżurów na korytarzach mają zatyczki do uszu.

– Dyżury na korytarzach są straszne, szczególnie w czasie krótkich przerw – Olga uczy fizyki. – Nauczyciel biega między piętrami, nie ma nawet kiedy iść do toalety. Miałam nieraz ból brzucha, okres jak Niagara, mdlałam, ale musiałam pędzić na następną lekcję, bo już był dzwonek! Słyszałyście piosenki strajkowe? – Olga zmienia temat i włącza komputer. Na ekranie mężczyzna z gitarą. Z tyłu chór nauczycielek: „Pasją się nie najesz, w misję nie ubierzesz, powołanie cię na pewno na wakacje do Chorwacji nie zabierze”.

Germanistka kiwa głową. – Ciągle trzeba kombinować, jak dorobić. W szkole, w której wcześniej pracowałam, jedna z nauczycielek sprzedawała własnoręcznie robioną biżuterię, druga przywoziła białe sery spod Warszawy. Tłumaczyła, że to sąsiadka sprzedaje… Wszyscy wiedzieliśmy, kto naprawdę robi te sery. Sama, jak byłam stażystką, jeździłam każdego lata na winobranie do Francji. Teraz nie miałabym siły.

Kolejna piosenka. Tytuł: „Belfer nie świnia”.

„Bo skoro młodzież uczyć mam,
to godne życie dajcie nam,
Nie może świnia droższa być,
niż ten, kto uczy dzieci żyć…”.

– Z tym 500 zł na każdą krowę i 100 zł na świnię to przesadzili. A teraz mówią, że my się ośmieszamy piosenkami – wzdycha nauczycielka fizyki.

– Nie piosenkami, tylko protest songami – młoda polonistka ripostuje. – Protest song to manifest skierowany przeciwko jakiemuś zjawisku. Te piosenki zostaną. Powiedzą prawdę o naszej pracy.

– Myślisz? Może za bardzo się odkrywamy przed ludźmi, nie sądzicie? Potem jeszcze mniej nas będą szanować.

– Trzeba powiedzieć prawdę, żeby coś zmienić. Zobaczcie, z powodu strajku żaden rodzic nie zrobił awantury. A ja się wczoraj złapałam na tym, że mam tyle czasu wieczorem. Nie musiałam przygotowywać się do lekcji. Nie korespondowałam z rodzicami. Podczas strajku zobaczyłam, że jest więcej osób, które myślą tak jak ja. Nawet jeśli trzeba go będzie przerwać, to jedno już wygraliśmy. Konsolidację środowiska nauczycielskiego – polonistka szuka kolejnej piosenki strajkowej.

Debata o północy

23 kwietnia, godz. 11. Ogromna manifestacja nauczycieli przed Ministerstwem Edukacji Narodowej. Policjant filmuje twarze strajkujących. Reprezentacje nauczycieli z każdej części Polski.

– Wstaliśmy o godz. 4 rano, żeby tu dojechać ze Śląska.

Ktoś macha wielkim transparentem „Nie chcemy pracować za miskę ryżu!”. Mocny głos skandującej przez mikrofon kobiety: – Na wsi jest szczególnie trudno. Dajmy głos wszystkim sołectwom w Polsce, gdzie nauczyciele mają odwagę strajkować! – tłum klaszcze.

Takich wypowiedzi jest więcej. Energia. Solidarność. To już trzeci tydzień strajku.

– Na początku byłam sceptyczna, ale rząd tak mnie obraził, że będę strajkować do skutku. Nie widzę innego wyjścia. Nie chodzi już tylko o pieniądze. Chodzi o moją godność – padają słowa z tłumu. Takich manifestacji ma być więcej.

Trzy dni później, w nocy z 25 na 26 kwietnia, w Sejmie i Senacie seria głosowań. Na podstawie nowej ustawy decyzję o klasyfikacji do matury zamiast nauczycieli mógłby podjąć dyrektor. Nowelizacja przewiduje też przeprowadzenie klasyfikacji po 26 kwietnia, po upływie jej formalnego terminu. W Sejmie debata nad wnioskiem o wotum nieufności wobec minister edukacji Anny Zalewskiej. Krystyna Szumilas (PO) do premiera Morawieckiego: – Pozwolił pan, by w stosunku do nauczycieli zastosować rozwiązanie siłowe zamiast rzetelnych rozmów. Zafundował pan społeczeństwu wątpliwej jakości spektakl, którego głównym celem było poniżenie nauczycieli i złamanie ich kręgosłupa. Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej zastanawia się, dlaczego debata jest o północy, skoro minister Zalewska odniosła tyle sukcesów. O godz. 1.33 serwis rmf24.pl podaje: „Sejm odrzucił wniosek klubu PO-KO o wyrażenie wotum nieufności wobec minister Anny Zalewskiej”. Po niemal trzytygodniowym strajku nauczycieli, największym od 1993 r. W innych krajach premier zdymisjonowałby ministra odpowiedzialnego za doprowadzenie do takiej sytuacji.

Czwartek to dla protestujących trudny dzień. – Wielu było wściekłych na Broniarza, że ogłosił zawieszenie strajku. Dowiedzieli się o tym z mediów. Mimo początkowej złości uważam, że podjął mądrą decyzję – mówi matematyczka. – To było najlepsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę, jak traktował nas rząd. Okrągły stół to miała być kolejna fikcja. Cieszę się, że ZNP nie wziął udziału w tej farsie.

W piątek, w ostatnim dniu strajku, nauczyciele rozmawiają o tym, ile protest ich nauczył.

– „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – polonistka cytuje Szymborską. – To początek walki o godność zawodu. Podniesienie płac to najpilniejszy postulat, bo biedny nauczyciel nie może być dobrym nauczycielem.

– W Dniu Nauczyciela dyrektorka odczytała na apelu, ile zarabia nauczyciel. Spojrzeliśmy po sobie. Nie powinna o tym mówić przy uczniach – taka była moja pierwsza myśl. Ale teraz myślę inaczej. Właściwie czego mamy się wstydzić? Niech rząd się wstydzi, że w kraju, w którym jest wzrost gospodarczy, zarabiamy poniżej średniej krajowej – młoda germanistka uśmiecha się ironicznie. Dodaje, że jej znajomy, nauczyciel etyki, pracował kiedyś w prywatnej szkole, do której uczennice przywoził kierowca. – A on miał taką poprzecieraną, zamszową marynarkę, nie stać go było na nową. Przypadkiem usłyszał na korytarzu komentarz uczennicy: „Czego nas może nauczyć facet w przetartej marynarce?”.

Personalia bohaterów zostały zmienione.

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 20/2019, 2019

Kategorie: Reportaż

Komentarze

  1. darek_lask
    darek_lask 15 maja, 2019, 09:45

    Plakietkę przypiętą do GOLFA????? Rozumiem, że to sweter typu golf, nie samochód?

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Radoslaw
    Radoslaw 18 maja, 2019, 15:16

    „Program jest przeładowany, mówią jednym głosem nauczyciele. ”
    A czym on jest przeładowany ten program?
    W swoich szpargałach natknąłem się niedawno na kilka moich podręczników i zbiorów zadań z matematyki i fizyki, z których uczył się ogół młodzieży licealnej w latach 80-tych. W klasie trzeciej (czteroletniego wówczas liceum) omawiane były zagadnienienia, które obecnie serwuje się dopiero studentom pierwszego roku politechnik albo uniwersyteckich wydziałów nauk ścisłych. Pamiętam też doskonale, jak moja matematyczka już w owej klasie trzeciej (profil matematyczno-fizyczny) dręczyła nas zadaniami ze zbioru przeznaczonego dla pierwszego roku uczelni technicznych. A uczęszczałem do zupełnie przeciętnego liceum… Do dziś mam przed oczami wściekle żółte okładki opasłego tomiszcza, którego widok wzbudzał w nas dreszcz strachu.
    Zerknąwszy ostatnio na zadania matematyczne z tegorocznej matury na poziomie rozszerzonym (czyli odpowiednik mojej własnej sprzed ponad trzech dekad) nie wiedziałem, czy się rozpłakać czy roześmiać – taką „maturę” bez problemu zdaliby w czasach „komunistycznych” absolwenci profilu humanistycznego. Dlatego wśród tamtych (i starszych) roczników „humanistów” jeszcze można dziś znaleźć ludzi, których, oprócz oczytania, błyskotliwości i biegłości w posługiwaniu się ojczystym językiem, cechuje jednocześnie zdolność zwięzłego i logicznego wygłaszania swoich poglądów. Natomiast wypowiedzi rozmaitych historyków, socjologów czy dziennikarzy świeższej daty, to głównie słowotok, wyrzucany z prędkością karabinu maszynowego – byleby nie dopuścić do głosu oponenta. Argumentacja została zastąpiona demagogią, pustą retoryką i pospolitym chamstwem. Taki styl cechuje głównie zagorzałych antykomunistów, zwalczających coraz zajadlej system, którego w Polsce nigdy nie było. A wiedzieliby o tym, gdyby w toku szkolnej edukacji zetknęli się z działem matematyki o nazwie logika formalna… Ale dla nich nie jest istotna prawda, oni UWAŻAJĄ i WIERZĄ, że komunizm był i już. Urojenia i wiara zastąpiły rozum.
    Zachowam jeszcze swoje szkolne papierzyska – tak z ciekawości, żeby zobaczyć, o ile lat jeszcze obsunie się poziom polskiej edukacji w stosunku do „zacofanej” Polski Ludowej. Na razie mamy degradację o jakieś 2-3 lata. Jeśli aktualny trend się utrzyma, to za 10 lat rachunku różniczkowego – obowiązkowego w Polsce Ludowej we wszystkich szkołach średnich, chyba z wyjątkiem klas humanistycznych – będzie się uczyć dopiero na studiach doktoranckich i tylko na wybranych wydziałach politechnik i uniwersytetów.
    Jaki wtedy będzie „styl”polskiego dziennikarstwa i „kultura” polskich polityków – wolę nawet nie myśleć.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy