Czekolada za życie

Czekolada za życie

W Polsce krew jest najtańsza w Europie Michał Malisiewicz, radosny licealista z Warszawy, zrobił to po raz pierwszy, trochę dlatego, że nauczycielce biologii się nie odmawia. Gdy ks. Piotr Sadkiewicz rozpoczynał swoją działalność, myślał o siostrze Faustynie, poza tym zawsze pamięta o przelanej krwi Chrystusa. Dariusz Piotrowski przed dziesięciu laty był znakomitym chirurgiem. Po wypadku wiedział, że będzie musiał zmienić zawód. Wtedy też zdecydował, że nie może być tylko administratorem, musi uczestniczyć w tym, co nadzoruje. Radosław Pazura po strasznej kraksie nie zmienił profesji, ale w swoim życiu znalazł kawałek czasu, by dzielić się sobą z innymi. Dosłownie samym sobą. Uczeń, ksiądz, dyrektor i aktor. Łączy ich krwiodawstwo. Albo je organizują, albo w nim uczestniczą. Bo oddawanie krwi przeżywa renesans. W lecie, gdy Polacy przebywają na urlopach, a wypadków wcale nie jest mniej, w mediach pojawiają się alarmistyczne apele. W sumie jednak krew zaczyna płynąć coraz równiejszym strumieniem. Już nie uważamy, że krew nam się należy, bo płacimy składki, oddać ją zaś możemy tylko dla umierającego krewnego. Młodzi gonią honorowych A zapowiadało się, że jako relikt PRL krwiodawstwo nie przetrwa w nowych czasach. Szczególnie lekceważony był honorowy krwiodawca – miał jakąś legitymację, kontrowersyjne prawo do zakupów bez kolejki i w ogóle gustował w czynach społecznych. Sami honorowi krwiodawcy okazali się odporni i nie przejmowali się odbieranymi miniprzywilejami. Dziś rekordziści mogą otrzymać za darmo niektóre witaminy, a z prawa pierwszeństwa w aptece nie korzystają ze względu na to, że w kolejce zawsze stoją staruszki. Coraz rzadsze kpiny puszczają zaś mimo uszu. – W końcu jak się oddało 30 litrów krwi, to człowiek głupotami nie będzie się przejmował – mówi Cezary Szerszeniewski, który od 1989 r. przychodzi do warszawskiego centrum krwiodawstwa. Pracuje na swoim, więc nikt mu wolnego dnia nie musi dawać. Pan Cezary należy do elity. Krew ma tak dobrą, a i sam tak idealnie się prowadzi, że może być także dawcą bezcennych płytek. 40 minut spędza na specjalnym fotelu, krew płynie, komputer pracuje. Supertechnika, szumi aparat (zwany jednorękim bandytą) warty kilkanaście milionów. Michał Malisiewicz przyjechał wraz z klasą z warszawskiego liceum nr 48. Z szacunkiem ogląda wytartą honorowa legitymację pana Cezarego. Jego własna z adnotacją, że oddał 450 ml (taka jest norma jednego pobrania), zawiera na razie tylko ten jeden wpis. – Ja też takiej się dorobię – mówi Michał, który już nawet wie, że w Polsce wykonuje się 2 mln transfuzji rocznie. – Bo krwiodawstwo jest trendy – dodaje. Podobnie uważają kibice. Kiedy o krew dla młodej kobiety zaapelował Zielonogórski Klub Żużlowy, do punktu zgłosiło się o 600 osób więcej. Skorzystały inne województwa. Billboard i ambona Żeby młody człowiek uznał, iż krwiodawstwo nie jest obciachem, musiało się sporo wydarzyć. Młodość przyszła wraz Europejską Fundacją Honorowego Dawcy Krwi, która właśnie rozpoczyna kolejną akcję billboardową. To jej członkowie wpadli na pomysł wykorzystania tego środka przekazu. Na przechodniów spoglądał Radosław Pazura, który sam po wypadku potrzebował 10 litrów krwi. Niżej hasło: „Dostałem krew, żyję”. W tym roku tekst będzie brzmiał jeszcze prościej: „Oddajemy krew”. W miastach stanie tysiąc takich billboardów. Prezes fundacji, Marcin Velinov, kieruje szkołą aikido, ale było mu mało. Doszedł do wniosku, że swój autorytet trenera musi wykorzystać jeszcze w inny sposób. Sam nigdy przedtem nie oddawał krwi ani nie znał nikogo takiego. Dopiero teraz zagęściły się problemy. Przyjaciel, mistrz aikido, miał wypadek, a siostrzenica przechodzi rzadką chorobę wymagającą leczenia krwią. – W każdej chwili każdy z nas może potrzebować pomocy – mówi Marcin Velinov, który chciałby także uniknąć akcyjności. Najcenniejsze są systematyczne osoby. Fundacja wyprodukowała film, który trafi do szkół i wytłumaczy, że warto oddać tę część siebie, która się zregeneruje, a dla kogoś będzie ratunkiem. Film jest fragmentem ogólnopolskiej kampanii „Krewniacy”. – Nawet dzieci mogą pomóc, gdy zostaną Honorowymi Krwinkami – mówi Marcin Velinov. – Muszą tylko zachęcać dorosłych, by oddali krew. Ale, jak zaznacza, nie będzie żadnej nachalnej propagandy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 48/2004

Kategorie: Kraj