Często bywam z siebie niezadowolona

Często bywam z siebie niezadowolona

Bez umiejętności śpiewania standardów trudno byłoby mi zaproponować coś własnego AGA ZARYAN, wokalistka jazzowa młodego pokolenia – W końcu nagrałaś autorską płytę? – Przyszedł taki moment, żeby zrobić coś własnego. Na scenie śpiewam właściwie już od 12 lat. Po latach uczenia się i śpiewania standardów – ja to nazywam odrabianiem pracy domowej, bo standardy to jest takie abecadło jazzmana – doszłam do wniosku, że czas najwyższy nagrać coś osobistego. A do tego trzeba mieć podstawy i te amerykańskie klasyczne kawałki jazzowe są taką dobrą szkołą harmonii i melodii. Jestem osobą otwartą na różne wpływy, ale gdzieś tam głęboko we mnie tkwi tradycjonalizm. Bez umiejętności śpiewania standardów trudno byłoby mi zaproponować coś własnego. Miałam też potrzebę napisania własnych tekstów, podzielenia się ze słuchaczami jakimiś swoimi historiami, no a że mam przy boku świetnych instrumentalistów i kompozytorów, rzuciłam pomysł, żeby zrobić coś wspólnego, no i sobie spokojnie tę płytę przez półtora roku robiliśmy. – Śpiewanie klasyków w jakiś sposób cię ograniczało? – Nie, absolutnie nie! Ja do standardów na pewno wrócę. Moim marzeniem jest, jak już będę bardzo dojrzała artystycznie, nagrać płytę z dużą orkiestrą, ale myślę, że mam jeszcze dużo czasu na ten projekt… Pierwszy etap mam już za sobą, to było takie wychodzenie od ulubionych kawałków, od poznawania muzyki, która mnie fascynuje. Teraz jest kolejny krok – pójście w stronę autorską, ale na pewno wrócę do standardów, bo to jest muzyka, do której można wracać w każdym momencie swojej drogi artystycznej i za każdym razem inaczej się wyrażać. Jazz jest bardzo związany z doświadczeniem życiowym, to jest muzyka, którą z wiekiem rozumie się i gra coraz lepiej, coraz lepiej można improwizować i interpretować teksty. – Kiedy zaczynasz czuć standard po swojemu, że już jest „twój”? – Nie starałam się słuchać innych wykonań, ale chciałam znaleźć swój sposób interpretacji. Na początku, jak byłam bardzo młodą dziewczyną, słuchałam bardzo wielu wykonań różnych wykonawców, nie tylko wokalistów, ale też instrumentalistów, szczególnie saksofonistów i trębaczy, bo przecież artykulacja głosu w jazzie wywodzi się właśnie od instrumentów dętych. Słuchałam, jak zagrał jakiś utwór Miles Davis, jak Sonny Rollins, jak grał go Bill Evans, porównywałam to sobie, a później starałam się w tym standardzie znaleźć swój głos. Tak chyba wyglądają pierwsze kroki każdego muzyka i wokalisty… – Co wspólnego z twoim doświadczeniem znajdujesz w cudzych utworach? – Z reguły teksty jazzowe są bardzo uniwersalne i każdy może znaleźć w nich coś swojego, coś dla siebie. Nie mogłam wcześniej śpiewać niektórych utworów, np. „Yesterday”, który opowiada o wspomnieniach dawnych dni. Jak się ma 20 lat i śpiewa takie teksty, to raczej jest to bardziej groteskowe niż poważne. Co innego, jak śpiewa to 70-letnia jazzmanka, która już trochę w życiu przeszła. Na ogół to są piosenki o miłości, bardzo uniwersalne i można je śpiewać w różnym wieku. Oczywiście jest ten bardzo osobisty element improwizacji i osobistego komentarza do cudzego tekstu, kiedy się myśli o własnych przeżyciach. Każdy szanujący się artysta stara się zaśpiewać czyjś tekst jak najbardziej od serca. Do tego dochodzi duża swoboda w aranżowaniu utworów. Jeden standard może raz być swingiem, a raz balladą. – Wybierasz poetki, a nie poetów? Na płycie „Umiera piękno” śpiewałaś teksty kobiet walczących w powstaniu warszawskim. Na ostatnią płytę wybrałaś wiersze Denise Levertov, amerykańskiej poetki, bliskiej przyjaciółki Czesława Miłosza. Czy doświadczenie płci jest dla ciebie bardziej interesujące niż ogólnoludzkie? – Ten kobiecy pierwiastek jest w moich tekstach niezwykle istotny. Łatwiej jest mi utożsamiać się z kobiecą poezją, inaczej patrzy kobieta na różne kwestie, a inaczej mężczyzna. To taki naturalny wybór. I Denise Levertov wydała mi się bliska emocjonalnie w tym momencie mojego życia, bliska mojemu sercu. – Czy w czasach „Klubu szalonych dziewic” jest miejsce na emocjonalną, stonowaną i wrażliwą muzykę? – Nie wiem. Jeśli posłuchać moich tekstów z płyty „Picking up the pieces”, jak „Woman’s work”, „Tender As A Rose”, czy utworu z ostatniego albumu „My name”, który jest ostrym tekstem, albo „Temptation game”, który z kolei jest tekstem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2010, 2010

Kategorie: Kultura