Czy leci z nami rząd?

Czy leci z nami rząd?

Leszek Miller sam dobrze wie, jakie błędy popełnił, ale razem z tymi błędami oraz z tymi, jakie jeszcze popełni, pozostaje najwybitniejszym politykiem na lewicy. Wielu nie ukrywa, że chętnie widziałoby ostateczny upadek SLD, a najpewniejszym sposobem osiągnięcia tego celu byłoby usunięcie Millera poza ramy życia politycznego. Tak się złożyło, że w SLD nie widać obecnie poza Millerem nikogo, kto byłby zdolny do roli przywódczej. Zwolennicy SLD – działacze, członkowie i wyborcy – nie mogą ataków na Millera traktować jako jego sprawy osobistej, bo w istocie nie tyle o niego, co o nich przede wszystkim chodzi. Jeżeli przeciwnicy SLD odnieśliby sukces w zwalczaniu Millera, ta partia prawdopodobnie przestałaby istnieć, a jej realni i potencjalni wyborcy nie mieliby swojej reprezentacji parlamentarnej. Jedni wybraliby absencję, a drudzy rozproszyliby się po nie wiadomo jakich ugrupowaniach. Palikotowcom się zdaje, że zniknięcie SLD i PSL – zniknięcie partii ludowców także im się marzy – pozwoliłoby im wreszcie na pełne rozwinięcie skrzydeł. Centrolewica jeszcze nie istnieje, ale już ma liderów i ci są pewni, że jakiś spadek po zmarłym SLD przypadłby im w udziale. Myślę, że byłby to spadek zbyt malutki w porównaniu z oczekiwaniami. Najwięcej niecierpliwości w czekaniu na śmierć SLD wykazują palikotowcy. Od paru miesięcy prowadzą nagonkę na Leszka Millera, zarzucając mu ni mniej, ni więcej, tylko współodpowiedzialność za torturowanie więźniów CIA w ośrodku na Mazurach. Ich rzecznik, jak ma ochotę, to mówi o współudziale. Macierewicz i podobni przyzwyczaili nas do tego, że w Polsce można wygłaszać najdziksze zmyślenia; rzecznik palikotowców kroczy dobrze już wydeptanym szlakiem. Gdy się tego słucha, nie wie się, co to jest: oczernianie, potwarz? Chyba nie, bo oszczerca dba o prawdopodobieństwo swoich oszczerstw, a tu żadnej takiej dbałości nie widać. Palikot sobie przydzielił powtarzanie frazesu, że Miller „ma krew na rękach” polskich żołnierzy, których wysłał do Iraku i Afganistanu. Taką „krew na rękach” z takiego lub innego powodu mają prawie wszyscy szefowie państw i rządów europejskich, z Aleksandrem Kwaśniewskim włącznie. Spróbujcie spierać się z Palikotem rzeczowo: roześmieje wam się w nos i tyle będzie sporu. Treść tego, co on i jego partia ma do zarzucenia Millerowi, jest tak nikła, tak żadna, że można ją wybębnić na bębnie, wygrać na grzebieniu i nic dziwnego, że ostatnio w Sejmie starali się ją zakomunikować przy pomocy trąbki. Prokuratura ujawniła, że prowadzone jest śledztwo przeciw Zbigniewowi Siemiątkowskiemu, któremu zarzuca się „udział w zorganizowaniu w Polsce ośrodka, w którym CIA w latach 2002-03 przetrzymywała jeńców podejrzewanych o terroryzm (…). Prokuratorzy zebrali również dowody pozwalające na rozpoczęcie w Sejmie procedury postawienia przed Trybunałem Stanu premiera rządu SLD Leszka Millera” (cyt. „Gazeta Wyborcza”). Co było złego w tym, że polski rząd udostępnił służbom specjalnym zaprzyjaźnionego mocarstwa na swoim terytorium pomieszczenia do przetrzymywania tych sukinsynów terrorystów, przeciw którym pałał wówczas gniewem i pogardą cały Zachód? Na temat metod przesłuchań żadnych uzgodnień nie musiało być i nie było. Kraje, które nic Ameryce nie zawdzięczały, mogły sobie pozwolić na odmowę, ale Polska, Litwa, Rumunia przeżywające euforię z powodu objęcia ich Sojuszem Północnoatlantyckim wystawiłyby sobie świadectwo nielojalności i naraziły się na podejrzliwość ze strony protektora, gdyby odmówiły. A jak zareagowałaby krajowa prawica solidarnościowa, gdyby „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że rząd SLD, któremu mniej wolno, odmówił Amerykanom tej przysługi w apogeum walki z terroryzmem? Jak wyglądała ta sprawa 10 lat temu, to jedno, a jak wygląda to dzisiejsze śledztwo, to drugie. Polska błaga Amerykę o umieszczenie na polskim terytorium bazy antyrakietowej, mimo że taka baza czyniłaby z Polski w razie czego teren wymiany ciosów między Ameryką a jej „wrogiem nr 1”; żebrze o rakiety Patriot i choćby pluton amerykańskich żołnierzy. W tych warunkach prokuratura nie powinna wszczynać żadnego śledztwa i prawdopodobnie by go nie wszczynała, gdyby nie chodziło o rząd SLD. Zarzuty prokuratury mają bardzo mało wspólnego z tzw. prawdą materialną, a wiele z fikcjami prawnymi. Bierze się fakt słusznie dokonany, a następnie dobiera się księżycowe kategorie prawne, aby ten fakt uznać za czyn przestępczy. Oto, jakie kategorie prokuratura tu zastosowała: „przestępstwo przeciwko pokojowi, ludzkości oraz przestępstwa wojenne”, zbrodnie zagrożone karą dożywotniego więzienia. Dokładnie takie oskarżenia postawiono zbrodniarzom hitlerowskim w Norymberdze. Prokuratura pomyliła Leszka Millera

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2012, 2012

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony