Płk Miodowicz użył Jaruckiej jako kija, którym można uderzyć politycznego konkurenta. Z własnej inicjatywy? Kiedy zostanie wyjaśniona rola płk. Konstantego Miodowicza w sprawie Anny Jaruckiej? Pułkownika UOP naciska rzecznik Cimoszewicza, Tomasz Nałęcz. Miodowicz odpowiada mu inwektywami: – Pan Nałęcz mówił te słowa w chwili specyficznej pomroczności, w szale nienawiści, który go ogarnął w ferworze odnośnej debaty. Pan Nałęcz kłamał, bredził. Ale jak długo można unikać odpowiedzi na oczywiste pytania, „ostrzeliwując się” słowami z rynsztoka? Fakty są oczywiste – tak jak pisaliśmy tydzień temu, tropy prowadzą do Miodowicza. To on przyprowadził Jarucką do komisji orlenowskiej, to on wywołał całą aferę. Tymczasem wiarygodność Jaruckiej słabnie. I to nie tylko dlatego, że wystarczyło dokładniej przeanalizować jej oświadczenia i materiały, które przekazała opinii publicznej, by odkryć w nich niekonsekwencje i wielkie znaki zapytania. Nie zgadzają się daty, ksero, które przekazała komisji, jest falsyfikatem, rzekomy podpis Cimoszewicza jest pieczątką. Dodatkowo Jarucką pogrążają piątkowe rewelacje, czyli list, który napisała do Cimoszewicza, a który do niego nie dotarł. List Jarucka przekazała koledze, pracownikowi MSZ, ale on nie oddał go marszałkowi. W ubiegłym tygodniu przekazał go prokuraturze. Jeżeli okaże się, że jest autentyczny (a to powinno być szybko stwierdzone), pogrąży i samą Jarucką, i posłów z orlenowskiej komisji. Była asystentka miała prosić w nim Cimoszewicza o protekcję, pomoc jej mężowi w wyjeździe na zagraniczną placówkę: „Jak Panu kiedyś wspominałam, marzymy o wyjeździe do Włoch – może jednak mój mąż mógłby wyjechać na jakąś placówkę? – jest filologiem włoskim, zna idealnie ten kraj i ma 10-letni staż w administracji publicznej na stanowiskach kierowniczych. Naprawdę z MSZ wyjeżdżają głupsi od niego. A ja bym sobie spokojnie wychowywała dzieci jako niepracująca żona i wszyscy byliby zadowoleni. Jak Pan myśli? Dla Pana to jeden telefon, a ja będę wdzięczna do końca życia”. Prokuratura pytana przez dziennikarzy o list odpowiedziała, że będzie pomocny w śledztwie, zwłaszcza w wyjaśnieniu motywów postępowania Jaruckiej. O tych motywach mówił zresztą Tomasz Nałęcz: – Nie ma nic złego w tym, że zrozpaczony człowiek szuka protekcji u swojego byłego zwierzchnika. (…) Ale skoro pani Jarucka ukryła fakt ubiegania się o protekcję, to znaczy zależało jej, aby ten fakt nie wyszedł na jaw, bo to jest motyw popełnienia tego czynu przestępczego, jakim było wyprodukowanie fałszywego dokumentu. – Biedna, nieszczęsna kobieta w ciężkiej sytuacji życiowej postanowiła się zemścić na swoim byłym zwierzchniku – mówił. I dodał: – Pojawia się pytanie, kto tę nieszczęsną kobietę wykorzystał celem zorganizowania prowokacji, fałszerstwa politycznego mającego na celu pozbawienie szans wyborczych najpoważniejszego pretendenta do urzędu prezydenckiego. Ślady prowadzą do pułkownika Na proste pytanie: „Kto wymyślił Jarucką?” odpowiedź jest jedna: płk Konstanty Miodowicz. Sam zresztą do tego się przyznaje. – To ja trafiłem do niej – mówił „Gazecie Wyborczej”. – Znajomy opowiedział mi, co w prywatnej rozmowie powiedziała mu Anna Jarucka o oświadczeniu Cimoszewicza. Nie miała zamiaru tego nikomu ujawniać. Ale znajomy, wiedząc, czym się zajmuję, zapytał, czy byłbym zainteresowany. Takiej informacji nie mogłem ignorować. Spotkałem się z Jarucką w czwartek (11 sierpnia) o 12.15. Odebrałem od niej pisemne oświadczenie, a następnie pojechałem do Sejmu. Pracownikowi Komisji Śledczej, który miał dyżur, podyktowałem wniosek do szefa komisji Andrzeja Aumillera o zwołanie w trybie nadzwyczajnym posiedzenia, na którym przesłuchalibyśmy Jarucką. Tę wersję podtrzymuje również sama Jarucka. Podczas zeznań przed Komisją ds. Orlenu mówiła, że we wtorek (9 sierpnia) zdecydowała się oskarżyć Cimoszewicza. Po czym, poprzez znajomych, dotarła do posła PO. Spotkała się z nim w czwartek i już parę godzin później była na ustach całej Polski. Dosłownie. Oto fragment depeszy PAP z 11 sierpnia, z godz. 18.08, z której dowiedzieliśmy się, że była asystentka oskarża Cimoszewicza: „Miodowicz powiedział PAP, że Jarucka to osoba, która doświadczała „wielu groźnych konsekwencji” z racji tego, że współpracowała z Cimoszewiczem. Nie chciał jednak mówić o żadnych konkretach. Zdaniem Miodowicza, „w tej sytuacji można się zastanowić nad perspektywą tej kandydatury w kontekście wyborów prezydenckich””. Przesłanie jest więc oczywiste – płk Miodowicz, poseł PO, użył Jaruckiej jako kija, którym można uderzyć politycznego konkurenta. Pytanie tylko, czy zrobił to z własnej
Tagi:
Robert Walenciak









