Żyję bez zahamowań i ograniczeń Eva Mendes – najpiękniejsza Latynoska w Hollywood. Chce jednak, by ludzie pamiętali jej role, a nie podziwiali urodę. Unika przyjęć, o życiu prywatnym milczy. Za to dużo i chętnie mówi o niemej kreacji w surrealistycznym „Holy Motors” (reż. Leos Carax), który w styczniu wchodzi na polskie ekrany. W dorobku ma też takie tytuły, jak „Królowie nocy”, „Ghost Rider”, „Kobiety”, „Zeszłej nocy”, „Zły porucznik”. „Holy Motors” to jeden z najbardziej zwariowanych i zachwycających filmów, jakie widziałam. W twojej karierze to też rola niezwykła. Jak to się stało, że zagrałaś u Leosa Caraksa? – Znałam i uwielbiałam jego filmy, zwłaszcza „Kochanków na moście”, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że powierzy mi rolę w najnowszym filmie. Spotkaliśmy się na festiwalu w Marrakeszu. Zaprosił mnie na herbatę po marokańsku i powiedział wprost, że szuka aktorki z doświadczeniem w modelingu i że jego pierwszym wyborem była Kate Moss, ale miała zbyt napięty grafik. Wtedy pomyślał o mnie. Zaniemówiłam z wrażenia. To reżyser, który przekracza wszelkie granice i ma szaloną wyobraźnię, a więc aktor grający u niego musi być przygotowany na wszystko. Kiedy powiedział, że moja rola jest niema, a miejscem akcji będzie paryski cmentarz Père-Lachaise, poczułam dreszczyk emocji. Dlaczego? – Z dwóch powodów. Po pierwsze, jestem zafascynowana tą nekropolią, jest taka romantyczna i piękna. Po drugie, spodobało mi się, że moja rola jest milcząca. O wiele lepiej się czuję, wyrażając emocje ciałem, gestem i spojrzeniem niż w tradycyjnym dialogu. Poczułam się, jakbym grała w „Madamie Butterfly”, tak bardzo ten plan filmowy był inny niż dotychczasowe. Grasz modelkę Kay M, która w czasie pozowania na Père-Lachaise zostaje porwana przez ekscentrycznego kloszarda Oscara. – Właściwie zostaję wyniesiona na rękach przez Oscara wprost sprzed kamery, na oczach całej ekipy. Bez stawiania jakiegokolwiek oporu przez moją bohaterkę. Bo tak naprawdę ani Kay M nie jest ofiarą, ani Oscar kidnaperem i przestępcą. On, wyciągając ją z celebrycko-modowego światka, ratuje ją przed pułapkami tłamszącej rzeczywistości. Oczywiście Oscar jest zachwycony Kay M. Podziwia jej włosy, wącha je, głaszcze, próbuje nawet zjeść pukiel. Kay M jest dla niego ikoną piękna, wcieleniem doskonałości. To historia trochę jak z „Pięknej i bestii”, ale właśnie przy pokracznym, monstrualnie brzydkim Oscarze Kay M po raz pierwszy w życiu czuje się bezpieczna, odzyskuje spokój i wolność. Wolna i piękna W jednym z wywiadów powiedziałaś, że czujesz się kobietą wolną. Co miałaś na myśli? – Naprawdę tak powiedziałam? Tak. – Hm… Na pewno jestem niezależna duchem. Taką mam naturę. Nie powstrzymuję się, gdy czegoś pragnę. Nie ma w moim życiu miejsca na zahamowania, ograniczenia. Jestem jak najdalej od pruderii czy hipokryzji. To dlaczego było ci trudno przekonać się do zagrania słynnej już sceny masturbacji w filmie „Królowie nocy” w reżyserii Jamesa Graya? – To nie pozostaje w sprzeczności z tym, co powiedziałam. Jeśli coś wydaje mi się ważne i niezbędne – a w tym wypadku tak było – zrobię to przed kamerą. Inna sprawa, że nie od razu to sobie uświadomiłam. Potrzebowałam czasu, by oswoić się z tą nietypową sytuacją. Po rozmowie z Jamesem zrozumiałam, że to nie jest tylko masturbacja, ale akt miłosny, szczególny rodzaj więzi, jaka łączy moją bohaterkę z jej partnerem, granym przez Joaquina Phoeniksa. W takiej sytuacji o wiele trudniej udawać emocje. Nic dziwnego, że byłam spięta do tego stopnia, że wypiłam wódkę z sokiem pomarańczowym na rozluźnienie. No i przełamałam się! To było naprawdę wielkie wyzwanie aktorskie. Bałam się tylko, by tej sceny nie zobaczyli moi rodzice. Jest niemal na początku filmu, więc zabrałam ich na seans z 15-minutowym opóźnieniem. Jesteś piękną kobietą. Czy nigdy nie było tak, że musiałaś się rozbierać, zwłaszcza na początku kariery? – Owszem, wiele razy proponowano mi nagie sceny, ale nikt do niczego mnie nie zmuszał. Gdy odkrywałam, że chodzi o goliznę dla niej samej – odmawiałam. Zgadzałam się jedynie wtedy, gdy czułam, że jest to podyktowane względami artystycznymi albo uzasadnione w scenariuszu. Tak było nie tylko w przypadku „Królów nocy”, lecz także w filmie „Dzień próby” z Denzelem Washingtonem czy w reklamie Secret obsession Calvina Kleina. Czułam, że jestem otoczona profesjonalistami, że powstają piękne, artystyczne obrazy oddające zmysłowy charakter i klimat tych perfum. Przykro mi, że w USA ten spot został
Tagi:
Mariola Wiktor









