Debiut nominowany do Nike

Debiut nominowany do Nike

Warszawa 09.2017 r. Radka Franczak - pisarka. fot.Krzysztof Zuczkowski

Od lat piszę codziennie, ale czy coś z tego powstanie, jeszcze nie wiem Radka Franczak – absolwentka PWSFTviT w Łodzi i kursu reżyserii filmów dokumentalnych w Szkole Andrzeja Wajdy; autorka filmów dokumentalnych „Stiepan” i „Gdzie jest Sonia”. Jej debiutancka powieść „Serce” znalazła się w gronie książek nominowanych do Literackiej Nagrody Nike 2017. Po co młodym ludziom kontakt ze starszymi? – Taki kontakt daje bardzo dużo. Przede wszystkim dlatego, że starsi mają wiedzę o życiu, liczne doświadczenia, nie śpieszą się, a rodzice młodych ludzi najczęściej zarabiają pieniądze, mają mnóstwo obowiązków i brakuje im czasu na dłuższe rozmowy. Młodzi są oddani w ręce nauczycieli, szkoły, żyją wśród telefonów, komputerów, internetu, a tam nie znajdą takiej opieki, cierpliwości, dystansu, wiedzy, mądrości, jakie mają starsi. Oczywiście nie można generalizować – bywają różni ludzie, także starsi. Ale przepływ między pokoleniami właśnie w tym układzie jest bardzo ważny. Spotkałam wiele osób, które opowiadały o babci czy dziadku jako jednych z najważniejszych ludzi w ich życiu. Spokój, ciepło, tolerancja i wiedza… – Bardzo często. Także poczucie bezpieczeństwa, bufor przed brutalnością zdarzeń. Nie wiem dlaczego, ale ja bardzo dobrze się czuję ze starszymi, chociaż mam dyskomfort, używając określenia starsi ludzie, bo słowo starszy źle u nas jakoś brzmi. Rzeczywiście, słowo niby neutralne, ale nacechowane lekko pejoratywnie. – A dla mnie starszy to mądry – człowiek, który przeżył i wie, nosi w sobie historię życia. Pracuję teraz nad filmem dokumentalnym o Marcelli Sembrich, pierwszej Polce występującej w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, i rozmawiam z bohaterami, którzy mają po 80-90 lat; moja najstarsza rozmówczyni ma sto lat. Czyli urodziła się w 1917 r.! Mogłabym z kimś takim rozmawiać godzinami. Niedługo po wydaniu „Serca” miałam spotkanie autorskie w Słupsku z uczestnikami uniwersytetu trzeciego wieku. Przyszło ponad sto osób, była bardzo ciekawa dyskusja i ja, debiutantka, dostałam od tych ludzi wielkie wsparcie. Mówili, czym jest dla nich ta książka, ale przede wszystkim rozmawialiśmy właśnie o braku kontaktu między młodymi a starszymi – nie tylko w domach, ale też w przestrzeni publicznej. O ich tęsknocie za tym. Kult młodości został upowszechniony przez romantyzm, a umocniony przez ruch hipisowski, i do dziś żyjemy w przekonaniu, utrwalanym przez media, że trzeba być młodym, pięknym, sprawnym, a kiedy zaczyna nas nadgryzać ząb czasu, pozostaje siedzenie w kącie. – Ale życie nie wygląda tak pięknie i nie zawsze jest hurra i do przodu. Prawie każdy z nas napotyka różne przeszkody, jego i bliskich dotykają choroby. Kiedy wypieramy świadomość tego, stajemy się osamotnieni, jeśli coś takiego pojawi się w naszym życiu. Shirley, najstarsza bohaterka pani powieści, jest chyba najsympatyczniejsza. Celowo tak ją pani wykreowała? – Tak. Miałam w życiu szczęście, bo właśnie spotkałam takie osoby i zawsze miałam wrażenie, że one są żywotniejsze ode mnie. Czułam się przy nich jak grzeczna panienka, dlatego konstruując tę historię, chciałam w ten sposób pokazać Shirley. Czerpiącą z życia, mądrą, zaskakującą kobietę. Taką, która ma świadomość, jak ważne jest, żeby żyć w sposób, w jaki ona chce, a nie jak tego chcą normy społeczne i przypisane kobietom role. Wika, najmłodsza bohaterka, wiele skorzystała na kontakcie z Shirley. – Wika się zmieniła, duży wpływ miało też jej zetknięcie się z chorobą i odchodzeniem Shirley. Myślę, że każdemu, kto przechodzi takie graniczne doświadczenie, bliższe są pytania: Kim jestem? Co robię? Jak długo będę żyć? Co po mnie zostanie? I właśnie Wika przez to przechodzi. Zaczyna się rozpadać jej dotychczasowy świat, ten, który miała tak dobrze ułożony. Rozpada się, ale składa na nowo, tyle że zmienia perspektywę. Skąd pani wie, jak odchodzi człowiek? Bo opis choroby, trudnego umierania Shirley jest bardzo prawdziwy i wstrząsający. – Ta wiedza pochodzi z dwóch źródeł – pierwsze to własne doświadczenie, ja też jeździłam do pracy za granicę: zbierałam winogrona, opiekowałam się kotami, dziećmi, ale też osobami starszymi. Drugie to rozmowy, które prowadziłam z wieloma opiekunami osób poważnie chorych, umierających, gdy „Serce” miało być filmem. Tworzyłam scenariusz i na jego potrzeby robiłam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 44/2017

Kategorie: Kultura