Demokratyczne i świeckie państwo prawa to moje polityczne credo

Demokratyczne i świeckie państwo prawa to moje polityczne credo

JEDNA

DANUTA WANIEK

TROJE

JAN ORDYŃSKI

DOMINIKA RAFALSKA

PAWEŁ SĘKOWSKI


Fragmenty obszernego wywiadu, który w całości można przeczytać w numerze 2/2023 „Zdania” – w wersji papierowej do nabycia w Empikach, w wersji elektronicznej na sklep.tygodnikprzeglad.pl.


(…) DOMINIKA RAFALSKA: W 1967 r. wstępuje pani do PZPR.

DANUTA WANIEK: – Tak, na Wydziale Prawa, rekomendowała mnie do PZPR ówczesna docent Janina Zakrzewska. Później profesorka i sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Chodziłam do niej na seminarium z prawa państwowego, imponowała mi jednoznacznością przekonań, na zajęciach mówiła o PZPR „moja partia”. I nagle, w trakcie mojego okresu kandydackiego, po wydarzeniach marcowych zmieniła się sytuacja polityczna na Uniwersytecie, zmieniła się również sytuacja samej Janiny Zakrzewskiej. Nagle z czołowej postaci na wydziale staje się osobą politycznie podejrzaną, co miało konsekwencje dla jej seminarzystów, ponieważ nikomu z seminarium prof. Zakrzewskiej nie zaproponowano stażu na uczelni. Byliśmy, że tak powiem, naznaczeni politycznie. (…) W ten sposób 1968 r. zadecydował o moich przyszłych losach. Z tym że akurat w tamtym momencie mi to odpowiadało, bo szłam na Politechnikę trzy razy w tygodniu, więc mogłam pogodzić opiekę nad dzieckiem i pracę zawodową.

PAWEŁ SĘKOWSKI: Czy decyzję o wstąpieniu do partii podjęłaś zupełnie samodzielnie, czy była w tym jakaś zachęta prof. Zakrzewskiej?

WANIEK: – Zakrzewska zwracała uwagę swoim zaangażowaniem partyjnym. Była wzorcem kobiety aktywnej, na wydziale znaczyła bardzo dużo. Cieszyła się wielkim autorytetem w środowisku partyjnym i wyjść spod jej skrzydeł, dla takiej smarkuli jak ja, coś wtedy znaczyło. Ale sama też wiedziałam, czego chcę, miałam lewicowe poglądy. Działałam w Zrzeszeniu Studentów Polskich, w Radzie Uczelnianej. Ja jestem przedstawicielką tej generacji społecznej, która się urodziła po wojnie i całe życie bez wojny przeżyła. Wykształciłam się, wychowałam synów, mam wnuki. To jest ogromny dar od międzynarodowego losu. Mówię to oczywiście symbolicznie, bo tak naprawdę wypracowali to ludzie z różnych stron sceny politycznej i nie tylko w Polsce, że mogliśmy nasze życie przeżyć bez wojny. Rozglądałam się wtedy, jako młoda dziewczyna, uważnie wokół siebie i widziałam, z jak różnych środowisk przychodziła na studia młodzież. Po raz pierwszy w historii Polski dostała taką szansę. Nawet na studiach w grupie rozmawialiśmy, że socjalizm nam nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – traktuje nas sprawiedliwie. Zdawaliśmy egzamin wstępny, a jego wynik decydował o naszej przyszłości. Reszta należała do nas.

JAN ORDYŃSKI: A jak zapamiętałaś wydarzenia Marca ’68?

WANIEK: – Początek pamiętam dokładnie: 8 marca idę na seminarium do doc. Zakrzewskiej, a przed budynkiem Wydziału Prawa dowiaduję się od stojących przed wejściem koleżanek, że wszystkie zajęcia są odwołane, ponieważ na Uniwersytecie Warszawskim zaplanowany jest wiec. Wiedzieliśmy, że kogoś z uczelni relegowano, padały dwa nazwiska studentów historii – Michnika i Szlajfera, chodziły słuchy, że aktywny na polu politycznym jest Klub Krzywego Koła, jakaś bliżej nam nieznana grupa „komandosów”, kojarzona z Wydziałem Historycznym. Na dziedzińcu stały dziwne samochody ciężarowe, tzw. budy, wokół których kręcili się dziwni osobnicy. Okazało się, że na Uniwersytet przybiegło wtedy mnóstwo studentów ze wszystkich uczelni, prawdopodobnie dlatego, że nasza generacja nie miała żadnego doświadczenia z demonstracjami politycznymi, wszyscy byli ciekawi, co się będzie działo. Większość traktowała tę sytuację jako „ciekawostkę przyrodniczą”. Stałam przed Wydziałem Prawa i do dzisiaj pamiętam, że vis-à-vis wejścia do pałacu Kazimierzowskiego umieściła się jakaś nieznana nam grupa, trzymająca w dłoniach Konstytucję PRL, wymachując nią, skandowała hasła o demokracji.

RAFALSKA: I że prasa kłamie.

WANIEK: – No tak. Tego typu hasła są odwieczne. Po godzinie takiego skandowania na balkonie pojawił się prorektor Zygmunt Rybicki, ubrany w rektorskie gronostaje. I zaczęła się dziwna rozmowa: rektor na balkonie, a pod murem Biblioteki grupa młodych ludzi, mocno zaangażowanych w wywołaną demonstrację. Rektor oczywiście mówił, aby się rozeszli, a oni nadal wykrzykiwali swoje hasła. Obserwujących tę sytuację studentów i studentki nawet to bawiło, dopóki nie zaczęły pod pałac Kazimierzowski docierać wiadomości, że ze wspomnianych „bud” na dziedzińcu co rusz wyskakują jacyś faceci, a jak ktoś pytał: kim jesteście, co tu robicie, to wyciągali drewnianą pałę i tłukli.

SĘKOWSKI: A ty protestowałaś czy obserwowałaś?

WANIEK: – Obserwowałam. Przecież ja nie znałam ludzi z tej grupki. Jak się później okazało, to często były dzieci dobrze poinformowanych działaczy politycznych. Mieli dostęp do wiedzy i wydarzeń, które nie docierały do zwykłych śmiertelników.

SĘKOWSKI: Przecież tak właśnie mówił o „prowodyrach zajść” Gomułka…

ORDYŃSKI: A to przecież nie była tylko młodzież z takich kręgów.

WANIEK: – Ale przeważnie, zresztą – jak pamiętam – przed 8 marca nie czuliśmy jakiegoś znamiennego napięcia politycznego na Uniwersytecie. Na moim wydziale sprawy toczyły się normalnym torem. Większość z nas była po prostu zajęta swoimi sprawami, zaczął się nowy semestr i trzeba było myśleć o kolejnej sesji egzaminacyjnej.

(…) SĘKOWSKI: Dlaczego pozostałaś w partii? Mimo tych negatywnych doświadczeń, o których mówiłaś?

WANIEK: – Głównie z tego powodu, że ja tego Marca wówczas nie rozumiałam. Nie wiedziałam, o co tu chodzi. Nikt nam tego nie wyjaśniał. W tle widać było jakąś walkę polityczną, ale gdzie leżała prawda, tego nikt z nas, którzy mieliśmy wtedy po 20 lat, nie wiedział. To nie była nasza wojna, nas do niej wepchnięto.

(…) SĘKOWSKI: (…) Stopień doktora habilitowanego otrzymujesz w 1988 r. Zapytam jeszcze o twoją pracę zarobkową w latach 80. Pracujesz w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu KC PZPR, czyli w tzw. Marlenie, a potem w Akademii Nauk Społecznych. Czy to było miejsce, które postrzegałaś jako zideologizowane? Taką przecież miało i ma opinię.

WANIEK: – Poruszaliśmy się w ramach ideologii, ale tam nie było nacisku na nas. Oczywiście były badania nad klasą robotniczą, bo zawsze warto było wiedzieć, jakie aspiracje ma polska klasa robotnicza. Wyniki badań były bardzo niekorzystne dla przywódców partyjnych. W 1981 r. naszym szefem został prof. Jerzy Wiatr, nieakceptowany od początku przez Rosjan, którzy uważali go za „rewizjonistę” i nie uznawali na tym stanowisku. Myśmy byli z takiego szefa bardzo dumni. „Towarzysze radzieccy” nigdzie nie zapraszali Wiatra, nie zauważali go. To wszystko profesora nie złamało, ale w końcu radzieccy doprowadzili do tego, że go usunięto w 1984 r. ze stanowiska. I tacy ludzie jak on, a także podobnie atakowany Mieczysław Rakowski, wytrwali w tej partii wtedy, kiedy było najtrudniej, najgorzej. Jerzy Wiatr jest do dzisiaj na lewicy, on nie był malowanym członkiem partii, tylko rzeczywiście, autentycznie miał takie poglądy, jakie zawsze głosił. To samo aż do śmierci Mietek Rakowski.

W 1984 r. z połączenia „Marleny” z Wyższą Szkołą Nauk Społecznych przy KC powstała Akademia Nauk Społecznych. Tak naprawdę zrobiono to po to, żeby usunąć ze stanowiska prof. Jerzego Wiatra. Pierwszym rektorem ANS został Marian Orzechowski, który po czerwcu 1989 r. zachował się obłudnie.

(…) ORDYŃSKI: W 1989 r. poznajesz Aleksandra Kwaśniewskiego?

WANIEK: – Tak, przy okazji tworzenia Ruchu 8 Lipca. Wcześniej nie poznałam go osobiście. Ale pamiętam, jak rok wcześniej, gdy wracał z olimpiady w Seulu, zdawał relację gen. Jaruzelskiemu na lotnisku. Pomyślałam: to młody, zdolny człowiek. Gadał jak z nut. Spodobał mi się wtedy bardzo.

SĘKOWSKI: Wchodzisz do Ruchu 8 Lipca, czyli można cię śmiało ulokować na reformatorskim skrzydle partii. Kto cię tam wprowadził?

WANIEK: – Jerzy Wiatr. Ruch 8 Lipca to był tak naprawdę socjaldemokratyczny ruch akademicki w ramach PZPR. Byli tam ludzie z różnych uczelni.

ORDYŃSKI: Miałaś dwie bardzo ciekawe przygody socjaldemokratyczne: w Austrii lat 70. i w RFN lat 80. Niewielu ludzi w Polsce miało taką możliwość.

WANIEK: – W partii już wcześniej był klimat prosocjaldemokratyczny, tyle że nic z tego nie mogło wyniknąć.

(…) RAFALSKA: W 1990 r. powstaje Demokratyczna Unia Kobiet. Co się pani wtedy wydawało najważniejsze? O jakie prawa chciała pani wtedy walczyć?

WANIEK: – Po pierwsze, chciałam zachęcić kobiety do organizowania się w ogóle. Wiadomo, że w PZPR stanowiłyśmy mniejszość. To była partia męska, co było widać gołym okiem, uchem także. Więc wiadomo było, że jeżeli chodzi o obronę praw kobiet czy w ogóle wypracowanie ich statusu w strukturach partii, to jednak kobiety muszą do tej partii przyjść. Że tego się nie da inaczej załatwić, tylko przez ich obecność. Demokratyczna Unia Kobiet była sygnatariuszem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, w związku z czym podpisywałam się pod prawem do korzystania ze znaku SLD itp. Poza tym miałyśmy jeszcze Parlamentarną Grupę Kobiet o charakterze ponadpartyjnym. Przeważnie w miastach wojewódzkich miałyśmy niewielkie przyczółki Demokratycznej Unii Kobiet. Muszę jednak stwierdzić, że w gruncie rzeczy kobiety mnie rozczarowały tym, że na dłuższą metę tylko nieliczne potrafią wytrwać w działalności w strukturach politycznych. Dzisiaj najlepszym tego dowodem jest Strajk Kobiet. Przysiadł…? Zanika…? Czy taki musi być sposób na obecność kobiet w polityce?

(…) SĘKOWSKI: Tymczasem zbliżały się wybory prezydenckie 1995 r. W jaki sposób zostałaś szefową sztabu wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego?

WANIEK: – Nikt z jego kolegów nie wierzył, że on ma szansę wygrać z Wałęsą. Oleksy sam chciał kandydować. Z tego, co mi wiadomo, nie chciał prowadzić tej kampanii Marek Ungier, bo on już był dyrektorem generalnym w URM. Nie pamiętam dokładnie, co było z Robertem Kwiatkowskim, on też wchodził w rachubę, ale ostatecznie nie został szefem kampanii. Kiedy zbliżało się posiedzenie Rady Naczelnej SdRP i mieliśmy zdecydować, kogo wysuniemy w wyborach prezydenckich, wprawdzie wcześniej nadzieję na to miał Józio Oleksy, ale nie bił się o to jakoś specjalnie.

ORDYŃSKI: Chciał być proszony.

WANIEK: – Jak to Józio. Obraduje Rada Naczelna w sprawie zatwierdzenia naszego kandydata na prezydenta. W trakcie posiedzenia Aleksander prosi mnie o chwilę rozmowy i proponuje mi funkcję szefa sztabu wyborczego. Ja mówię: przecież nie jestem specjalistką od prowadzenia kampanii wyborczych!

RAFALSKA: A dlaczego właśnie panią poprosił?

WANIEK: – On mi chyba ufał i wiedział, że nie jestem skłonna prowadzić własnych gier czy intryg wewnątrzpartyjnych, że potrafię się zaangażować, że mam motywację. Zauważył również, że mi szalenie zależy na MON, żebyśmy spokojnie weszli do NATO. I użył koronnego argumentu, którym mnie przekonał: jak wygramy te wybory, to wyprostujemy wszystko w MON! Nie było po co dłużej dyskutować, bo sala czekała, więc zgodziłam się. Ale byłam też swoją decyzją przerażona. Gdy byłam na Zachodzie, widziałam kilka kampanii wyborczych. Bardzo mi się podobały, wówczas to było dla mnie odkrycie! I wiedziałam, że to jest ogromna robota, że na kilka miesięcy trzeba tej kampanii poświęcić wszystko.

(…) SĘKOWSKI: Wracając do twojego wkładu w pisanie tekstu Konstytucji RP, jesteś jednak zbyt skromna. Pamiętam twoje wystąpienie na sesji „Kuźnicy” w krakowskim Teatrze Stu z okazji 25-lecia wejścia w życie ustawy zasadniczej, w październiku 2022 r. Wtedy powiedziałaś więcej!

(…) WANIEK: – Art. 33 Konstytucji, dotyczący równych praw kobiety i mężczyzny, jest mojego autorstwa. Tak samo zapis w art. 26 dotyczący cywilnej i demokratycznej kontroli nad siłami zbrojnymi. Czyli sprawy, z którymi byłam najmocniej związana i na których najbardziej mi zależało.

ORDYŃSKI: Co jeszcze uważasz za twój istotny wkład w okresie, gdy kierowałaś Kancelarią Prezydenta RP?

WANIEK: – W Kancelarii przeprowadziłam jedną ważną inicjatywę ustawodawczą, mianowicie zaproponowałam Prezydentowi przygotowanie Kodeksu wyborczego. Zgodził się, zaprosiłam do tego przedsięwzięcia znanych mi specjalistów z Uniwersytetu Warszawskiego i Wrocławskiego. Szefem wykonawczym tej inicjatywy był nieżyjący już prof. Aleksander Patrzałek z Wydziału Prawa we Wrocławiu. Pracowaliśmy intensywnie i w kilka miesięcy Kodeks wyborczy był gotowy, przedstawiliśmy go Prezydentowi, a ja wkrótce odeszłam z Kancelarii. Do dziś nie wiem, dlaczego Aleksander nie wystąpił do Sejmu z tą nowatorską inicjatywą. Natomiast pamiętał o niej Krzysztof Janik i po kilku latach do tego pomysłu powrócił w Sejmie Klub SLD. Gdy dzisiaj słyszę hasło „Kodeks wyborczy” – z lekka się uśmiecham… W Kancelarii zamierzałam przygotować jeszcze Kodeks prawa wojskowego.

RAFALSKA: Dlaczego w 1997 r. przestaje pani być szefową kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego? Woli pani iść do parlamentu? To była pani decyzja czy bardziej sugestia prezydenta?

WANIEK: – Nie wiem, czy chcę o tym mówić otwarcie. No dobrze, powiem tak: widziałam, że idzie ku „upapieżeniu” polskiej polityki. Ja byłam przeciwna ratyfikacji konkordatu. Mówiłam o tym głośno i otwarcie. Być może jako minister prezydencki nie powinnam tego zgłaszać tak zdecydowanie, ale jako lewicowy polityk uznałam, że jednak powinnam uczciwie przedstawiać zastrzeżenia do postanowień konkordatu, które są niekorzystne dla państwa i pluralistycznego społeczeństwa. Wiedziałam, że dla mnie zasada demokratycznego, świeckiego państwa prawa jest niezwykle istotna. To jest moje polityczne credo. Włączyłam się w działalność polityczną m.in. po to, żeby tej zasadzie służyć. Jeżeli nie będę mogła tego robić, bo trzeba będzie pójść na daleko idący kompromis, to muszę sobie znaleźć inne miejsce w polityce, a nawet w życiu.

(…)

Warszawa, 6 maja 2023 r.

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2023, 35/2023

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy