Budowanie dla siebie poparcia dzięki wywoływaniu konfliktów społecznych to bardzo niebezpieczna gra władzy Prof. Juliusz Gardawski jest kierownikiem Katedry Socjologii Ekonomicznej Szkoły Głównej Handlowej, autorem wielu badań i prac dotyczących robotników, instytucji pracowniczych, dialogu społecznego i związków zawodowych. – Czy władza i społeczeństwo powinny sobie ufać? – Są poglądy – tak uważa np. Francis Fukuyama – że to właśnie zaufanie jest głównym składnikiem kapitału społecznego, warunkiem powstawania dużych przedsiębiorstw i zapewnienia zrównoważonego rozwoju. Ale nie brakuje dowodów, że mądra władza potrafi skutecznie wpływać na rozwój gospodarki nawet przy niskim poziomie zaufania społecznego. A jak z tym zaufaniem jest u nas? – Poziom zaufania do władzy jest niewysoki, niezależnie od tego, jaka formacja rządzi. Wydawało się, że dzięki reformom samorządowym i wdrażaniu mechanizmów demokratycznych władza zbliży się do ludzi – ale jednak dystans i nieufność pozostały. Obecna władza zwróciła się ku innym segmentom struktury społecznej niż poprzednicy. Postanowiła zbudować trwałą bazę w środowisku ludzi dotkniętych w jakimś stopniu wykluczeniem. To niestety w Polsce powszechne zjawisko, proces wykluczania wciąż następuje, objął część środowisk robotniczych. Grupa wykluczona miała kłopoty ze zdefiniowaniem swego położenia w społeczeństwie, z zachowaniem godności w sytuacji odrzucenia, marginalizacji, pozbawienia prestiżu społecznego. – Poprzednie ekipy nie stworzyły warunków, by ludzie wykluczeni mogli zachować godność. – Nie stworzyły. Nie zważano na rosnącą frustrację i gniew tych grup społecznych, które uznano za marginesowe, pozbawione wpływu, zatomizowane. Pojawili się więc ludzie polityki, którzy potrafili to wykorzystać i znaleźli sposób, by trafić do wykluczonych i ich zmobilizować. Jednak metody, jakie w tym celu zostały użyte, są bardzo szkodliwe z punktu widzenia zdrowia społecznego. Zaczęto zdobywać poparcie przez narzucanie konfliktowej wizji społeczeństwa, akcentowanie dystansu między „nami” a „nimi”, „innymi” itd. – Wcześniej jednak musiał powstać kapitał niezadowolenia. Rządzący Polską chyba solidnie zapracowali, by go zbudować. – Tak, powstał kapitał, który mógł być zainwestowany z nadzieją na polityczny zysk. Wiele wskazuje, że wzrost poziomu niezadowolenia był nieunikniony, zwłaszcza w sytuacji gdy nastąpiły zmiany w strukturze społecznej i dramatyczne przesunięcia niektórych grup na mapie dochodów. Wiele grup znalazło się na dolnych piętrach tej struktury, a ich członkowie byli do tego kompletnie nieprzygotowani. I oto do nich właśnie skierowano ofertę ideologiczną. Przypomina ona, przy wszystkich odmiennościach, ideologię komunistyczną kierowaną w przeszłości do proletariatu, tego „wyklętego ludu ziemi”, któremu przywracano godność przez mówienie, że to właśnie on jest solą ziemi. – Co uważa pan za istotę obecnej oferty PiS? – Podział na „nas” i na „nich” oraz zdefiniowanie „ich”. Definicje te są wprawdzie nieostre, lecz społecznie czytelne. „Oni” to aferzyści, przedstawiciele różnych niejawnych układów, ludzie podstępnie zagarniający majątek społeczny, oskarżani o udział w dawnej władzy, podejrzewani o rozmaite nieprawidłowości. Nastąpiły zamiana frustracji w agresję skierowaną przeciw szeroko pojętym obcym, identyfikowanie tych, którzy „zabierają”, budzenie społecznego lęku przed nimi, przywoływanie antysemickich resentymentów. Demon został obudzony, trudno go teraz będzie okiełznać. – Czy dzięki temu ludziom wykluczonym się poprawi? – Nie ma sposobu, aby położenie tych grup mogło się poprawić, zwłaszcza w krótkim okresie i nie o to chodzi. Chodzi o to, aby otrzymali taką definicję sytuacji, która będzie zgodna z ich oczekiwaniami. Wygodną odpowiedź, mówiącą, kto jest winien ich kłopotom, dlaczego wciąż jest źle, czemu niewiele się da zrobić. Artykulacja tej odpowiedzi ma też zwiększać wiarygodność autorów przekazu. – Ugrupowanie, które zdobyło pełną władzę, nie może w kółko o tym mówić, bo straci wiarygodność. – W istocie, trudno w trakcie rządzenia stale wykorzystywać konflikt: Polska liberalna – Polska solidarna. Nie da się dobrze kierować współczesnym państwem należącym do Unii Europejskiej i zobowiązanym do stosowania jej reguł, głosząc jednocześnie antyliberalną ideologię. Już się ją zresztą głosi nieco rzadziej, co jest nieuniknione, gdy przychodzi wspierać elicie rządzącej racjonalne ekonomicznie decyzje wicepremier Zyty Gilowskiej (okrzykniętej przecież kiedyś czołowym liberałem ekonomicznym). – Mimo że jej propozycje podatkowe najbardziej zmniejszają obciążenie ludzi zamożnych, co się kłóci z zapowiedziami poprawy
Tagi:
Andrzej Dryszel









