Dlaczego Arafat boi się reform?

Dlaczego Arafat boi się reform?

Tylko śmierć palestyńskiego lidera otworzy drogę jego następcom   Pozycja Jasira Arafata jest najsłabsza od wielu miesięcy. Palestyńczycy, a także zagraniczne stolice, domagają się, aby sędziwy przywódca ogłosił wybory, zwalczał korupcję i przeprowadził wreszcie demokratyczne reformy w Autonomii. Kiedy w kwietniu 72-letni Arafat oblężony był w swej kwaterze w Ramallah, wielu rodaków ponownie uznało go za męczennika i bohatera. Gdy jednak palestyński przywódca odzyskał (względną) swobodę ruchów, w Autonomii zapanowało rozczarowanie. Inwazja armii izraelskiej doprowadziła do wielkich strat i zniszczeń, jednocześnie po raz kolejny uwidoczniła militarną bezsilność Palestyńczyków, którzy, jak wyjaśnia politolog Gassan Chatib, „stracili wszelkie złudzenia”. Coraz więcej mieszkańców Zachodniego Brzegu i Gazy dochodzi do wniosku, że trwająca już 20 miesięcy druga intifada, czyli antyizraelskie powstanie, przynosi tylko krew i łzy. Chalil Shikaki, czołowy palestyński ankieter i znawca nastrojów swego narodu, wyjaśnia: „Opinie na ulicach są takie, że Arafat jest przywódcą, który nie ma jasno wytyczonego celu. Zawiódł w dwóch ważnych kwestiach. Pierwsza to zakończenie izraelskiej okupacji. Druga – utworzenie demokratycznego państwa”. Lider Autonomii wyczuł tę nieprzychylną atmosferę i przemawiając na forum palestyńskiego parlamentu, zapowiedział czas zmian i reform. Potem podpisał dokument stanowiący fundament konstytucji przyszłego państwa palestyńskiego. Arafat zdaje sobie sprawę, że musi przynajmniej pozorować zmiany, aby uzyskać pomoc z zagranicy, od państw arabskich i UE, na odbudowę zniszczeń wojennych. Premier Izraela, Ariel Szaron, zapowiada, że nie będzie negocjować z obecną palestyńską „strukturą terrorystyczną”, lecz tylko z nową, demokratyczną. Prezydent Bush podkreśla, że nigdy nie szanował Arafata, który zmarnował wszelkie okazje do zawarcia pokoju i doprowadził swój naród do nędzy. Stany Zjednoczone ofiarują pomoc CIA w stworzeniu nowej palestyńskiej służby bezpieczeństwa, która weźmie się wreszcie za zwalczanie terroryzmu. Według dziennika „Washington Post”, także przywódcy „umiarkowanych” państw arabskich – Hosni Mubarak z Egiptu i książę Abdullah z Arabii Saudyjskiej – uzgodnili, że Arafat musi odejść. Może on zachować najwyżej honorowe stanowisko, jednak prawdziwa władza przejdzie w ręce palestyńskiego premiera, którym zostanie polityk bardziej pragmatyczny. Wiele wskazuje na to, że nagłe zainteresowanie USA i Izraela palestyńskimi reformami ma charakter oportunistyczny. Dr Yezid Sayigh, współtwórca raportu na temat działań Autonomii Palestyńskiej, wyjaśniał w programie rozgłośni BBC: „Tak naprawdę wcale nie chodzi o reformy, ale o pozbycie się Arafata bez przemocy. USA i Izrael zrozumiały, że nie zdołają usunąć go środkami militarnymi czy też wysłać na wygnanie. To musi być zrobione rękami Palestyńczyków”. Podobnie panarabska gazeta „Al-Quds” pisze, że amerykańska idea „palestyńskiej reformy” polega na odebraniu Arafatowi jego najważniejszych atutów – kontroli nad finansami i służbami specjalnymi. Chodzi również o to, aby palestyński aparat bezpieczeństwa został ukształtowany według izraelskich życzeń. Demokracja czy zwalczanie wybujałej korupcji wśród władz palestyńskich to dla Szarona i Busha zapewne tylko pretekst. Premier Szaron prowadzi bowiem własną grę. Domaga się reform w Autonomii jako wstępnego warunku negocjacji, ponieważ zamierza do rozmów pokojowych nie dopuścić. Świadomie nie czyni żadnych ustępstw, które mogłyby zachęcić Palestyńczyków do reform. Nie ulega kwestii, że znakomita większość palestyńskiego społeczeństwa pragnie reform. Nader Said, socjolog na Bir Zeit University w Ramallah, wyjaśnia, że izraelska okupacja rozwinęła w ludności palestyńskiej „nieufność wobec władzy i pragnienie osobistej wolności”. Zresztą nawet w czasach największych napięć „Palestyńczycy podziwiali izraelską demokrację”. Arafat i jego paladyni, którzy przez lata przebywali na wygnaniu, nie mają takich doświadczeń. Przed przyjazdem międzynarodowych dyplomatów sędziwy Przewodniczący podpisał wreszcie dokument określający ramy przyszłej konstytucji. Projekt przewiduje m.in. bezpośrednie wybory prezydenta, rozdzielenie władz ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, wolność mediów. Jeśli konstytucja wejdzie w życie, Palestyńczycy staną się najbardziej demokratycznym spośród narodów arabskich. Tyle tylko, że Palestyna nie jest państwem i zapewne długo jeszcze nim nie będzie. Projekt konstytucji prawdopodobnie pozostanie więc martwą literą. Arafat, przyzwyczajony do patriarchalnego stylu rządzenia, przyjmuje zmiany bez entuzjazmu. Ogłosił ujednolicenie struktury służb bezpieczeństwa (zamiast 12 mają być „tylko” cztery), zmniejszenie liczby ministerstw (z 34 do 19) oraz wybory prezydenckie i parlamentarne, „najprawdopodobniej”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Świat