Śmierć za drewno

Śmierć za drewno

W puszczy nad Alto Tamaya i w innych częściach Amazonii rdzenni mieszkańcy pracują przy wycince w warunkach bliskich niewolnictwu Ci, którzy go poznali, mówią, że Edwin Chota miał szeroki, przesadny i zaraźliwy uśmiech, odsłaniający wyraźną dziurę po brakującym przednim zębie. Alberto Chota Tenazoa, jego ojciec, opowiada, że dwa lata przed tym, jak go zabito, Edwin Chota, najstarszy z jego synów, stracił ząb, kiedy jadł makaron z mięsem żółwia. „Ugryzł kawałek skorupy – wspomina staruszek – ale śmiał się tylko, wyrzucił ząb i wcinał dalej”. Jaime Arévalo, myśliwy z ludu Asháninka, najliczniejszej nacji zamieszkującej peruwiańską puszczę, przypomniał sobie o tym brakującym siekaczu, kiedy wykopywał czaszkę przyjaciela. Przez cały ranek siedział z policjantami w dole wypełnionym brązową wodą, niedaleko granicy z Brazylią, w miejscu, do którego rzeka zawlekła nadjedzone przez ptaki i jaszczurki zwłoki Edwina Choty. Z tego głębokiego na 7 m zapadliska Arévalo – krępy 40-latek, doskonały pływak o mocnych ramionach – wydobył kość udową, parę żeber, postrzępioną koszulkę, podziurawiony gumiak i bransoletkę z kolorowych nasion, wciąż oplatającą kości nadgarstka. Były to szczątki jednego z jego czterech towarzyszy, zamordowanych dwa tygodnie wcześniej w niedalekim jarze. Zidentyfikował je dzięki jednemu szczegółowi: czaszce brakowało zęba. Choć liczył sobie 53 lata, chudy jak patyk Edwin Chota był wytrwałym rolnikiem i zręcznie polował ze strzelbą. Nos miał ostry, orli, na włosach nawet śladu siwizny, skórę spaloną słońcem. Naśladował ptasie śpiewy i pomruki ocelota, dobrze grał w piłkę, tańczył huaynos Sósima Sacramenta i brazylijskie forró, wyginając swoje szczupłe ciało jak marionetkę. Kiedy Edwin Chota się uśmiechał, ten brakujący ząb, górny prawy siekacz, bardzo rzucał się w oczy. Tak samo, kiedy przeciw czemuś protestował. Jako szef Alto Tamaya-Saweto, amazońskiej osady, gdzie żyło ponad 30% rodzin, Chota – jedyny dorosły, który umiał czytać i pisać – wściekał się i wymachiwał pięściami, składając doniesienia na nielegalne wycinki drzew, wyniszczające lasy, w których mieszkali Asháninkowie. „Tylko w takich chwilach bywał poważny”, opowiada Julia Pérez, wdowa. „Poza tym ciągle żartował”. (…) Żeby dostać się do Pucallpy, drugiego największego miasta peruwiańskiej Amazonii, w którym Edwin Chota się urodził i dorósł, musiał przez siedem dni płynąć łódką przez meandrującą rzekę. Odwiedzał ojca, przywoził mu żabuti, żółwia o żółtych łapach i smacznym miękkim mięsie, które stało się jego ulubioną potrawą. Ostatni raz widzieli się w Dzień Ojca; Chota powiedział wtedy, że wybiera się do Limy – może ktoś wreszcie potraktuje jego protesty poważnie. Coraz częściej grożono mu śmiercią. Ojciec błagał, żeby z nim został. – Nie mogę – powiedział Chota. – Żywy z tego nie wyjdę. Dwa miesiące później, o poranku 1 września 2014 r., grupa handlarzy drewnem zamordowała Edwina Chotę i trzech innych przywódców Asháninka – Jorgego Ríosa, Francisca Pinedę i Leoncia Quintisimę – kiedy ci przemierzali puszczę na Alto Tamaya, zdążając na zebranie organizowane po brazylijskiej stronie, którego celem była koordynacja działań na rzecz obrony ich terenów. Jedna kula kalibru 16, ze strzelby przeznaczonej do polowań na zwierzynę płową i małpy, przeszyła mu pierś. Druga głowę. Myśliwy Arévalo, który wyruszył na to spotkanie wcześniej, widząc, że jego towarzysze się nie zjawiają, wracał tą samą drogą. Pięć dni później znalazł ciała w jarze oddalonym 12 godzin drogi od granicy – kiedy wrócił tam z policją, zastał już tylko kości – i uciekł do swojej osady, bojąc się, że zabiją i jego. Cztery wdowy i dzieci zamordowanych przywódców trzy dni bez przerwy płynęły do Pucallpy łódką, żeby złożyć doniesienie. W Saweto nie ma policji. Radio z dwoma kanałami, którym dysponują – jedyny ich kontakt ze światem – działa kiepsko. Gdy Edwin Chota pojechał do Limy ostatnim razem, żeby złożyć doniesienie na grożących mu śmiercią handlarzy drewnem, zadzwonił na komórkę swojego 82-letniego ojca i obiecał, że go odwiedzi. Wcześniej zostawił mu na pamiątkę swoją fotografię. (…) „Żebyś, jeśli coś mi się zdarzy, mógł na mnie patrzeć” –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2022, 2022

Kategorie: Świat