Dlaczego kibli nie ma w konstytucji?

Dlaczego kibli nie ma w konstytucji?

Niestety, grube akcje polityczne w rodzaju bezobjawowego trzęsienia ziemi w rządzie, wejście Jarosława Kaczyńskiego w stopniu nadgenerała, nadadmirała, nadagenta do gabinetu Morawieckiego, żeby poskramiać chłopięce potyczki premiera z ministrem sprawiedliwości, sprawiają, że umykają nam z kręgu zainteresowań rzeczy naprawdę ważne. A za taką uważam akcję aktywistów miejskich ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, które rozreklamowało powstanie aplikacji AirPnP.

Działa ona na wzór legendarnie sławnej i zakazanej w najciekawszych miastach Europy aplikacji AirBnB, pozwalającej nocować w prywatnych mieszkaniach, wedle modnej parafilozofii sharing economy (dzielenia się), co de facto sprowadza się do omijania istniejących sieci noclegowych (hoteli, moteli, hosteli), niepłacenia podatków, stworzenia i zalegalizowania sieci sztucznych pustostanów na wynajem dla turystów, kiedy mieszkańcy miast nie mają gdzie mieszkać, a władze nie śpieszą się żadną miarą do rozwiązania problemu mieszkaniowego. Aplikacja AirPnP miałaby pomagać nam (w tym wypadku akurat chodziło o Warszawę – na początek) w zaspokojeniu podstawowych potrzeb fizjologicznych, takich jak za przeproszeniem wydalanie, m.in. moczu, ale nie tylko.

Aplikacja miała stworzyć system, który byłby remedium na skrajny brak dostępnych toalet publicznych w mieście. W radosnej poetyce cyfrowego kapitalizmu zachwalała się sama: „AirPnP, Skorzystaj, Udostępniaj swoją przestrzeń, Pozwól innym skorzystać” z kluczowym zaklęciem naszej epoki na koniec: „ZARABIAJ!”. A dalej idzie już przejrzyście: „Air Poo and Pee (w skrócie AirPnP) to nowa usługa łącząca ludzi. Każdy z nas ma podstawowe potrzeby fizjologiczne. Wielu z nas ma problem z korzystaniem z publicznych toalet. Często trudno jest szybko znaleźć toaletę, która jest blisko lub jest dostatecznie czysta. Teraz nie musisz już się o to martwić”. Wystarczy mieć telefon! Znajdź najbliższą toaletę! Oceny innych użytkowników zapewnią ci czystość i higienę. Nie masz gotówki? Aplikacja rozliczy cię dzięki transakcjom bezgotówkowym! Ale jeśli jesteś po drugiej stronie sławojki, to możesz na tym zarobić! Masz zadbaną toaletę? Udostępnij ją innym! Zarabiaj! Zarabiaj! Zarabiaj!

Odzew był spory, sypnęło pytaniami, dało się zauważyć entuzjazm i powszechne zrozumienie problemu. I czytelny projekt rozwiązania, akceptowany bez słów, bo zgodny z obowiązującym poglądem na świat wyrażonym w słynnym bon mocie Margaret Thatcher z lat 80.: „Nie ma darmowych defekacji”.

Cóż, aplikacja była żartem. Miarą jego celności był wyżej wspomniany odzew. Po prostu kiedyś po drodze (historii przez małe h) zgubiliśmy pytanie, czy mając prawo do godnego życia w nowoczesnym, bogatym państwie XXI-wiecznej Europy, mamy jakieś szanse na sprawne, godnościowe skorzystanie z wynalazku cywilizacyjnego, jakim jest toaleta, a na dodatek toaleta publiczna, czyli dostępna, nietrudna do znalezienia, darmowa, czysta. Pytanie uległo anihilacji, bo odpowiedź wydawała się oczywista, wygłaszała ją nasza rzeczywistość: nie, nie macie takich szans, bo nie macie takiego prawa. Prawo do zaspokojenia elementarnych potrzeb fizjologicznych wypadło poza spektrum zainteresowania władz miast, miasteczek, wsi, państw. Ten rodzaj zaspokojenia czegoś, co jest codziennością ludzkiej natury, nie trafił nigdy na sztandary politycznego projektu, na afisz postulatów, nie było czasu na debatę (jak przeważnie to bywa). Cywilizacyjna cofka stała się faktem. Toalety publiczne umarły w ciszy i zapomnieniu, ożyły dekadę, dwie później, kiedy zaczęły pełnić funkcję małej gastronomii.

Mocz i kał? To urąga idei wolnej Polski. Chyba że zapłacisz. Nikt ci tego nie zapewni. Pamiętam, że rzecznik praw obywatelskich prowadził sprawę pewnego staruszka, któremu odmówiono możliwości skorzystania z toalety w banku, kiedy załatwiał tam jakąś sprawę, i skończyło się to upokorzeniem i nieprzyjemnym incydentem. W końcu zajął się tym sąd i nakazał zapewnienie dostępności toalety. Miasto Jest Nasze, przy okazji żartu, przerobiło na dostępną w telefonie mapę toalet publicznych w Warszawie (https://mapa.airpnp.pl/?fbclid=IwAR3gjnT40FmKtsu9UNX-R_BAVUn-JQI-mgd31uSNa6REMCdZ0OvJhcNLU8U). Ale sąd nad niedostępnością tej podstawowej usługi publicznej w skali państwa, a nie tylko miast, wciąż się nie odbył. Ciszej nad tą fizjologią? Żeby się po ludzku wysikać albo… trzeba wrzeszczeć. Te toalety nam się po prostu należą! I to darmowe, czyste, zadbane, gęsto rozsiane i łatwe do znalezienia. Bez aplikacji.

Wydanie: 2020, 40/2020

Kategorie: Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy