Dlaczego Wanda Wasilewska nas nie chciała

Dlaczego Wanda Wasilewska nas nie chciała

Marksizm razem z utopią komunistyczną, przewrót modernistyczny w kulturze zbijający z tropu mieszczaństwo, upadek tradycyjnych instytucji porządku i bunt mas ostatecznie w Europie Zachodniej rozeszły się po kościach, ale w Rosji zbilansowały się w rewolucję bolszewicką. Słusznie powtarza Richard Pipes, że to nie bolszewicy wywołali rewolucję; oni ją sobie podporządkowali, nadali jej kierunek i cel. Rewolucja rosyjska składała się z dwu niejednorodnych czynników: pugaczowszczyzny, czyli nihilistycznego buntu mas, i komunistycznej ideologii, która przykryła rzeczywistość i ją systematycznie miażdżyła. Dzięki składnikowi komunistycznemu rewolucja i państwo, które z niej się wyłoniło, fascynowały i budziły sympatię tych wszystkich na świecie, którzy marzyli o nowym porządku społecznym i nienawidzili rzeczywistości, w której przebiegało ich życie. Im bardziej angażowali się w obronę komunizmu i Związku Radzieckiego, w tym głębsze popadali nieporozumienie, konfuzję, rozterkę i dramat. Zarówno próby wprowadzenia w życie utopii komunistycznej, jak konieczność opanowania pugaczowszczyzny, tego „straszliwego rosyjskiego buntu”, przed którym przestrzegał Puszkin, nie mogły się obejść bez tyranii, a ta była powodem nieczystego sumienia ideowych komunistów. O stosunku polsko-żydowskiej radykalnie lewicowej inteligencji do komunizmu i Związku Radzieckiego opowiada książka amerykańskiej badaczki Marci Shore pt. „Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem” (Świat Książki, 2008). Czytałem tę książkę z wdzięcznością dla autorki za jej empatię dla opisywanych postaci, za obiektywizm, za dystans do zdarzeń, które przeminęły, i pewnego rodzaju dyskretny sentyment należny ludziom, którzy już nie żyją. Rzuca się w oczy kontrast między tą książką a sposobem pisania o niedawnej przeszłości, jaki dziś obowiązuje w Polsce. Polski autor, czy będzie nim historyk, czy dziennikarz, jest przekonany, że demokracja i niepodległość postawiły go na takich wysokościach moralnych, że nic innego mu nie wypada, jak tylko osądzać i wyszydzać przeciwników żywych i umarłych. Środowiskom posolidarnościowym wymowa tej książki będzie nie w smak. Już widać próby ukierunkowania recepcji w duchu solidarnościowej poprawności. W „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z Marci Shore zatytułowany „Kawior, popiół i donosy” (21-22 marca). Skąd się wzięły donosy? W całej książce słowo „donos” zostało użyte jeden raz: „donos na temat homoseksualizmu” Lechonia (s. 355). Raptem dwa razy występuje słowo „donosili”. Raz donosili informatorzy policyjni, których zawodowym obowiązkiem jest składanie meldunków, co w żaden sposób nie obciąża środowiska, o którym mówi książka, a raz „przyjaciele donosili na siebie” (s. 408). W tym ostatnim przypadku słowo „donosili” zostało niedokładnie dobrane lub źle przetłumaczone, bo chodzi o obciążające innych zeznania niektórych uwięzionych pisarzy, a nie o donosy. Przeprowadzająca wywiad Anna Bikont mówi, że Ryszard Stande przesłał donos na pisarza Jasieńskiego. Z książki dowiadujemy się, że był to list wysłany do sekcji polskiej Kominternu, krytykujący Jasieńskiego, a zwłaszcza jego entuzjastów, a nie żaden donos. Następnie pani Bikont twierdzi: „Jasieński odpowiada 13-stronicowym donosem”. W rzeczywistości była to replika na list Standego, niemająca żadnej cechy donosu. Dalej Anna Bikont już operuje uogólnieniem mającym poniżyć całe środowisko literackiej awangardy prokomunistycznej i pyta: jak to możliwe, że „porzucili (…) swoje futurystyczne wiersze na rzecz komunistycznej nowomowy i donosu”. Czytałem w tekście historyka IPN-owskiego, że Bierut napisał do Stalina donos na Gomułkę, więc nie powinienem się niczemu dziwić. I nie dziwię się, tylko się wściekam na takie oszustwa językowe. Komuniści toczyli ze sobą ostre walki frakcyjne, oskarżali się bez miary i opamiętania, co się na nich potem zemściło, ale to nie powód, żeby „Nędzę filozofii” Marksa nazywać donosem na Proudhona (czego pani Bikont, muszę przyznać, nie robi), chociaż bardzo mu zaszkodziła i stała się dla marksistów nieszczęsnym wzorem polemik, po dzisiejszemu: donosów. Do najszpetniejszego i najgłupszego oszczerstwa posuwa się Anna Bikont w stosunku do Wandy Wasilewskiej, pisząc, że „donosiła do Chruszczowa”. Dlaczego nie od razu do Stalina, który chętnie z nią rozmawiał i udostępnił jej swój bezpośredni telefon, chyba po to, by móc w każdej chwili wysłuchać jej donosów? Czytałem w gazecie, że w sądzie toczyła się sprawa z powództwa Adama Michnika o to, czy Ozjasz Szechter, jego ojciec, był przed wojną sądzony za działalność komunistyczną, czy za szpiegostwo, jak głosiła strona pozwana. Michnik słusznie uznał, że nie powinien ścierpieć przesunięcia ojca z kategorii politycznej do kryminalnej. Dla niejednego ta sprawa mogła być

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2009, 2009

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony