Długi dobijają szpitale

Długi dobijają szpitale

Opozycja odrzuciła ustawę ratującą służbę zdrowia, choć sama nie ma żadnego pomysłu

Piotr Widawski, dyrektor szpitala w Kutnie, ma 421 łóżek i konto zajęte przez komorników, więc kiedy chce wypłacić pensje, musi ich prosić o zgodę. Antybiotyków wystarczy mu na trzy dni. Być może, zastrajkują pielęgniarki.
Michał Okła, dyrektor szpitala w Skarżysku Kamiennej, ma 437 łóżek i 30 mln długu. Od kilkunastu dni trwa tu strajk okupacyjny, ale on powtarza, że pracownicy nie powinni bać się zwolnień, bo z 1,2 tys. zatrudnionych „zjechał” już na 600.
Alicja Taleczko, szefowa szpitala ginekologicznego w Wałbrzychu, już jakiś czas temu wprowadziła plan naprawczy. Zwolniła 30% załogi, ale dziś nie tonie w długach.
Mirosław Leśniewski, wicedyrektor warszawskiego Szpitala Bródnowskiego, mówi, że w sytuacji swojego ponaddwudziestotrzymilionowego zadłużenia (także z tego powodu z pracy prawie nie wychodzi) przyjmie każdą, nawet doraźną pomoc.
Cztery szpitale, różne problemy, ale wszędzie ta sama deklaracja: ustawa o pomocy publicznej i restrukturyzacji ZOZ-ów jest potrzebna. – Nie naprawi wszystkiego, jest początkiem drogi, ale niezbędnym – zapewnia dyr. Widawski, a prof. Zbigniew Religa określa proponowane przepisy jako „niewielki, ale konieczny oddech”.
Bez tej ustawy szpitale nie dostaną „oddechu”, czyli 2,2 mld zł, które w budżecie zapisano na pożyczkę dla nich.
Szpitale w ciągu minionych czterech lat oddłużano już czterokrotnie, raz – w 1999 r. – całkowicie. Natychmiast znowu popadały w długi. Dlatego ustawa o pomocy publicznej proponuje inne udogodnienia finansowe, które pozwolą przerwać drogę do bankructwa. Mówiąc najprościej, trzeba mieć własny plan ekonomiczny. Skorzysta szpital w Starachowicach (to tutaj zaczęły się ostatnie protesty służby zdrowia), który dziennie wydaje kilka tysięcy złotych na obsługę swojego długu. Nie na spłaty.

Nikt nie wygrał

Dlaczego więc przygotowywana od półtora roku ustawa, konsultowana i popierana przez większość dyrektorów szpitali, nagle zostaje odrzucona w trzecim czytaniu? I to w sytuacji zapewnień, że kontrowersje zostaną usunięte w Senacie.
Zdaniem wiceministra zdrowia, Zygmunta Podrazy, opozycji głosowanie nad ustawą ratującą służbę zdrowia pomyliło się z głosowaniem nad wcześniejszymi wyborami. Już następnego dnia osoby, które trudno podejrzewać o sympatię do ministra Balickiego, przyznawały, że źle się stało. Tak mówili Marek Kotlinowski (LPR) i dr Wojciech Maksymowicz, minister zdrowia w rządzie AWS. Sytuacja opozycji stała się jeszcze bardziej absurdalna, gdy okazało się, że poza rozwiązaniem Sejmu, co raczej nie pomoże szpitalom, nie ma ona nic do zaproponowania. Elżbieta Radziszewska (PO) najpierw przyznała, że własnego projektu nie mają, teraz zapewnia, że Platforma coś przygotuje. Podobnie mętnie mówią PiS i LPR.
Nikt nie wygrał, wszyscy przegrali.

Kto podpuszczał komorników

Ale nie tylko polityka uderzyła w projekt. Fatalnym zbiegiem okoliczności na początku lutego wszedł w życie nowy przepis o zajęciach komorniczych. Miał uderzyć w nieuczciwych pracodawców, trafił w szpitale. Ciekawe, że jak powiedział w Sejmie premier Belka, komornicy wcale się nie palili do zajmowania kont szpitalnych, ale byli do tego „nieoficjalnie zachęcani”. Efekt: pracownicy szpitala w Świnoujściu dostają po 300 zł miesięcznie, w Policach i Lesznie ciągle czekają na wypłaty. Trudno się dziwić, że ludzie głodują i okupują. Zaskakujące jest jednak, że liderzy związkowi nie wytłumaczą im, iż komornicze najścia są nie fragmentem ustawy o pomocy publicznej, lecz nowelizacji kodeksu cywilnego, którą opozycja poparła, a teraz jej się sprzeciwia. I że głosowanie nad zmianą przepisów już zapowiedział marszałek Cimoszewicz. – Ale może trudno jest informować pracowników, gdy samemu niewiele się wie – mówi minister Balicki. – Kilka tygodni temu byli u mnie dyrektorzy szpitali z całej Polski. Po dwóch godzinach zapytałem, kto czytał ustawę. Podniosła się co dziesiąta ręka.
Blokadą planu Balickiego okazał się także wicepremier Hausner, który najpierw projekt przygotował, a potem nie dopuszczał do zmian, które proponował minister zdrowia. Wszystko to złożyło się na sytuację, w której pielęgniarki nadal głodują, a szpitale nakręcają długi.
Co dalej? Prezydent Kwaśniewski już w piątek złożył do Sejmu projekt ustawy w sprawie pomocy dla szpitali. – Jeśli nie będzie on odbiegał jakościowo od tego, co dyskutowaliśmy, ale będzie zawierał korekty, skieruję go jak najszybciej do pierwszego czytania. Ustawa może być uchwalona w ciągu dwóch tygodni – zapowiada marszałek Cimoszewicz.
Prezydent zapowiedział też, że zgłosi inicjatywę legislacyjną, która uniemożliwi komornikom zajmowanie pensji pracowników służby zdrowia.
Czy opozycja zagłosuje wtedy za pomocą dla szpitali? A może swój rząd będzie budować na ich gruzach.

 

Wydanie: 08/2005, 2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy