Do zobaczenia w filmie

Do zobaczenia w filmie

Nie dawały mi spokoju przywołane przez czytelników wspomnienia Ze Zbigniewem Domino, autorem trylogii o polskich zesłańcach na Sybir rozmawia Helena Kowalik – Gdy rozmawialiśmy trzy lata temu, akurat wydał pan drugą część, jak się dziś okazuje, trylogii o losach polskich zesłańców na Syberię. Odżegnywał się pan od myśli, żeby jeszcze coś napisać na ten temat. A tu proszę, właśnie ukazała się trzecia część tej odysei pod tytułem „Tajga. Tamtego lata w Kajenie”. – Bo rzeczywiście, nie miałem takich planów. Napisałem „Syberiadę polską” – w pewnym sensie, bo nie zabrakło też postaci fikcyjnych, autobiograficzną powieść o losach mieszkańców Czerwonego Jaru, wsi pod Zaleszczykami, którzy we wrześniu 1939 r. zostali przesiedleni na Syberię. Potem wydałem ciąg dalszy tej epopei – „Czas kukułczych gniazd,” gdzie moi bohaterowie, a wśród nich Staszek Dolina, być może alter ego autora po powrocie w 1946 r. do Polski, znaleźli się na Dolnym Śląsku. I uważałem, że to koniec obrachunków z dzieciństwem. Symboliczną puentą miała być opisana w „Syberiadzie” cisza, gdy biedni zesłańcy z transportu PT-2564 zobaczyli biało-czerwony słup graniczny. Nie jestem historykiem. Nie wymierzam sprawiedliwości doznanemu światu. Chciałem tylko zrozumieć swój czas. – Co się zatem zdarzyło, że usiadł pan do pisania „Tajgi” – powieści, która w tej trylogii chronologicznie układa się zaraz po „Syberiadzie” (dopiero potem następują wydarzenia pokazane w „Czasie kukułczych gniazd”)? – Nie dawały mi spokoju przywołane wspomnienia, jak wyznałem na skrzydełku okładki mojej ostatniej książki. Pogubione bądź niedostrzeżone ważne wątki z czasów, gdy żyłem na Syberii. Np. życie zesłańców z pobliskiego baraku w Kajenie – nadwołżańskich Niemców. Gdy mnie wywieziono, miałem 10 lat, do Polski wracałem jako 16-latek. Wiele wydarzeń na zesłaniu uchodziło uwadze dziecka, którego myśli głównie koncentrowały się na jednym – żeby zaspokoić czymś głód i w ogóle przeżyć. Dopiero na spotkaniach z czytelnikami, a wśród nich byli i moi dawni towarzysze niedoli z tego samego transportu PT-2564, usłyszałem: „Trzeba jeszcze opisać to i tamto…”. Dostałem też bardzo dużo listów od czytelników. To ich opowieści zaludniły „Tajgę” postaciami zesłańców. – Autentycznymi? – Tak. Np. w Karpaczu, na wieczorze autorskim po wydaniu „Syberiady” spotkałem rodzinę Stanisza. I opisałem ich dzieje w ostatniej książce. Stanisz, przypomnę, to Polak zesłaniec, któremu żona umarła na tyfus i został na wygnaniu z dziesięciorgiem małych dzieci. Przy wyrębie drewna poznał zruszczoną Niemkę, wywiezioną na zesłanie z Leningradu. Młodziutka Katia zaopiekowała się jego dziećmi, a pewnej zimy do tej gromadki doszła jeszcze jedna sierota: Marcinek z sąsiedniego baraku, gdzie wszyscy dorośli zginęli śmiercią głodową. – W „Tajdze” losy tej rodziny urywają się w 1945 r. w chwili, gdy zesłańcy szykują się do powrotu do Polski. Czego jeszcze dowiedział się pan na spotkaniu autorskim? – Katia, która w Polsce wyszła za mąż za Stanisza, już nie żyła, jej grób jest na miejscowym cmentarzu. Jeden z synów Stanisza, ten, który był na wojnie pod Lenino i dostał się tam do niewoli, wyznał mi, że ciągle szuka Marcinka. Zgubili go na granicy, gdy wracali do Polski. W Terespolu Czerwony Krzyż z Urzędem Repatriacyjnym kazali ludziom z transportu zgłaszać wszystkie sieroty. Stanisz posłusznie wskazał przygarniętego chłopca. Natychmiast zabrano małego do jakiegoś domu dziecka. „Ojciec i Katia do końca życia sobie tego nie wybaczyli. Nigdy już potem nie zobaczyli Marcinka”, wyznał mi prawie z płaczem mój towarzysz syberyjskiej niedoli. – Wiele opisanych w „Tajdze” losów nie ma zakończenia. Nie wiadomo, czy ci zesłańcy, których bliżej poznaliśmy w czasie lektury, przeżyli i wrócili do wyśnionej Polski, a może na wieki wieków pozostali w syberyjskiej zmarzlinie. Jak ten znaleziony zimą w lesie Polak dochodiaga. Niestety, choć wreszcie litościwa ręka rodaka wciągnęła go na ciepłą pryczę, nie dożył do rana. Nie wiadomo, jak się nazywał ani skąd go wywieziono. – W związku z tym mam do redakcji „Przeglądu” serdeczną prośbę. Sporządziłem listę Polaków zmarłych w latach 1940-1946 w ostępach tajgi na pograniczu Krasnojarskiego Kraju i Irkuckiej Obłasti. Nie ma pewności, że to wszyscy. Żyło nas tam prawie półtora tysiąca. Byłbym wdzięczny, gdyby ten wykaz pokazał się na waszych łamach. Może odezwą się ich potomkowie, może przybędą jeszcze inne nazwiska. Chciałbym ocalić je od zapomnienia. – A ilu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 27/2007

Kategorie: Wywiady