Stało się normą, że dziennikarz śledczy nigdy nie poczuwa się do winy. Nawet gdy przegra w sądzie Na stronie internetowej Fundacji im. Stefana Batorego ukazał się komunikat, iż kończy swój żywot prestiżowy konkurs tej organizacji pt. Tylko ryba nie bierze?, którego celem było wsparcie rozwoju dziennikarstwa śledczego w Polsce. Kapituła konkursu nie podaje wprost przyczyny, choć można się domyślić, że nie chodzi o względy finansowe. Poważne nagrody dla zwycięzców konkursu były finansowane przez ambasadę amerykańską, Fundację Batorego i Fundację Wspomagania Wsi. Trzeba zatem iść tropem informacji, która następuje po komunikacie: opisano w niej losy wyróżnionej pierwszą nagrodą w roku 2003 serii artykułów Małgorzaty Soleckiej i Andrzeja Stankiewicza w Rzeczpospolitej pt. Leki za miliony dolarów. Jak już pisaliśmy (P nr 25, Znieważona wolność słowa), główny bohater tych artykułów, Waldemar Deszczyński, były szef gabinetu politycznego ówczesnego ministra zdrowia, Mariusza Łapińskiego, wytoczył dziennikarzom proces cywilny za pomówienie go, jakoby proponował wprowadzenie leku na listę refundacyjną ministra zdrowia w zamian za wielomilionową łapówkę. Sąd Okręgowy w Warszawie, kierując się niezwykle korzystnym dla dziennikarzy śledczych orzeczeniem Sądu Najwyższego z 18 lutego 2005 r. (a więc już po wydrukowaniu artykułów) stwierdzającym, że przeprowadzenie dowodu prawdy nie jest konieczne do wykazania braku bezprawności działania, oddalił skargę powoda. Jednak sąd apelacyjny zmienił wyrok pierwszej instancji, uznając, że dziennikarze nie dochowali obowiązku należytej staranności przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych i dopuścili się naruszenia dóbr osobistych powoda, powodując niewymierne straty moralne po jego stronie. Sąd Najwyższy oddalił skargę kasacyjną autorów oszczerczych publikacji i nakazał pozwanym przeprosić Deszczyńskiego na pierwszej stronie Rzeczpospolitej za nieprawdziwe stwierdzenie. W związku z powyższym informuje kierownictwo Fundacji im. Batorego zdejmujemy z naszej strony nagrodzone artykuły. Precedensowa decyzja cieszącej się autorytetem fundacji jakoś nie zainteresowała żadnej z gazet, które chlubią się posiadaniem stajni dziennikarzy śledczych. A zwłaszcza redakcji Rzeczpospolitej, w której, jak podano w uzasadnieniu do nagród fundacji dla autorów Leków za miliony dolarów, powstała wzorcowa szkoła dziennikarstwa śledczego. A przecież trudno o wyrazistsze wyrażenie wotum nieufności wobec tego rodzaju dziennikarstwa, skądinąd słusznie, jeśli jest rzetelne, uważanego za perłę w koronie medialnych sukcesów. Siła rażenia W III RP zapoczątkowała je Gazeta Wyborcza, publikując w 1994 r. artykuł pt. Korupcja w poznańskiej policji Piotra Najsztuba i Macieja Gorzelińskiego. Dziennikarze śledczy napisali, że Zenon Smolarek, ówczesny komendant główny policji, wziął łapówkę (lodówkę) od jednego z poznańskich biznesmenów. Siła rażenia tego artykułu w poczytnej gazecie była tak wielka, że Smolarek został zmuszony do dymisji i był to koniec jego kariery zawodowej. Do policji już nie wrócił. Maciej Gorzeliński (dziś poza zawodem dziennikarskim) obwieścił wówczas triumfalnie: Myślę, że po tych artykułach wielu dziennikarzy w całej Polsce zobaczyło, że warto. Że można dopieprzyć komendantowi głównemu policji, jeśli się ma podstawy, i nic się takiemu dziennikarzowi nie stanie. Sukces był zaraźliwy. Kolejne kamienie milowe na tej drodze ustawili w 1997 r. dziennikarze Życia Rafał Kasprów i Jacek Łęski serią tekstów pod tytułem Wakacje z agentem. Para dziennikarzy śledczych informowała o wspólnie spędzonych w sierpniu 1994 r. w pensjonacie Rybitwa we Władysławowie-Cetniewie wakacjach Aleksandra Kwaśniewskiego, wówczas przewodniczącego Klubu Parlamentarnego SLD, i rosyjskiego szpiega Władimira Ałganowa. Publikacja wywołała narodową dyskusję o politycznym morale aktualnego prezydenta III RP. Temat kilkaset razy pojawił się w mediach, kategorycznie oceniany w zależności od politycznego nastawienia komentatora. Prezydent pozwał Życie do sądu. W listopadzie 2000 r. w Rzeczpospolitej ukazał się artykuł Sędzia do wynajęcia Bertolda Kittela i Anny Marszałek, o powiązaniach Zbigniewa Wielkanowskiego, przewodniczącego VIII Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Toruniu, z szefem miejscowego gangu. Sąd Dyscyplinarny przy Sądzie Najwyższym od razu zawiesił sędziego Wielkanowskiego w czynnościach służbowych. Wszczęto dochodzenie prokuratorskie. Miesiąc później ta sama para sławnych już killerów, jak mówiono z uznaniem w środowisku, dobrała się do Marka Kempskiego. Autorzy artykułu Wojewoda w sieci rozpoczęli go zdaniem: Nasze dziennikarskie śledztwo wykazało, że doradzający wojewodzie w sprawach gospodarczych, znany na Śląsku biznesmen Aleksander
Tagi:
Helena Kowalik









