W domu jak w młynie

W domu jak w młynie

Kupili z ogłoszenia stary młyn, przerobili go na dom i przy okazji odkryli historię swojej rodziny Zboże wędrowało kilkanaście razy. Silnik był na dole, pod podłogą. Napędzał wszystkie maszyny młyna – zuber, który służył do pierwszego mielenia ziarna, walce. Na dół szły też pasy metalowe ze zmielonym zbożem. I wracały na górę. Raz, drugi, piąty, dziesiąty… Na koniec mąkę pakowało się w worki – Anna Bukowska opowiada o tym, jak działał młyn, jakby się w nim od dziecka wychowywała. A przecież mieszka tu zaledwie od siedmiu lat. Z Florencji pod Nałęczów Zanim Anna i Grzegorz Bukowscy odkupili od prywatnego właściciela młyn w Nowym Gaju pod Nałęczowem, przez 10 lat stał on nieczynny. Anna: – Kiedy weszliśmy tu po raz pierwszy, podłoga była tak czarna, że nie było widać desek. Nie było tu nic, co normalnemu człowiekowi mogłoby się spodobać. Po lewej stronie od wejścia był wydzielony kantorek młynarza, po prawej – schody na górę. Zajrzeli do młyna przez przypadek, szukali wtedy domu. Anna zwróciła uwagę na grube mury budynku. – To jedynie przemawiało za tym, że ktoś może spróbować przerobić ten stary młyn na dom – mówi dziś. – Nie było tu ani ogrzewania, ani wody, ani kanalizacji. Chodziłam jednak koło starych maszyn i kantorka i mówiłam do męża: „Ktoś mógłby sobie zrobić tu kuchnię, tam salon, tam łazienkę”… Tak sobie głośno myślałam. Po kilku minutach doszła do wniosku, że ten „ktoś” to mogliby być oni. Wokół cisza, spokój. Wieś. Oboje z mężem chcieli przecież kupić dom w okolicach Lublina, żeby mieć blisko do rodziny. Przez kilka lat mieszkali w XVII-wiecznym zamku w Pozzolatico i w wiekowej willi w centrum Florencji we Włoszech, gdzie wyjechali do pracy. Anna: – W Pozzolatico kuchnia miała 400 m. Z wieży zamkowej, w której mieszkaliśmy, trzeba było iść 300 kroków w jedną stronę. Kiedyś policzyłam. We Florencji też mieszkali we wnętrzach z antykami, pięciometrowymi oknami i 400-letnią podłogą. Anna: – Kiedy wróciliśmy z mężem do naszego mieszkania w centrum Łodzi, miałam wrażenie, że mam przed sobą ścianę. W Polsce mieszkali w jednej z łódzkich kamienic, nad sklepem monopolowym, tuż przy przystanku tramwajowym. Hałas tak dawał im się we znaki, że zapragnęli znów zamieszkać na wsi. W salonie na rowerze We Włoszech Anna i Grzegorz zarazili się miłością do dużych domów i staroci. Dlatego zostawili młyńskie maszyny. Zresztą byłby kłopot z ich wyniesieniem: są za ciężkie. Dziś stoją obok kominka, kanapy, starego pianina, radia i malowanej drewnianej skrzyni. W miejscu kantorka młynarza została zorganizowana duża kuchnia. Jako wyspę wykorzystano w niej drewniany mebel służący kiedyś do wybierania mąki. Wisi nad nią okap, też z młyna, ale z innej jego części. Ze starych przemysłowych okien budynku powstała przeszklona weranda. Właściciele wymienili je na nowe. Zostawili tylko drewniane okiennice. Anna szorowała je własnoręcznie na szlifierce. Półtora miesiąca. 10 par! W masce, w okularach, w chustce na głowie. Na koziołkach ustawionych na podwórku. Musiała sama, bo czterech stolarzy powiedziało, że nie da rady ich doczyścić, a mężowi się nie podobały i chciał je wyrzucić. Zawzięła się i wyszorowała. Wszystko inne robili razem z mężem. Cyklinowali podłogę, walczyli z wieloletnim kurzem, mysimi odchodami, pajęczynami i mąką. Anna: – Myszy? Uciekły, kiedy zaczęliśmy hałasować. W domu jest bardzo przestrzennie. Trudno taką powierzchnię ogrzać, ale są też zalety. – Michał, nasz syn, nauczył się jeździć na rowerze w domu. Zimą! – cieszy się Anna. Michał na rowerze będzie mógł dojeżdżać wiosną do szkoły, na razie rodzice wożą go samochodem 3 km do Nałęczowa. Nie ma z tym problemu, bo jedzie się asfaltem i polną drogą (odśnieżaną zimą). Z ich okien w Nowym Gaju widać jedną z ulic miasteczka. Lekarza, supermarket czy pocztę mają na wyciągnięcie ręki. Do Lublina jest stąd 25 km, więc kino i inne atrakcje kulturalne też są dostępne. Poza tym w młynie jest internet. Z remontem nie mieli kłopotów, młyn nie był pod ochroną konserwatora. Na początku mieszkali w 150-metrowym salonie. Potem obok salonu pojawiła się łazienka. Anna: – Jeszcze później odnowiliśmy schody i wzięliśmy się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2010, 2010

Kategorie: Kraj