Donkiszoci w „zadżumionym” tygodniku

Donkiszoci w „zadżumionym” tygodniku

Stworzenie tygodnika „Sprawy i Ludzie” poprzedziły dramatyczne wydarzenia Jestem jednym z „ostatnich Mohikanów” wrocławskiego i dolnośląskiego dziennikarstwa czasów tzw. komuny. Demokraci oskarżają nas o to, że kłamaliśmy. Odrzucam to pomówienie i dodam słowa patriotycznej pieśni: „Nie chcemy już od was uznania”. Akurat oni, żurnaliści III i IV RP, politycznie i ideologicznie całkowicie ze sobą przemieszani, uzurpują sobie prawo do określania ich prawdomównymi. W ogóle nie dopuszczają myśli, że także ich dotyczy cytowane w tej książce słynne dawniej powiedzenie poetki i dziennikarki Marianny Bocian: „Prawda to jest to, co powinno być, a nie jest”. Powiadają ichmościowie demokraci, że nam, dziennikarzom tzw. komuny, mniej wolno. W swoich wspomnieniach „Ostatnie zapiski zgryźliwego dogmatyka” pisałem kilka lat temu, że „powinni się puknąć w miedziane czoła”, nim zaczną limitować nasze wolności; dziś dodam, by wsłuchali się, jak teraz brzmi to puknięcie. Mówili też, i wciąż tak brzęczą, że pomagaliśmy ukrywać trupa w szafie. No tak, no tak: redagowane przeze mnie „Sprawy i Ludzie” były jedynym w kraju tygodnikiem, który nie relacjonował farsy procesu zabójców ks. Popiełuszki. Ichmościowie tymczasem lamentują teraz przy mumii demokracji, a dla równowagi niektórzy z nich gonią po polskiej puszczy, by ideowo bratać się z „żołnierzami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2016, 41/2016

Kategorie: Media