Zrobiłam rewolucję w prozie kryminalnej i ludzie to kupili Katarzyna Bonda – autorka powieści kryminalnych Masz znakomite nazwisko, ale bardziej interesuje cię praca policjantów niż agentów tajnych służb, choć tych drugich w twojej prozie też kilku można znaleźć. – Nazwisko jest prawdziwe, po tatusiu. Typowe kresowe. Dzięki najsłynniejszemu agentowi jednak jest zrozumiałe na całym świecie i wszystkim się kojarzy jednoznacznie. Czasem sobie żartuję, że z takim nazwiskiem trzeba się zajmować działką walki o prawdę. Bo kryminał o tym jest, nie o trupie ani nawet nie o tym, kto zabił. W każdym razie takie są moje książki. A co do policjantów, nie interesowaliby mnie, gdybym opowiadała inne historie. By pisać kryminały, muszę się interesować pracą wszystkich służb, także działaniami sądownictwa, prokuratury i wywiadu. Tego nie da się rozdzielić. Będę natomiast protestowała przeciw opinii, że jestem laską, która chciała być policjantką, ale nią nie została i dlatego o tym pisze. Podobnie jak nie kręcą mnie ci z drugiej strony mocy – mordercy, dewianci, zboczeńcy. Używam ich, ponieważ jeśli chcesz opowiedzieć o dobru, musisz najpierw pokazać, czym jest zło. Zaczynałaś od dziennikarstwa. Jeździłaś na rozprawy, spotykałaś się z pracownikami wymiaru sprawiedliwości, studiowałaś akta. – Dziennikarstwo było półśrodkiem i wyborem świadomym, jestem bowiem pragmatyczna – jakiś papier trzeba mieć i dziś mam już kilka. Dostałam się na prawo i polonistykę, tyle że dziennikarstwo było wtedy niezwykle prestiżowe, a z mojej perspektywy zbliżało mnie do głównego celu – chciałam pisać książki. Ale nie można zostać pisarzem w wieku 18 lat. Choćbyś nie wiem jak czuł frazę, melodię języka i rytm, pisanie wymaga przede wszystkim doświadczenia. Człowiek zbiera je przez życie, kolekcjonuje, jego spojrzenie się wyostrza. Trzeba trochę przeżyć, by móc opowiadać innym. Mądrze i przede wszystkim pięknie. Nawet jeśli to tylko powieść kryminalna. Dziś zresztą zmieści się w niej znacznie więcej niż w dawnych opowieściach policyjnych czy milicyjnych. Ten gatunek ewoluował najbardziej ze wszystkich i nadal się rozwija. To nieuniknione, jest najbardziej demokratyczny i pozwala przeżyć arystotelesowskie katharsis, a dla pisarza jest głównie gimnastyką umysłową. Kilka lat później wielka życiowa cezura – pod kołami twojego samochodu ginie człowiek. Masz proces, jest wyrok. – Potrąciłam i zabiłam człowieka. Przez 12 lat jeździłam w trasy na różne reportaże i nigdy nic się nie stało. Wtedy jednak byłam przemęczona, zrozpaczona, walczyłam z emocjami. Zamiast przejść żałobę po śmierci ojca, od razu wróciłam do pracy, wydawało mi się, że to najlepszy sposób. Wypadek zdarzył się 11 dni po jego śmierci. Z Warszawy wyjechałam przed świtem, spieszyłam się do pracy, jechałam do Tarnowa na materiał o stresie pourazowym u strażników służby więziennej. Jechałam za szybko, to prawda. Nigdy jednak nie jeździłam nieuważnie. Moja zdolność koncentracji musiała jednak zostać nadszarpnięta przez stres. Byłam obsesyjnie skoncentrowana na zadaniu do zrealizowania. Nie zdążyłam wyhamować. Pamiętam tylko buty tego człowieka. Spadły mu ze stóp. Nikt z tamtej rodziny nie chciał z tobą rozmawiać. – Nie wiedziałam, jak mam dalej żyć. Urodził się tego samego dnia, co ja. Czułam się, jakbym zabiła samą siebie. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Dostałam wyrok w zawieszeniu. Długo potem się leczyłam. Brałam leki psychotropowe, chodziłam do psychiatry. Przestałam pracować, nie byłam w stanie funkcjonować normalnie, ledwo wstawałam z łóżka. Wtedy poczułam, że nie chcę, nie potrafię wracać do swojego życia. Potrzebowałam nowego. Wygląda na to, że w swojej twórczości ciągle przepracowujesz psychologicznie traumy związane z tamtym wypadkiem. – W pisaniu nie ma miejsca na terapię. Trzeba ją przejść, a dopiero potem brać się do literatury. W moim przypadku tak było. Nie traktowałam pisania jako lekarstwa. Jednak obcowanie ze śmiercią w literackiej formie pomagało mi zmierzyć się z własną traumą. Musiałam pogrzebać w tej ciemnej materii, miałam odwagę się w niej zanurzyć. Zbrodnia interesowała mnie od lat, pracę magisterską na dziennikarstwie pisałam o kobietach, które zabiły, jednak dopiero własne doświadczenie graniczne sprawiło, że zanurkowałam w mrok głęboko. Nie interesują mnie jednak strachy, demony, duchy, cały ten entourage horrorowy. Horror jest mgławicowy, kryminał konkretny. Jestem jednak świadoma,