Prokuratura nie jest od spełniania oczekiwań gazet Prokurator Zygmunt Kapusta, szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie – Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Lwu Rywinowi. Dlaczego w „sprawie Rywina” tylko on jeden jest osobą oskarżoną? – Nie było materiału dowodowego pozwalającego na postawienie zarzutu innym osobom. Proszę zauważyć, że sformułowanie, które padło i które budzi emocje, że mamy do czynienia z „grupą trzymającą władzę” i że Rywin przychodzi w imieniu tej grupy, padło z ust samego Rywina w trakcie jego rozmowy z Adamem Michnikiem. Zweryfikować to stwierdzenie można najprościej w ten sposób, że podejrzany składa wyjaśnienie. Tymczasem w trakcie postępowania przygotowawczego on cały czas korzystał z prawa odmowy składania wyjaśnień. – A prokuratorski nos co panu podpowiada? Czy ta „grupa trzymająca władzę” istnieje i Rywin ją kryje, czy też jej nie ma, a Rywin najzwyczajniej ostro blefował? – Nie chcę wypowiadać się, tak jak posłowie z sejmowej Komisji Śledczej, o hipotezach bądź domniemaniach niepopartych dowodami. Każdy prokurator, który prowadzi postępowanie przygotowawcze, musi poruszać się pomiędzy pierwszą a ostatnią obwolutą akt. Liczy się to, co zdoła ustalić w trakcie zeznań, przesłuchań, ekspertyz. Na tej podstawie ustala stan faktyczny. Mieliśmy materiał dowodowy, żeby oskarżyć Rywina z paragrafu 230, czyli o płatną protekcję, i tak się stało. – Czy zakłada pan, że Rywin kłamał podczas spotkania z Michnikiem? – Nie rozstrzygam tego w kategoriach kłamstwa lub nie. Padło takie stwierdzenie i jest to jeden z faktów. Weryfikacja tego faktu w trakcie postępowania przygotowawczego nie posunęła się dalej. Proszę mi przybliżyć pojęcie „grupy trzymającej władzę”. Kto miałby wchodzić w jej skład? Tu można tylko tworzyć hipotezy. Zgadywać, że może to ktoś z okolic rządu albo Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, albo też z innych kręgów… Może być i tak, że był to po prostu wymysł Rywina, słowa wypowiedziane z potrzeby chwili. Póki nie ma rzetelnej weryfikacji, nie mam żadnych podstaw, żeby rozszerzać krąg osób oskarżonych. – „Gazeta Wyborcza” bardzo się dziwi, że nie został oskarżony Robert Kwiatkowski. – Nie zebraliśmy w toku śledztwa materiału dowodowego, który pozwoliłby przypisać panu Kwiatkowskiemu jakiekolwiek przestępstwo. Wiem, że to budzi emocje, że prokuratura nie spełniła medialnych oczekiwań. Ale my nie jesteśmy od spełniania oczekiwań gazet. My nie możemy działać pod wpływem publikacji prasowych czy nadmiernie rozbudzonych oczekiwań społeczeństwa. Dla nas świętym obowiązkiem jest oskarżać tylko tych, przeciwko którym mamy dowody. – A przesłuchania sejmowej komisji pomogły w śledztwie? – Jednoczesne prowadzenie czynności przez sejmową Komisję Śledczą nie ułatwiło nam życia. Począwszy od takich drobiazgów jak spory finansowe, kto ma płacić za ekspertyzy, a skończywszy na tym, że jednoczesne prowadzenie śledztwa przez prokuraturę i przez sejmową Komisję Śledczą jest permanentnym wchodzeniem sobie tych organów w zakres kompetencji śledczych. Wydaje się, że precedens wspólnej pracy powinien zaowocować zmianami w ustawie o Komisji Śledczej. – Czy komisja uzyskała coś, co się przydało prokuraturze? – Na przykład przesłuchanie redaktora Urbana było barwne i ciekawe. Spowodowało to konieczność złożenia zeznań w prokuraturze apelacyjnej. Tylko że w prokuraturze okazał się mniej rozmowny niż przed obiektywami kamer. – Niewiele powiedział? – Jego stwierdzenia, które wywołały sensację, nie zostały w sposób procesowy rozbudowane w prokuraturze, tak aby to posunęło badaną przez nas sprawę choć trochę do przodu. – A jak było z dowodami materialnymi? Billingi, słynne przeszukania. Czy to coś dało? – W „sprawie Rywina”, z jednej strony, toczyło się śledztwo przeciwko Rywinowi jako postępowanie prokuratorskie, z drugiej strony, sejmowa Komisja Śledcza podejmowała uchwały o realizowaniu dodatkowych czynności. Billingi, ekspertyza, która jest opracowywana przez biegłego, śledzenie przepływów finansowych między TVP a Heritage Films i innymi firmami – to czynności zlecone nam przez sejmową Komisję Śledczą. Dotąd nie miały one większego znaczenia dowodowego. – „Gazeta Wyborcza” napisała, że zbytnio nie wyszliście poza to, co ustaliła ona sama… – Proszę porównać śledztwo prowadzone przez „Gazetę” z tym, co zrobiła prokuratura. Przesłuchaliśmy 76 osób. Ministrów, przewodniczących sejmowych komisji śledczych, parlamentarzystów, dwukrotnie premiera, prezydenta, trzy razy red. Michnika, wszystkich, którzy mogli cokolwiek wnieść do tego postępowania. Zgromadziliśmy materiał dowodowy, który zamknął się w 60 tomach. Każdy tom liczy 200
Tagi:
Robert Walenciak









