Czy można sobie wyobrazić Polskę bez OSP? Nie można! W telewizyjnych „Strażakach” jedną z głównych ról gra Olaf Lubaszenko. – Po tym serialu mam takie dojmujące przeświadczenie, że to jest jednak pasja i powołanie – powiedział od serca w wywiadzie. – My właściwie nie zdajemy sobie sprawy z tego, co robią ci ludzie, na czym polega ich praca… To jest po prostu nieustanne igranie z życiem i śmiercią. Szanujmy strażaków! Wszystko może się zdarzyć Apel o tyle zbyteczny, że ten zawód niezmiennie cieszy się największym prestiżem – w najnowszym badaniu CBOS uważa tak 87% ankietowanych. Oprócz jednostek straży zawodowej istnieje w Polsce aż 3841 jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej działających w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym. To prawie 700 tys. zarejestrowanych osób, ale spora grupa pozostaje poza systemem. Chociażby w powiecie puławskim – mają tam 67 jednostek OSP, z tego 19 włączonych do KSRG. W Puławach mieści się jedyna w powiecie jednostka zawodowa. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby nie ta ponadmilionowa rzesza społeczników ochotników. Nie wyobrażają sobie tego mieszkańcy przyciągającego urokiem i atmosferą Kazimierza Dolnego nad Wisłą. 11 kwietnia, w sobotę, to była wiadomość dnia m.in. w Kazimierskim Portalu Internetowym: „Bosmanat w kazimierskiej marinie nie będzie zapewne czynny w tym sezonie. Budynek bosmanatu – niedawno odnowiony w ramach budowy przystani w Kazimierzu, która miała sprzyjać rozwojowi turystyki wodnej na Wiśle – spłonął w nocy z piątku na sobotę z 10 na 11 kwietnia. – Zgłoszenie wpłynęło do straży pożarnej o godz. 1.53 – mówi mł. bryg. Krzysztof Morawski, rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Puławach. – Na miejsce od razu zadysponowano trzy jednostki: z OSP Kazimierz, z OSP Bochotnica i Ratowniczo-Gaśniczą z Puław. Strażacy działali przy tym zdarzeniu do godz. 5.20. Cały budynek wraz z wyposażeniem uległ zniszczeniu. Na szczęście nie było ofiar w ludziach. Wszystko wskazuje na to, że było to podpalenie”. W takim miasteczku jak Kazimierz Dolny słowa o podpaleniu niosą się stugębną plotką. Niemal natychmiast miejscowi czarnowidze zaczęli typować, jaki obiekt może być następnym celem piromanów. Tutejsi strażacy i policjanci nigdy nie lekceważą takich sygnałów, tylko pozornie nieważnych, bo przecież licho nie śpi i wszystko może się zdarzyć. Prezesa nie zmieniają Na stulecie OSP w Kazimierzu Dolnym jej dzieje opisał jeden z kazimierskiej starszyzny – druh Andrzej Rodzik (strażacy zwracają się do siebie per druhu – co wedle słownika języka polskiego oznacza po prostu przyjaciela lub towarzysza). Straż ogniową w Kazimierzu Dolnym założył w 1906 r. Kazimierz Ruciński i przez 21 lat pełnił funkcję jej naczelnika. Utworzenie straży było związane z potrzebą chronienia zarówno dobytku mieszkańców, jak i zabytków historycznego grodu. Miasto bowiem często nawiedzały pożary. W 1866 r. ogień strawił niemal cały Kazimierz. Kolejna wielka łuna pojawiła się nad nim w roku 1915. W tym czasie na szczęście działała już straż ogniowa. Kazimierska jednostka OSP co roku uczestniczy w powiatowych i gminnych zawodach gotowości bojowej, z reguły zajmując czołowe miejsca. Strażacy biorą też czynny udział we wszelkiego rodzaju uroczystościach w samej straży i w mieście. W 1983 r. prezesem OSP w Kazimierzu został Henryk Wasiłek, który pełni tę funkcję do dzisiaj, obecnie już jako emerytowany starszy ogniomistrz straży zawodowej. Co niezmiernie istotne, nikomu nawet nie przychodzi do głowy, żeby zmieniać prezesa! Wybuch gazu albo kot na drzewie W dyżurce kazimierskiej OSP spotykam się z prezesem Wasiłkiem i naczelnikiem Krzysztofem Daniszem. Pomieszczenie ciasnawe, co kilka minut słychać z głośnika komunikaty puławskiej centrali. Obydwaj moi rozmówcy mają już ponad 40 lat stażu, a poza zamiłowaniem do najbardziej szanowanego zawodu łączy ich jeszcze jedno – są posiadaczami efektownych, sumiastych wąsów. Ze swadą opowiadają o swojej i kolegów społecznej działalności. Krzysztof Danisz: – W tej chwili mamy 103 członków, z tego 23 bierze udział w akcjach. My najzwyczajniej lubimy to, co robimy. Przecież to są ochotnicy, wszystko opiera się na działalności społecznej. Za godzinę akcji nasz strażak otrzymuje 5 zł, więc doprawdy trudno mówić o jakichś profitach. Są też dwie grupy młodzieżowe – dziewcząt i chłopców. Ponadto spore grono strażaków w stanie
Tagi:
Maciej Polkowski