Drużyna Nawałki

Drużyna Nawałki

do I czesci

Piłkarze szybko zrozumieli, że droga do finałów w Rosji może być w naszej grupie drogą przez mękę Lecąc do Kazachstanu na pierwszy eliminacyjny mecz mistrzostw świata w Rosji, byłem przekonany, że reprezentacja Polski wygra go siłą rozpędu. Że tacy piłkarze jak Milik, Krychowiak czy Glik, na których latem mocne europejskie kluby wydały grube miliony, wzniosą tę drużynę na wyższy poziom. Adam był jednak sceptyczny – uważał, że liczne przeprowadzki niekoniecznie wpłyną pozytywnie na wynik spotkania w Kazachstanie. – Przed nami bardzo trudne zadanie – mówił pod koniec sierpnia. – Chyba jeszcze trudniejsze niż na początku mojej pracy z tą reprezentacją. Jestem ciekawy, jak poszczególni kadrowicze będą się zachowywać, jak będą się prezentowali fizycznie na starcie nowego sezonu. Potencjał jest ogromny, ale może być niezwykle trudno zjednoczyć zespół i uzmysłowić piłkarzom, że tylko tworząc drużynę, kolektyw, osiągniemy kolejny cel, którym jest awans na mistrzostwa świata. Niezwykle istotne będzie podejście mentalne, koncentracja, która była naszą wielką siłą w poprzednich eliminacjach i podczas Euro. Adam był w pełni świadomy zagrożeń. Wiedział, że forma niektórych piłkarzy może być daleka od tej, którą osiągnęli na francuskich boiskach. Zdawał sobie również sprawę, jak ogromne będą oczekiwania wobec ćwierćfinalisty Euro. Dlatego tak ważny był dobry start w kolejnych eliminacjach. W Astanie mieliśmy zagrać na sztucznej murawie, z rywalem, który potrafi zrobić użytek z tych niekorzystnych dla gości warunków, więc Nawałka i jego sztab musieli przygotować zespół wyjątkowo starannie. Przeprowadzili monitoring wszystkich powołanych piłkarzy, zorganizowali też treningi na sztucznej nawierzchni w podwarszawskim Karczewie. W Astanie mimo czterogodzinnej różnicy czasowej piłkarze mieli jeść, spać i trenować według polskiego zegarka. Do 37. minuty meczu wszystko szło zgodnie z planem – drużyna dobrze funkcjonowała, w pełni kontrolując spotkanie, po golach Kapustki i Lewandowskiego prowadziliśmy 2:0. Powinniśmy prowadzić wyżej, gdyby Milik był skuteczniejszy, niestety nie wykorzystał on dwóch dogodnych sytuacji, a Kazachowie w końcówce pierwszej odsłony dwukrotnie groźnie zaatakowali. Syreny alarmowej włączonej pod naszą bramką nikt jednak nie usłyszał. Co się działo po przerwie, wszyscy pamiętamy. Chaos w obronie, brak koncentracji, liczne błędy i proste straty piłki szybko zaowocowały dwoma golami rywali. Na domiar złego zupełnie nie potrafiliśmy odpowiedzieć na agresywną, bezpardonową grę Kazachów. Nagle zaczęło zaglądać nam w oczy widmo sensacyjnej porażki. Selekcjoner nie reagował – liczył, że piłkarze otrząsną się i zdobędą zwycięską bramkę. Ale nie zdobyli. Na inaugurację eliminacji podzieliliśmy się punktami. „Kazachstrofa” – napisał po tym meczu „Przegląd Sportowy”. I choć sam nie ująłbym tego aż tak dosłownie, to ewidentnie coś nie zagrało. Co dokładnie? „Grzech pychy”, padało najczęściej z ust moich kolegów po fachu. Łatwe prowadzenie spowodowało, że piłkarze Nawałki za szybko dopisali sobie trzy punkty. Ale powodów było zdecydowanie więcej: słabsza forma Krychowiaka i wracającego do kadry Rybusa, nie najlepszy dzień Milika, a także brak w defensywie Pazdana, który na sztucznej i twardej murawie nie był w stanie zrobić nawet zwrotu. Zmęczone po Euro mięśnie tak go ciągnęły, że w Kazachstanie był tylko turystą. A Glik i Salamon nie stanowili monolitu. W drodze powrotnej piłkarze byli ewidentnie przygnębieni. Spodziewali się, że wrócą z tarczą, ale się przeliczyli. Wydawało się, że szybko „paniali”, że droga do finałów w Rosji może być w naszej grupie prawdziwą drogą przez mękę. Deklarowali oczywiście, że limit błędów już się wyczerpał i jak to się często mówi w środowisku piłkarskim – wnioski zostaną wyciągnięte. Przed październikowym dwumeczem z Danią i Armenią było jasne, że musimy zdobyć sześć punktów. Graliśmy u siebie, na PGE Narodowym, który za kadencji Nawałki stał się naszą prawdziwą twierdzą. W dodatku eksportowi napastnicy Milik i Lewandowski strzelali w swoich klubach aż miło. Oczywiście martwił brak kontuzjowanego Pazdana i kłopoty z regularną grą w PSG Krychowiaka, ale na treningach nic nie zwiastowało kłopotów. Trudno było wytknąć komuś brak zaangażowania. Dopiero później miało się okazać, że niektórzy się świetnie kamuflowali. Nawałka sprytnie przechytrzył Duńczyków, którzy zapowiadali grę o trzy punkty: oddaliśmy im inicjatywę w pierwszych minutach, pozwoliliśmy im poczuć się pewniej, a potem dwukrotnie, za sprawą Turbo Grosika, brutalnie ich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2018, 24/2018

Kategorie: Sport