USA i Rosja toczą ostrą rywalizację o wpływy w Gruzji „W Gruzji rozpoczęła się mała zimna wojna między USA a Rosją”, bije na alarm moskiewski dziennik „Izwiestia”. Jest w tym wiele prawdy. Waszyngton od lat konsekwentnie usiłuje rozbudować swe wpływy na Południowym Kaukazie. Obecny prezydent gruziński, wykształcony w Nowym Jorku 36-letni Micheil Saakaszwili, jest powszechnie uważany za człowieka Ameryki. Ambasador Stanów Zjednoczonych w Tbilisi, Richard Miles, oświadczył, że żołnierze Stanów Zjednoczonych, którzy przybyli wiosną 2002 r., aby szkolić armię gruzińską, pozostaną w tym kraju na stałe. Nastąpi to w ramach „gwarancji bezpieczeństwa” udzielonych przez Waszyngton Gruzji. Administracja Busha zamierza przekazać na potrzeby gruzińskich sił zbrojnych kolejne 1,6 mln dol., wyśle też do Tbilisi 77 opancerzonych pojazdów wojskowych. Kaukaska ekspansja Waszyngtonu wywołuje irytację Moskwy, która uważa Gruzję za „bliższą zagranicę” i tradycyjną strefę swoich wpływów. Gazeta „Komsomolskaja Prawda” ostrzega: „Jeśli tak dalej pójdzie, nie będziemy mieli na południowej granicy sojusznika, lecz nowego członka NATO”. Już administracja Billa Clintona nie szczędziła wysiłków ani pieniędzy, aby znaleźć dla Stanów Zjednoczonych sprzymierzeńców na południowej granicy Rosji. Ekipa George’a W. Busha zintensyfikowała te działania. W ciągu ostatniej dekady Waszyngton udzielił Tbilisi pomocy o łącznej wartości 1,6 mld dol. W przeliczeniu na jednego mieszkańca tylko Izrael otrzymał od USA hojniejsze wsparcie. Niewielka Gruzja położona między Europą a Azją, w pobliżu bogatych złóż kaspijskiej ropy, ma bowiem ogromne znaczenie strategiczne, które w dobie wojny z terroryzmem jeszcze wzrosło. W myśl planów Pentagonu, amerykańskie samoloty wojskowe zmierzające do Afganistanu i na Bliski Wschód mają korzystać z przestrzeni powietrznej Gruzji. Z jej terytorium można śledzić poczynania terrorystów islamskich, którzy podobno razem ze zbrojnymi separatystami czeczeńskimi ukrywają się w trudno dostępnym gruzińskim wąwozie Pankisi. Wreszcie Gruzję przetnie niezwykle ważny 1500-kilometrowy rurociąg BTC, prowadzący z Baku poprzez Tbilisi do tureckiego portu Ceyhan. Ta kluczowa instalacja zostanie ukończona w kwietniu przyszłego roku. Prezydent Saakaszwili uznał rurociąg za „odrodzenie starego Jedwabnego Szlaku”. BTC, którego budowa będzie kosztować co najmniej 2,75 mld dol., ma transportować do miliona baryłek ropy dziennie. Jeśli rurociąg zostanie oddany do użytku, Stany Zjednoczone uzyskają dostęp do obfitych zasobów kaspijskiej ropy, i to dostęp bezpieczny, ponieważ BTC omija terytoria Iranu i Rosji. Waszyngton pragnie mieć w Gruzji stabilnego i wiernego sprzymierzeńca, aby rurociąg był dobrze chroniony. Eduard Szewardnadze, były minister spraw zagranicznych ZSRR, mąż stanu ceniony na arenie międzynarodowej, przez 12 lat konsekwentnie pielęgnował dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. W końcu jednak Waszyngton okazał się niezadowolony z polityki Białego Lisa (jak na Kaukazie nazywany jest Szewardnadze). W Gruzji wciąż bowiem panuje gospodarczy i społeczny chaos. Po uzyskaniu niepodległości i zerwaniu więzi ekonomicznych z Rosją gospodarka republiki załamała się. Wiele zniszczeń spowodowały wojny domowe. Reformy ekonomiczne spaliły na panewce, prywatyzacja zmieniła się w rozgrabianie resztek majątku narodowego. Biznesmeni, do złudzenia przypominający gangsterów, do spółki z prawdziwymi rekinami świata przestępczego zajmują się przemytem i zagarniają większość dochodów państwa. Prawdopodobnie nie ma na świecie kraju bez korupcji, ale korupcja gruzińska przekracza granice wyobraźni. W ostatnich latach nastąpiło pewne ożywienie ekonomiczne, lecz udało się osiągnąć zaledwie 40% produkcji z 1989 r. W pięknym, obdarzonym łagodnym subtropikalnym klimatem kraju połowa pięciomilionowego społeczeństwa musi przeżyć dzień za równowartość 4 dol., zaś przeciętna emerytura stanowi równowartość 7 dol. Gruzja stała się niemal „państwem upadłym”, które utrzymuje się przy życiu tylko dzięki pomocy ekonomicznej z Waszyngtonu i Moskwy. Czy w takiej krainie bezprawia rurociąg będzie bezpieczny? – zastanawiali się politycy z Departamentu Stanu USA. Ale Szewardnadze naraził się swym amerykańskim przyjaciołom także dlatego, że jako wytrawny polityk zdawał sobie sprawę, że mała i słaba Gruzja musi utrzymywać dobre stosunki także z potężnym sąsiadem – Rosją. Zgodził się na wyjście z Gruzji amerykańskiego koncernu energetycznego AES Corp. Tbilisi zawarło długoterminową umowę na dostawy gazu z rosyjskim Gazpromem. Wywołało to furię w Waszyngtonie.
Tagi:
Krzysztof Kęciek









