Mimo rozruchów i psychozy strachu w angielskich miastach rząd nie zamierza się wycofać z zapowiedzianych cięć finansowych na policję i inne służby mundurowe. Tomasz Wybranowski Korespondencja z Dublina „Kiedy fala przemocy odpłynie, nadal w naszym społeczeństwie będziemy mieć niezliczoną liczbę młodych ludzi mających prawo w głębokiej pogardzie”, napisał Stephen Glover, publicysta „Daily Mail”. Te słowa mają złowróżbny wydźwięk. Zwiastują bowiem, że świadkami podobnych scen możemy być w przyszłości. I to nie tylko w Anglii. Tłum pociąga do działań Fala rozruchów, która rozlała się na całą Anglię, rozpoczęła się od wiecu protestacyjnego przed posterunkiem policji w Tottenham, w północnej części Londynu. Mieszkańcy tej dzielnicy, w większości czarnoskórzy, domagali się „w imię sprawiedliwości” ukarania funkcjonariuszy winnych śmierci 29-letniego Marka Duggana, który został zastrzelony podczas próby aresztowania. Niestety, niewiele osób zadało sobie pytanie, dlaczego doszło do próby zatrzymania Duggana, przestępcy notowanego i wielokrotnie zatrzymywanego przez policję. Dziwne to o tyle, że w większości mediów można było znaleźć informację, że „czarnoskóry męczennik z Tottenhamu”, jak niektórzy z czcią o nim się wyrażali, trudnił się sprzedawaniem narkotyków i na co dzień działał w jednej z podgrup jamajskiego gangu Yardiesa. Śmierć Duggana była tylko pretekstem do rabunków, podpaleń i fali przemocy, które obróciły ubogie dzielnice Londynu w perzynę, a potem rozlały na Liverpool, Birmingham i inne angielskie miasta. Mit bezpiecznej, stonowanej i nieco flegmatycznej Anglii rozpadł się jak domek z kart. Widać wyraźnie, że rasa, kolor skóry, powiązania miejscowe i zwyczajowość zaczynają przeważać nad zdrowym rozsądkiem i literą prawa. Marta Brassart Siemieńczyk, socjolog z londyńskiej Fundacji Młodej Polonii, podkreśla fakt, że policja zastrzeliła bandytę, a nie niewinną kwiaciarkę sprzedającą żonkile na straganie: – Nastąpiła nieoczekiwana reakcja tłumu. W tłumie jednostki zatracają zindywidualizowane cechy. Tłum pociąga do działań, nabiera cech samych w sobie. Poszczególne jednostki działają pod wpływem mechanizmu, który generuje eskalację zachowań agresywnych, doprowadzając do chaosu nie do ogarnięcia, nawet przez policję. Po dwóch stronach barykady i opinii Komentatorzy mówią o dwóch głównych wymiarach ostatnich wydarzeń. Pierwszy z nich to charakter miejsca – Londyn jako kosmopolityczne miasto o zróżnicowanej etnicznie mozaice społeczeństw oraz zamożności. Pojawiają się głosy, że iskrą zapalną może być wielokulturowość, która źle interpretowana staje się zarzewiem kłopotów. Trzeba pamiętać, że w Wielkiej Brytanii imigranci otrzymali od państwa wiele narzędzi, by legalnie, bezpiecznie i bezproblemowo się osiedlić. Imigranci spoza Europy bardzo często narzekają na drobiazgowość procedur administracyjnych, ale doprowadzają one w efekcie do uregulowania ich statusu. O ile przyjeżdżający do Zjednoczonego Królestwa Polacy mają etos pracy, pokornie wpisują się w brytyjski pejzaż i zajmują stanowiska dostępne przy ich umiejętnościach, o tyle przybysze z Afryki mają inną postawę. – Ich pobyt naznaczony jest nieustanną pretensją do świata. To efekt postkolonizacyjny. Te same mechanizmy można porównać do społeczeństwa arabskiego zamieszkującego Francję. To delikatny temat, ale trzeba mówić o tym wprost. Pakistańczycy czy Turcy, podobnie do Polaków, traktują otwarcie tutejszego rynku pracy jak szansę na godne życie. Czarnoskórzy obywatele często niestety nie – mówi Marta Brassart Siemieńczyk. Drugi wymiar związany jest z nowym porządkiem świata i naciskiem światowych korporacji na promocję konsumpcyjnego trybu życia. Andrew Gilligan, reporter BBC, który spędził dwie noce w gmachu sądu Highbury, w którym sądzono uczestników zajść, opowiada: – Widziałem w gronie oskarżanych przez sędziów ludzi ubogich, o twarzach pozbawionych nadziei, mocujących się z rozpaczą i wściekłością. Ale co sądzić o skazanych studentach renomowanych uczelni, którzy rabowali sklepy, bogatym biznesmenie i jego córce, którzy przyłączyli się do zamieszek dla zabawy, traktując je jako piknik, czy o 11-latku. Spore grono socjologów i politologów uważa, że w biednym i zaniedbanym londyńskim Tottenham pękł balon złych emocji i skrywanych uprzedzeń. Prof. Thomas Lancaster z Emory University, ekspert w dziedzinie polityki porównawczej, uważa, że ostatnie zamieszki nie są efektem tylko jednego incydentu: – Musimy wiedzieć, że skumulowało się tu wiele elementów, które doprowadziły do ostatnich aktów przemocy. Brytyjska młodzież jest coraz bardziej spychana na dalszy plan w naszym tradycyjnym społeczeństwie. Praktycznie jest pozostawiona sama sobie. Skutki utrzymującego się bezrobocia najbardziej odczuwają
Tagi:
Tomasz Wybranowski









