Dyplomaci muszą się zmieniać

Dyplomaci muszą się zmieniać

Rozmowa z Włodzimierzem Cimoszewiczem, ministrem spraw zagranicznych

– Czy ma pan świadomość, że wprowadzając w MSZ testy językowe, zjednoczył pan niemal wszystkich przeciwko sobie? Że w ten sposób udało się panu zakopać stare podziały?
– Jest w tym sporo przesady… To prawda, że jakiś procent osób przystępujących do testów oblewa je, co, nawiasem mówiąc, jest potwierdzeniem słuszności mojej decyzji. Natomiast przytłaczająca większość pracowników MSZ zna języki obce. Warto może sobie uświadomić, że to, co w tej chwili dzieje się w ministerstwie, odbywa się w szczególnym czasie. Kilkanaście dni temu weszła w życie ustawa o służbie zagranicznej. Daje ona rozmaite gwarancje i przywileje funkcjonariuszom służby zagranicznej. Nie wynika to z chęci zrobienia tym ludziom przysługi czy przyjemności, lecz z tego, że profesjonalna służba zagraniczna wymaga stabilizacji. Z drugiej strony, ta ustawa nakłada na nich określone obowiązki, które ja traktuję poważnie i dosłownie. Tam mówi się o konieczności podnoszenia swoich kwalifikacji, o tym, że trzeba znać co najmniej dwa języki obce. Więc nie będziemy udawali, że rozumiemy to w przybliżeniu, tylko dosłownie. Ludzie w MSZ muszą znać języki obce, dyskutowanie na ten temat byłoby kompromitujące. Po drugie, muszą się uczyć. Od pierwszego do ostatniego dnia pracy w MSZ należy się uczyć, zdobywać dodatkową wiedzę. Świat się zmienia, dyplomata musi być człowiekiem wszechstronnie przygotowanym do wykonywania swoich obowiązków.
– Jak pan zmusi korpus polskich ambasadorów do uczenia się, do zmiany mentalności?
– Dzisiaj wszyscy mają szansę. A po jakimś czasie będą oceniani. Nie spieszę się z ocenami, chociaż pewne podstawy do tego już by były, ale staram się traktować ludzi bardzo poważnie, chcę mieć czas na wyrobienie sobie poglądu na temat skuteczności ich działania. Za miesiąc odbędzie się konferencja ambasadorów polskich, którzy zjadą się z całego świata, i będziemy w jej trakcie rozmawiali zarówno o problemach merytorycznych polskiej polityki zagranicznej, jak i o koncepcjach funkcjonowania resortu, o zasadach oceny osób i placówek. Ambasadorowie spotkają się także z kolegami z rządu zajmującymi się sprawami gospodarczymi, ale również z przedstawicielami gospodarki, biznesu, wielkich przedsiębiorstw oraz banków. Szanse rozwoju gospodarczego naszego kraju zależą nie tylko od wzrostu popytu wewnętrznego, ale w dużym stopniu od umiejętności powiększenia naszego eksportu. Nic nie zwalnia dyplomacji od odpowiedzialności w tej sprawie. A warunkiem jej sprostania jest znajomość rzeczy. Niezależnie od tego, czy ktoś jest historykiem, muzykologiem, filologiem, musi nauczyć się problemów gospodarczych.
– A jeżeli się nie nauczy? Jeżeli ta zmiana się nie uda? Czy będzie wówczas żegnał się pan z tymi ambasadorami?
– Będę się z nimi żegnał. Jeżeli ta służba wcześniej ze mną się nie pożegna… Chcę, żeby tu było więcej porządku. Profesjonalna służba dyplomatyczna to taka, w której obowiązują klarowne reguły gry, klarowne kryteria przyjmowania, klarowne, obiektywne kryteria awansu. My w tym roku po raz pierwszy w historii przyjmiemy w drodze konkursu do pracy w MSZ nie mniej niż 50 osób. Do tej pory przyjmowano w ten sposób po kilkanaście osób rocznie…
– A resztę?
– Resztę przyjmowano… na podstawie innych kryteriów. Ale teraz zdecydowaną przewagę będą miały konkursy. Trzeba inwestować w młodych ludzi, żeby za 10-15 lat polska dyplomacja miała szansę stać się jedną z najbardziej profesjonalnych dyplomacji świata. Niedawno odbyłem rozmowę z nuncjuszem papieskim, nie w Polsce. Zapytałem go, jak się dochodzi do pozycji nuncjusza, a więc odpowiednika ambasadora. Odpowiedź była taka: ukończone studia wyższe, a następnie czteroletnia Papieska Akademia Dyplomatyczna, w trakcie której trzeba zrobić doktorat z prawa międzynarodowego i kontynuować naukę kolejnych języków. I dopiero później uzyskuje się szanse na to, żeby dojść do wysokiej pozycji w dyplomacji watykańskiej. Podaję ten przykład, żeby wskazać na punkt odniesienia. Profesjonalizm mierzy się nie układami personalnymi i słusznością polityczną, tylko wiedzą, przygotowaniem, treningiem. Ludzie muszą wiedzieć, że będą awansowani dlatego, że są lepsi od innych, a nie dlatego, że lepiej znają ministra albo jego kolegę. To elementarz. Od kwalifikacji naszej służby zależy skuteczność naszych działań.
– Marnotrawione są pieniądze podatnika, jeśli wysyła się za granicę kogoś, kto nie potrafi porozumieć się w obcym języku albo potrafi, ale nie ma w tym języku wiele do powiedzenia…
– Jest też ważne, jaki ma stosunek do państwa pobytu. Niestety, spotkałem takich dyplomatów, którzy za granicą czują się niemal tak jak na przymusowym wygnaniu. I reagują niechęcią wobec państw, w których pracują. To są sytuacje nie do zaakceptowania. Poza tym trzeba mieć wystarczająco głęboką wiedzę, żeby być partnerem dla innych.
– Wytrzyma pan ze swoją reformą, nie odpuści jej pan?
– O, dopiero się rozkręcam… Nie mam żadnych wątpliwości, że wytrzymam.

 

 

Wydanie: 2002, 22/2002

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy