W Austrii w ostatnich dwóch latach wielu miejscom przywrócono pamięć, również o żołnierzach AK i tzw. polskich dzieciach Najsmutniej jest w kwaterze 88. na cmentarzu w Wiedniu. W tym mieście, największym skupisku Polaków w Austrii (ponad 60 tys.), setki ludzi co niedziela modlą się w kościele polskim przy Rennweg, idą na zakupy do polskich sklepów, ale potem nie wsiadają do tramwaju nr 71 i nie jadą na Zentralfriedhof. Tam, w kwaterze 88., znajduje się zbiorowy grób 30 Polaków z okresu II wojny światowej. To m.in. jeńcy z przegranej kampanii wrześniowej. Kwatera jest zadbana. Porządnie tu, czysto. I pusto, poza paroma dniami w roku, kiedy pojawiają się oficjalni przedstawiciele RP, księża i Polonia. Nie widać złożonych kwiatów ani palonych zniczy. Piękne miejsce, do którego można dojść aleją platanów, choćby dla przyjemności spaceru. Ale gdy zapytać tego czy innego Polaka, kiedy był tam ostatnio, odpowiada: „dawno” albo „jeszcze nigdy nie byłem”, „nie wiem, że jest takie miejsce”. Na prostych krzyżach nie ma dokładnych dat narodzin ani śmierci, krótkiej informacji o jej okolicznościach. A każdy grób to historia. Mjr Kazimierz Żmudziński, dowódca dywizjonu artylerii motorowej 10. Brygady Kawalerii, ciężko ranny 2 września 1939 r. w bitwie o Wysoką, por. Władysław Markiewicz z żywieckiego Batalionu Obrony Narodowej, ranny w tej samej bitwie, kaprale, szeregowi… Wzięci do niewoli zmarli w lazaretach. Pewien ksiądz, dziś emeryt, który mógł być przed laty przy ekshumacji i przewożeniu szczątków do kwatery, mówi, że nie pamięta… Wystarczył jeden telefon do zarządu cmentarza, by się dowiedzieć, którego dnia dokładnie zmarł np. mjr Żmudziński i dlaczego, ale wiedeńscy Polacy o tym nie myślą. Może przyjdzie czas na odświeżenie tego stołecznego miejsca pamięci, tym bardziej że w odległym St. Johann koło Wolfsbergu w Karyntii czterech polskich żołnierzy odzyskało w blasku swoją historię. Jeńcy z pułku „Baszta” Niedaleko zjazdu z autostrady w kierunku Klagenfurtu, na obrzeżach wsi St. Johann jest bardzo dobrze utrzymany cmentarz żołnierski, a tam cztery groby żołnierzy Armii Krajowej z powstania warszawskiego. – Polskie nazwiska niewiele mówiły miejscowym, brakowało informacji, kim są pochowani. W ubiegłym roku, traktując to jako kulminację obchodów 70-lecia wybuchu powstania, uroczyście odsłonięto tam tablicę informacyjną po polsku i po niemiecku. Sfinansowała ją Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Nasze działania wspierał Austriacki Czarny Krzyż i szef jego oddziału w Karyntii gen. Gerd Ebner. Najbardziej wzruszająca była obecność na uroczystości weteranów walczącego na Mokotowie pułku „Baszta”, z którego pochodzili ci czterej żołnierze AK, wywiezieni po powstaniu do obozu. Można powiedzieć, że jest to jedyne miejsce w Austrii opisane jako cmentarz żołnierski, gdzie spoczywają polscy żołnierze wymienieni z imienia i nazwiska, pseudonimu itd. Obok stoi niewielki obelisk radziecki, ale nie wiadomo, kto tam spoczywa – opowiada konsul generalny RP w Austrii Andrzej Kaczorowski. Miejscowa młodzież, a i starsi, którzy tyle lat dbają o te obce mogiły, teraz wiedzą o nich więcej. Zapomniany „Stragan” Więzienie w Stein nad Dunajem. Żołnierze AK, członkowie wiedeńskiej komórki wywiadu dalekiego zasięgu Komendy Głównej AK o kryptonimie „Stragan”, aresztowani w Wiedniu w 1943 r. Brutalne śledztwo w więzieniu w Margarethen. W marcu 1945 r. skazani musieli pieszo przejść ponad 70 km z Wiednia do więzienia w Stein. 15 kwietnia zostali rozstrzelani. Tego dnia rozstrzelano tam 46 więźniów przybyłych z Wiednia. Fakty znane niewielu, śladowo wspominane w publikacjach, w żaden sposób nieupamiętnione do kwietnia tego roku. Rozstrzelanie naszych żołnierzy poprzedził słynny Hasenjagd, czyli „polowanie na zające”. 6 kwietnia 1945 r. Komendant więzienia w Stein nie miał czym karmić ok. 1,8 tys. więźniów, nie wiedział, co z nimi zrobić pod koniec wojny, umożliwił więc części ucieczkę… Członkowie SS, uzbrojonych bojówek i miejscowa ludność urządzili polowanie na więźniów – strzelano do nich jak do zajęcy. Zginęło 550-650 osób. – To bywa mylone, tymczasem są to dwie oddzielne historie. Tablica na tamtejszym cmentarzu poświęcona jest właśnie Kremser Hasenjagd, natomiast my w tym roku przy pomocy władz miejskich dokonaliśmy naszego upamiętnienia. Otrzymaliśmy bardzo ładną działkę na cmentarzu, zaraz przy wejściu. Stanął tam obelisk z piękną płytą z mosiądzu










