Człowiek, który zamknął Manhattan

Człowiek, który zamknął Manhattan

Andrew Cuomo w czasie pandemii stał się przeciwieństwem Donalda Trumpa i nową nadzieją demokratów

Granatowa lub brązowa kurtka częściej niż garnitur i krawat. Energiczny sposób wypowiadania się, zdradzający bardziej potrzebę zdecydowanego działania niż strach. Zmarszczone czoło, wyraźne oznaki zmęczenia. I codziennie ten sam przekaz – konkretny, a przede wszystkim bardzo szczery. Mówi o bezprecedensowym kryzysie, w jakim wszyscy się znaleźliśmy i z którego będziemy wychodzić latami. Bez pudrowania rzeczywistości opisuje braki w zaopatrzeniu szpitali i realne statystyki zachorowań i zgonów. Ale zawsze kończy apelem o odpowiedzialne zachowanie, autoizolację, pracę z domu i dbanie o starszych. Wzmacnia też wiarę, że Nowy Jork przetrwa kataklizm i wróci do dawnego, najszybszego na świecie tempa życia.

Andrew Cuomo, polityk zajmujący od prawie dekady stanowisko gubernatora stanu Nowy Jork i reprezentujący demokratów, z powodu pandemii koronawirusa, a może raczej dzięki niej, z marginesu sceny politycznej trafił na świecznik. Przedtem opisywany jako technokratyczny zarządca, kierujący się głównie wskaźnikami wydajności administracji, w dobie przymusowej izolacji całego amerykańskiego społeczeństwa stał się symbolem heroicznej walki z chorobą i dbania o wyborców. To, co do tej pory było uznawane za jego wadę i doprowadzało do wściekłości tzw. progresywistów, czyli nowolewicowe skrzydło w Partii Demokratycznej – przywiązanie do faktów, ekspertyz i twardych liczb – teraz okazało się siłą gubernatora. A przede wszystkim skuteczną bronią w walce z Donaldem Trumpem. Walce, dodajmy, której Cuomo wcale nie chciał zaczynać.

Prezydent Stanów Zjednoczonych długo ignorował zagrożenie koronawirusem. Najpierw, powielając postawy innych populistycznych przywódców, mówił o „zwykłej grypie”, której nie należy się bać. Później, gdy wirus został już wykryty w USA, Trump wygłaszał peany na cześć samego siebie i swojej administracji, mówiąc, że cokolwiek by to było, Biały Dom ma wszystko pod kontrolą. Prezydent oczywiście podlewał to obficie sosem rasizmu i propagandy, nazywając COVID-19 chińskim wirusem i zachęcając do używania tego określenia amerykańskie media. W tym czasie poszerzał się też chór powtarzający jego deklaracje. Do stałych uczestników tego koncertu życzeń – telewizji Fox News i One America News Network – dołączali wpływowi politycy republikańscy, z bardzo religijnym byłym kandydatem na prezydenta, ultrakonserwatywnym Tedem Cruzem na czele.

W reakcji Białego Domu na koronawirusa mieszały się wszystkie kluczowe cechy współczesnego populizmu: nienawiść do instytucji federalnych i systematyczne ich osłabianie, lekceważenie nauki i wiedzy w imię ideologii, alienacja państwa od innych podmiotów międzynarodowych, wykorzystywanie tradycyjnych (wcale nie internetowych) mediów do promowania własnych wizji rzeczywistości i paniczne delegowanie władzy, gdy robi się groźnie. A w międzyczasie Stany Zjednoczone, kraj, który rzekomo „ma wszystko pod kontrolą”, stały się największym na świecie ogniskiem koronawirusa, z prawie 50 tys. ofiar śmiertelnych od początku pandemii.

Wewnątrz tego chaosu decyzyjnego i pogarszającej się sytuacji epidemicznej był Nowy Jork. Miasto i stan najlepiej skomunikowane z resztą świata, a więc naturalny kandydat na lidera w statystykach zakażeń i zgonów. Gubernator Cuomo, wyrastający z nowojorskiego establishmentu i od lat zaznajomiony z osobą i stylem działania Donalda Trumpa, nie chciał czekać na oficjalne decyzje z Białego Domu. 20 marca wydał dekret nakazujący wszystkim pracownikom z sektorów poza niezbędnymi pozostanie w domu. W praktyce oznaczało to, że z wyjątkiem personelu medycznego, farmaceutów i pracowników sklepów spożywczych w masowej kwarantannie znaleźli się niemal wszyscy spośród prawie 20 mln mieszkańców stanu. Cuomo był dopiero drugim gubernatorem, który wprowadził w swojej części kraju pełną izolację, zaraz po Gavinie Newsomie z Kalifornii.

Od tej pory człowiek, o którym nowojorczycy przypominali sobie rzadko, najczęściej przy okazji wyborów lub ogłoszeń o kolejnych zamknięciach szkół i podwyżkach czynszów, zagościł w ich domach na stałe. Jego codzienne konferencje prasowe transmitują kanały telewizji kablowej na poziomie nie tylko stanu, ale i całego kraju. To w amerykańskich mediach sytuacja bezprecedensowa, bo żaden jeszcze polityk niepełniący funkcji prezydenta nie otrzymywał tyle czasu antenowego, nie miał takiej publiczności oglądającej go na małym ekranie. Nowojorczycy i Amerykanie chcą go jednak oglądać, bo Andrew Cuomo z zarządzaniem w czasach kryzysu radzi sobie nadzwyczaj dobrze. W ostatnich tygodniach udało mu się powstrzymać zbiorową panikę, nie ukrywając przed wyborcami realnego stanu rzeczy. Przede wszystkim jednak zaskarbił sobie ich sympatię konfrontacyjnym językiem i śmiałymi ripostami na słowa Trumpa.

Kiedy prezydent występował przed korpusem dziennikarzy Białego Domu, ogłaszając federalny program dystrybucji respiratorów, Cuomo za chwilę grzmiał na własnej konferencji prasowej, że 400 urządzeń, które jego stan miał otrzymać od prezydenckiej administracji, to kropla w morzu potrzeb. Przed kamerami pytał retorycznie, co ma zrobić z czterema setkami respiratorów, kiedy brakuje mu 30 tys. sztuk. Zachęcał też Trumpa do podjęcia decyzji, których 400 pacjentów do owych federalnych urządzeń podłączyć, a kogo skazać na śmierć w wyniku niewydolności dróg oddechowych. Poskutkowało. Za chwilę wiceprezydent Mike Pence poinformował o dodatkowych 2 tys. respiratorów przeznaczonych dla stanu Nowy Jork.

Gubernator bez wahania podważa niemal wszystkie twierdzenia Trumpa na temat koronawirusa. Kiedy prezydent zapowiadał, że Amerykanie będą mogli bez ograniczeń wspólnie przeżywać Wielkanoc, Cuomo odpowiadał, że nikt w tej chwili nie jest w stanie przewidzieć, kiedy kraj zacznie wychodzić z kwarantanny. Podczas gdy Trump manipulował statystykami i deprecjonował działania naukowców czy apele lekarzy, Cuomo swoje konferencje prasowe wypełniał faktami. Starał się także wspierać tych, dla których koronawirus stanowi największe zagrożenie, czyli osoby starsze i przewlekle chore. Kiedy z szeregów Partii Republikańskiej zaczynały dochodzić głosy, że niektórzy starzy ludzie „może nie mieliby nic przeciwko własnej śmierci w celu uratowania amerykańskiej gospodarki”, Cuomo, wpadając w furię na wizji, grzmiał, że nikt nie będzie spisany na straty. „Moja matka ma 88 lat i ma prawo otrzymać taką samą pomoc jak wszyscy inni. To prawo jest uniwersalne!”, dodawał, a jego popularność rosła.

W pandemicznym sukcesie gubernatora nie ma jednak wiele miejsca na przypadek. Andrew Cuomo to bowiem nie tylko charyzmatyczny lider, ale przede wszystkim zawodowy polityk z dekadami doświadczenia i niesamowitym wręcz zapleczem. Od 2011 r. jest gubernatorem stanu Nowy Jork, czyli pełni funkcję, którą dwa lata krócej piastował jego ojciec. Matka do dziś jest wpływową postacią miejskiej elity prawniczej, a brat Chris – rozpoznawalnym dziennikarzem i publicystą stacji CNN. Zwłaszcza to ostatnie zestawienie przez lata budziło wątpliwości, bo doszukiwano się tu konfliktu interesów, a stacje, w których pracował Chris, podejrzewano o sprzyjanie gubernatorowi. Dziś jednak i tę sytuację Andrew potrafił obrócić na swoją korzyść, przyjmując zaproszenie do programu brata i mówiąc na antenie, że zrobił to „tylko dlatego, że mama mu kazała”.

Sam gubernator również budował rodzinne imperium polityczne, w 1990 r. żeniąc się i pozostając 15 lat w związku z Kerry Kennedy, córką Roberta Kennedy’ego. Przez jakiś czas spekulowano, że być może zdecyduje się walczyć o nominację prezydencką demokratów. Szczególnie że bliski tej decyzji dwukrotnie, w 1988 i 1992 r., był jego ojciec Mario. Cuomo senior w końcu nie przeszedł z polityki bądź co bądź lokalnej do szczebla ogólnokrajowego. Syn na razie twierdzi podobnie, dementując plotki o prezydenckich ambicjach i publicznie popierając kandydaturę Joego Bidena. W tym roku do wyścigu już nie dołączy, bo kampania jest w zbyt zaawansowanym stadium. Jednak jeśli zaraza w USA potrwa dłużej, a gubernator Cuomo nadal będzie gościć codziennie na ekranach telewizorów coraz większej liczby Amerykanów, może nie mieć wyjścia. Przed koronawirusem ucieka bardzo skutecznie. Czy ucieknie przed walką o prezydenturę?

Fot. AP/East News

Wydanie: 18/2020, 2020

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy