Dyskretny urok hipokryzji

Dyskretny urok hipokryzji

W sprawie Jankowskiego Episkopat wykazał się tchórzliwą indolencją. Podobnie jak w sprawie ojca Rydzyka PAWEŁ HUELLE, pisarz – Gdański sąd skazał pana za napisanie krytycznego felietonu o prałacie Henryku Jankowskim. Czy po tym wyroku inaczej patrzy pan na Polskę? – Sędzia podjął decyzję bliższą Mińskowi niż Brukseli, to pewne. Ale jeszcze nie przegrałem bitwy, złożyłem apelację. A ten wyrok jedynie potwierdził moje przekonanie, że w Polsce istnieje pokaźna grupa przykościelnych antysemitów, którzy bezkarnie opowiadają brednie. – Wielu życzliwych panu ludzi uznało asekurancko, że przesadził pan w formie swej krytyki: że określenia „gensek”, „volksdeutsch”, „mutacja polskiego endeka” były niepotrzebne. – Nie zrozumieli, że celowo przyjąłem taką prowokacyjną, szyderczą wręcz konwencję. Naiwnie bowiem wierzyłem, że mój tekst wywoła poważną dyskusję. Tymczasem nic z tego. To pokazuje, że ani politycy, ani opinia publiczna, której część przyznaje mi przecież rację, nie mają ochoty rozprawić się z antysemityzmem. To jest taka filozofia: nie mówmy o tym, to nie ma sensu, tego się nie zwalczy, najlepiej więc schować pod dywan. Ja akurat uważam inaczej. Za antysemityzmem idą jeszcze gorsze poglądy i idee. – U nas panuje przekonanie, że antysemityzmu nie ma, że to niechlubny margines, że komuś czasem się wyrwie coś o „żydkach”, ale poza tym jesteśmy bardzo tolerancyjni. – Wie pan, jak widzę dwudziestoparolatków, którzy opowiadają obrzydliwe antysemickie dowcipy albo smarują na murach naszych miast „Żydzi do gazu”, to nie mam złudzeń: problem jest, i to poważny. Okazuje się, że to nie jest sprawa przedwojennych endeckich zjaw, ale żywa, przekazywana z pokolenia na pokolenie materia. – Pański tekst, który tak oburzył prałata, nosił tytuł „Rozumieć diabła”. Czy ten diabeł nie kryje się czasem w polskiej mentalności? – Nie wiem, czy to wyłącznie kwestia polskiej mentalności, bo ksenofobia dotyka również inne narody. Według mnie, antysemityzm jest pewnego rodzaju schorzeniem psychicznym. – Sartre twierdził, że to namiętność. – A więc coś bardzo podobnego, wymykającego się rozumowi. Uważam tak dlatego, że zapadają na to ludzie w różnym wieku i wywodzący się z różnych środowisk; znam profesorów, którzy mają skrajnie antysemickie poglądy, oraz ludzi młodych, którzy nagle odkrywają, że światem rządzą Żydzi. Jest to choroba nieuleczalna. – Doświadczenie Holokaustu nie było dość dramatyczną nauczką, skoro znaleźli się ludzie, którzy bez oporów krzyczeli do pana na ulicy: „Treblinka, Treblinka!”. Innymi słowy, chcieli tam pana posłać. – Tak, to było przykre doświadczenie, które tylko utrwaliło we mnie przekonanie, że w sprawie prałata, kapłana, który przemawia do tłumów właśnie nazistowskim językiem, nie wolno było milczeć. – Szczerze mówiąc, zdziwiłem się, kiedy mówił pan, że napisał swój tekst, bo prałat Jankowski z honorami przyjął w kościele Leppera. Bez tego nie napisałby pan tego tekstu? – Wie pan, zawsze musi być iskra, która padnie na beczkę prochu. Dla mnie tą iskrą była msza z Lepperem, podczas której prałat wykonywał takie figury, że dech w piersiach zapierało. Wyglądało to wręcz na formę kampanii wyborczej, w której lider Samoobrony miał być czarnym koniem „jankowszczyków”. Rozmawiałem potem z przyjaciółmi, którzy mówili: coś trzeba z tym zrobić. No, to zrobiłem. – Jakiś internauta napisał, że wykazał się pan lewacką hucpą. – Bardzo mi miło, że lewacką, bo wolę lewacką niż prawicową. – Przy okazji, a może przede wszystkim obnażył pan hipokryzję Kościoła, który nigdy nie zajął jednoznacznego stanowiska w sprawie antysemickich działań Jankowskiego. – Ma pan rację. Episkopat wykazał się w tej sprawie tchórzliwą indolencją. Podobnie jak w sprawie ojca Rydzyka. – Jak pan myśli, dlaczego? – Możliwe są dwie interpretacje takiej postawy: być może episkopat potępia prałata, ale milczy, bo nie chce się narazić skrajnie reakcyjnym środowiskom, a być może myśli podobnie i dlatego nie chce się do tego przyznać. Abp Gocłowski, któremu na pewno obce są antysemickie czy populistyczne hasła, obchodził się jednak z prałatem Jankowskim jak z jajkiem. – To typowa dla kleru hipokryzja, o tym już Bunuel robił filmy. Podobnie jak nieprawdziwe jest twierdzenie, że Kościół nie angażuje się politycznie. – Ależ to oczywiste, że Kościół angażuje się politycznie, choć udaje, że wcale tego nie robi. Nie tak dawno słyszałem w Radiu Maryja biskupa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 43/2005

Kategorie: Wywiady