Dziecko cudu?

Dziecko cudu?

Dzięki operacji w łonie matki przeprowadzonej przez lekarzy z Bytomia Zuzia przyszła na świat, choć Norwegowie nie dawali jej żadnych szans Zuzia urodziła się dzięki determinacji swej mamy. To trzecie dziecko Dominiki Madej-Solberg, Polki mieszkającej od kilkunastu lat w Norwegii. Norwescy lekarze chcieli dokonać aborcji płodu, polscy lekarze wykonali operację, która darowała Zuzi życie. – Do czasu ciąży z Zuzią byliśmy szczęśliwą rodziną żyjącą według rytmów i standardów norweskich. Jednak bardzo chcieliśmy mieć trzecie dziecko, taki jest trend w Norwegii, pięcioosobowa rodzina. Dwa razy poroniłam, więc gdy wreszcie po raz kolejny zaszłam w ciążę i minął magiczny 12. tydzień, bardzo się cieszyliśmy. Radość trwała krótko. W 17. tygodniu wykonano mi badanie USG i wydano na moje dziecko wyrok – opowiada Dominika. U płodu stwierdzono rozszczep kręgosłupa. Lekarz szczegółowo wyjaśnił, jakie mogą być konsekwencje, według niego dziecko nie miało szans na przeżycie porodu, zasugerował więc aborcję. – Byliśmy zrozpaczeni. Mam 36 lat, uznałam, że to ostatni dzwonek na powiększenie rodziny, wcześniej zresztą podjęłam decyzję, że jeśli poronię po raz kolejny, nie będziemy więcej próbować. Ale ta sytuacja była wyjątkowa. Pojawiło się mnóstwo pytań i dylematów moralnych. W brzuchu miałam upragnione dziecko, którego los wisiał na włosku. Lekarze straszyli głębokim kalectwem, o ile dzidziuś przeżyje. Jestem rehabilitantką, pracuję z niepełnosprawnymi, więc ich ból, cierpienie i bezradność nie są mi obce. Tym bardziej dręczyło mnie pytanie, czy mam prawo urodzić istotę, która może być bezradna. I zmieni życie całej rodziny, moich małych przecież jeszcze dzieci – ośmioletniego Maksa i sześcioletniej Matyldy – wspomina. Światełko w tunelu Dominika przypomniała sobie film, który kiedyś oglądała, o operacjach na płodach. Zapytała lekarzy o taką możliwość. Poinformowano ją, że były podejmowane jakieś próby, że w Stanach Zjednoczonych wykonano cztery takie operacje, ale ich wynik był niepewny. Potem okazało się, że Norwedzy dysponowali danymi z… 1978 r. Jednak państwu Solberg myśl ta nie dawała spokoju. Zaczęli szukać w internecie informacji na temat możliwości operacji i schorzeń po rozszczepie kręgosłupa. Traf chciał, że pani Dominika została zaproszona na ślub koleżanki do Katowic: – Postanowiłam pojechać, odprężyć się, porozmawiać z rodzicami i po powrocie podjąć ostateczną decyzję. Jednak wydarzył się cud. A właściwie pasmo niezwykłych zdarzeń, które potoczyły się lawinowo. Na przyjęciu poznała jednego z najbardziej znanych śląskich rehabilitantów dziecięcych, Romana Rosoła. Opowiedział jej o terapii, jaką prowadzi z dwójką dzieci urodzonych… po operacji na płodzie z tym samym schorzeniem. Dał jej telefon do Krzysztofa Grettki, lekarza pracującego w bytomskiej Klinice Ginekologii i Położnictwa, zajmującego się tą sprawą. – Wykonał mi USG i zakwalifikował do operacji. Potem odbyłam szereg rozmów z jego szefową, prof. Anitą Olejek, oraz z prof. Januszem Bohosiewiczem, chirurgiem dziecięcym – wspomina Dominika. – Mimo że mieszkam za granicą, szybko podjęto decyzję i już dwa tygodnie później poddano mnie operacji. Lekarze poinformowali mnie, co będą robić, że może dojść do krwotoku albo porodu. Dr Krzysztof Grettka, który był na praktyce w USA, opowiedział mi o tamtejszej klinice w Nashville, gdzie zoperowano już blisko 300 płodów, a dzieci dzięki temu chodzą i w większości samodzielnie sikają i normalnie żyją. Mąż nawiązał kontakt z prof. Brunnerem z Nashville, który gorąco polecał nam bytomską klinikę. Radość i gorycz – W Centrum Dziecka i Matki Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach operujemy rocznie ok. 30 dzieci z tego typu schorzeniem, zazwyczaj już po urodzeniu, co wiąże się z zagrożeniem ich życia i trwałym kalectwem – mówi prof. Janusz Bohosiewicz, kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Dziecięcej Śląskiej Akademii Medycznej, który operował płód. – Od dwóch lat jesteśmy przygotowani do tego typu zabiegów. Operacja polega na zszyciu powłok skórnych. Gdy są otwarte, nerwy i rdzeń kręgowy są narażone na szkodliwe działanie płynu owodniowego, dlatego następują nieodwracalne zmiany. Po kilku operacjach przyznam, że skórę u płodów zszywało mi się o wiele łatwiej niż u noworodków. Była bardziej elastyczna i podatna. Badania wykazują też, że rany pooperacyjne na płodzie goją się zupełnie inaczej i nie zostają po nich tak duże ślady. Na Śląsku prócz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2006, 2006

Kategorie: Kraj