Dziesięć lat po Balcerowiczu

Dziesięć lat po Balcerowiczu

Nie wiadomo, jak obawa przed trupem w szafie będzie wpływała na zachowania SLD w przyszłości W grudniu 1989 roku Sejm III Rzeczypospolitej przyjął, uchwalając odpowiedni pakiet ustaw, tzw. plan Balcerowicza nazwany potem programem szokowej terapii. W niespełna rok później została przyjęta pierwsza ustawa o prywatyzacji. Rozpoczęło się szybkie przestawianie gospodarki z drogi poprawiania socjalizmu na drogę budowy kapitalizmu. Na drogę tę również, z nadzieją na lepsze, weszło społeczeństwo polskie. W skali nie notowanej od dziesiątków lat rozwinęła się przedsiębiorczość, powstało tysiące drobnych firm, zapełniły się półki sklepowe, młodzi profesjonaliści i wykwalifikowani robotnicy zaczęli liczyć, że pojawią się wielkie szanse na rozwój twórczych inicjatyw, a praca nabierze sensu. Bardzo szybko także, bo już w pierwszych dwóch latach reformy rynkowej, w wyniku bankructwa bądź przyciśnięcia do muru “twardym pieniądzem” państwowych zakładów przemysłowych i słynnej operacji likwidowania państwowych gospodarstw rolnych, pojawili się bezrobotni, w liczbie nie notowanej od pokoleń. Nastąpił gwałtowny spadek dochodów dużych grup społecznych, pojawiło się znane już z innych okoliczności określenie – kosztów transformacji – które jedni uważali za niezbędną cenę wolności i przyszłej obfitości, a inni, za skutek wadliwej koncepcji i sposobu realizacji wielkiej reformy. Społeczeństwo zaczęło się upominać o inne rozłożenie kosztów transformacji. Stało się to wielkim wyzwaniem dla rodzącej się wraz z transformacją nowej klasy politycznej. Solidarność szła do wyborów w 1989 r. pod innymi hasłami, także i “Okrągły Stół” opierał się na innym programie społeczno-gospodarczym. Nowa i reformująca się stara klasa polityczna obiecywała, że gospodarka rynkowa będzie dla ludzi przyjazna i wielu, jeśli nie wszyscy, będzie mogło wziąć swój los we własne ręce. Rzeczywistość okazywała się inna. Szokowej terapii gospodarczej zaczął towarzyszyć szok zawiedzionych nadziei. Ślepa ręka rynku W latach przełomu gotowość Polaków do wyrzeczeń w imię dokonanych zmian ustrojowych była bardzo duża, a powstające bezrobocie, z którego skali początkowo nie zdawano sobie sprawy, łagodzono zasiłkami i odprawami. Zachłyśnięcie się wolnością, demokracją i gospodarką rynkową spowodowało powstanie w klasie politycznej przekonania, że niewidzialna ręka rynku rozwiąże wszystkie problemy, w tym i problemy społeczne. Opracowane w roku 1990 dokumenty rządowe zakładały zmniejszający się udział państwa w realizacji polityki społecznej, a zwłaszcza form bezpośredniego oddziaływania. Następne lata nie zmieniły tej filozofii. Tymczasem poparcie społeczne dla takiego stanu rzeczy systematycznie malało. Jeżeli weźmiemy pod uwagę badania CBOS dotyczące aprobaty i dezaprobaty dla instytucji mających służyć społeczeństwu i potraktujemy Solidarność jako instytucję najbardziej związaną z transformacją, to o ile w chwili zaprzysiężenia rządu Tadeusza Mazowieckiego aprobata dla Solidarności wynosiła 84% a dezaprobata 5%, to we wrześniu 1999 r. aprobata wynosiła 22% a dezaprobata 61%. Wymowy tych danych nie zmienia fakt, że w okresie od października 1993 r. do listopada 1997 r. rządy sprawowały ugrupowania lewicowe. Koalicja rządząca, a zwłaszcza SLD jako ugrupowanie socjaldemokratyczne znajdowało się bowiem w bardzo trudnej i w zasadzie bezprecedensowej roli; po raz pierwszy w historii socjaldemokracja jako partia rządząca uczestniczyła programowo w budowie kapitalizmu. Przystąpiła do tej budowy na warunkach narzuconych przez swoich poprzedników. Każdy kolejny rząd koalicji SLD-PSL uważał za niezbędne podkreślenie, że jest kontynuatorem reform Leszka Balcerowicza. I tak, duchowym ojcem rządów SLD został czołowy polski monetarysta – Balcerowicz. Nawet gdy nadmierna doktrynalność jego polityki musiała być korygowana, np. w zakresie prywatyzacji, ze względu na zbyt niebezpieczne skutki społeczne, zarzut ugrupowań postsolidarnościowych, że spowalnia to tempo reform powodował, iż korekty planu Balcerowicza miały charakter kosmetyczny. Przyczyną takiego zachowania był fakt, że zarówno PSL jak i SLD, a zwłaszcza jej największa siła polityczna SdRP, były obarczone garbem niedobrego urodzenia. Za zarzutem spowolnienia reform lub ich hamowania krył się w istocie zarzut działania na szkodę wolnej i demokratycznej Polski w interesie dawnej “przewodniej siły”. I tego w istocie bała się SLD bez względu na to, jak irracjonalny był to zarzut. Z gorliwością neofity starała się wykazać, że jest równie wierna wdrażaniu planu Balcerowicza jak Unia Wolności i robi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2000, 2000

Kategorie: Opinie