Dziurawa tarcza

Dziurawa tarcza

Rosja, jeżeli chodzi o potencjał rakiet strategicznych, uzyskała równorzędną pozycję z USA, a zdaniem niektórych ekspertów wysunęła się w tej dziedzinie znów na czoło

Rozmowy między ministrami spraw zagranicznych Polski i Rosji, we fragmencie poświęconym koncepcji budowy tarczy antyrakietowej przyniosły wzajemne wyjaśnienie stanowisk. Rosja uznała oficjalnie, że nie ma prawa weta w stosunku do ewentualnej budowy bazy antyrakietowej w Polsce. Czyli dała do zrozumienia, że będzie rozmawiać ze Stanami Zjednoczonymi o całokształcie problemu, a nie z Polską o fragmencie.
Rosyjscy specjaliści od strategii rakietowej uważają, że zbudowanie globalnego systemu antyrakietowego udać się nie może. Zresztą wielu strategów amerykańskich i francuskich podziela tę opinię. Odwołać się tu można do klasycznej rywalizacji w dziejach technologii militarnych, mianowicie pancerz kontra armata. Były w historii wojen krótkotrwałe etapy, w których pancerz zdawał się wygrywać, ale armata w końcu zawsze znajdowała jakieś skuteczne antidotum. Paradoksem jest natomiast sytuacja, że Rosja posiada

najlepszy i ciągle wzmacniany

system ofensywnych rakiet strategicznych. Bo nawet w kryzysowej epoce Jelcyna Rosjanie postawili na dwa elementy ze swojego arsenału, tj. słynny Specnaz oraz właśnie rakiety strategiczne. Dziś Rosja kwestionuje jednobiegunowy polityczny układ świata i rozbudowuje system rakiet strategicznych.
Prezydent Bush ślepo wierzy w globalną misję Stanów Zjednoczonych. Jego zdaniem, właśnie tarcza antyrakietowa ma uczynić terytorium USA skutecznie chronionym sanktuarium narodowym. Bezpieczeństwo mają Stany gwarantować jeszcze tylko Kanadzie, bo to wynika z położenia geopolitycznego. Jednak administracja amerykańska nie pozostawia już cienia złudzeń swoim europejskim sojusznikom. Elementy tarczy mogą chronić poszczególne punkty w Europie, ale np. baza w Polsce ma zapewnić bezpieczeństwo przede wszystkim amerykańskim radarom na Półwyspie Jutlandzkim, w Szkocji i brytyjskich Hebrydach. Bo też radiolokacja, a nie same wyrzutnie rakiet są najbardziej newralgicznym elementem systemu. Wyeliminowanie radarów powoduje oślepienie systemu i sama baza ze stanowiskami startowymi staje się zupełnie bezużyteczna.
Budowa całego systemu tarczy antyrakietowej, czyli ok. 14-16 baz rozrzuconych po całym świecie i współpracujących z nimi około 80 stacji radiolokacyjnych, z których część oczywiście jest już zainstalowana i służy innym celom, ma pochłonąć astronomiczne kwoty. Wymienia się, że całość systemu ma zamknąć się sumą około 600 mld dolarów. Zapewne i to nie wystarczy. Dlatego kandydaci na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych

z wielkim umiarem i wstrzemięźliwością

wypowiadają się na temat konieczności kontynuacji tego programu. Tylko republikański kandydat, znany jastrząb polityczny, senator McCain, popiera plany George’a Busha bezkrytycznie. Inni, a zwłaszcza Demokraci, są nad wyraz powściągliwi i ostrożni w wypowiedziach aprobujących temat tarczy antyrakietowej.
Rosja protestuje, ale nie zasypia gruszek w popiele. Po prostu Rosjanie instalują kolejne rakiety strategiczne oraz budują następny operacyjny system przeciwlotniczo-rakietowy. Kiedy około ośmiu lat temu Rosjanie zaczęli wymieniać w silosach wybudowanych na półwyspie Kola starsze modele rakiet z lat 70. na nowoczesne jednogłowicowe Topole M, po stronie amerykańskiej zapanowała konsternacja. Analizy bowiem wykazały, że Topol M, mimo że jest pociskiem jednogłowicowym, jest rzeczywiście rakietą bardzo nowoczesną, celną (z czym dotychczas rosyjskie rakiety miały kłopot), i w konsekwencji stanowi poważne zagrożenie strategiczne. Poczatkowo Rosjanie instalowali 7-9 nowych topoli miesięcznie, potem nawet 15. Obecnie szacuje się, że na półwyspie Kola stacjonuje już ok. 400 nowoczesnych topoli.
W początkach 2007 r. odnotowano znaczący spadek, nawet do pięciu miesięcznie instalacji nowych rakiet tego typu. Była to jednak cisza przed burzą, bo w połowie tego roku Rosja ujawniła, że ma już w gotowości operacyjnej nową wielogłowicową wersję Topola, mianowicie RS-24, zwaną także Topol S. Ten z kolei pocisk może przenosić kasety z dwoma, trzema, a nawet siedmioma głowicami jądrowymi. Poniewczasie okazało się, że ta sama rakieta jako RS-24N jest instalowana również na rosyjskich okrętach podwodnych w miejsce dotychczas używanych Seahawk. Te możliwości uzyskane przez północnego niedźwiedzia od razu wzbudziły konsternację wśród amerykańskich polityków i generałów. Bo wielogłowicową wersję Topola Rosjanie zaczęli instalować jako wersję startującą z wyrzutni lądowych, w silosach rozlokowanych wzdłuż magistrali transsyberyjskiej. Po prostu wyciągano starsze rakiety SS-16 i w to miejsce, po modernizacji infrastruktury silosu wkładano RS-24.
Z szacunków wynika, że zainstalowano już ok. 40 nowych rakiet, a proces wymiany przebiegadość szybko. Natomiast na morzu Rosjanie utrzymywali w służbie od pewnego czasu tylko 12 wielkich tajfunów, czyli okrętów podwodnych,

nosicieli rakiet balistycznych.

Dalszych około 20 stało w bazach w Siewieromorsku i Zapadnej Lipie, podobnie jak około 22 okrętów starszej generacji Delta 2. Okazuje się, że po prostu czekano z ewentualną modernizacją na morską wersję nowego Topola. Aktualnie dwa tajfuny, które zmodernizowano i w których wymieniono pociski na RS-24N, znajdują się już w służbie. Modernizuje się następne cztery okręty tej klasy. Prawdopodobnie nie zapadła jeszcze decyzja, czy również starsze delty będą modernizowane i przystosowane do pocisków nowej generacji, natomiast buduje się cztery okręty podwodne zupełnie nowej generacji. Będą one przenosiły tylko po 10 pocisków Topol SN, ale mają również cechy okrętów szturmowych. Mogą np. z powodzeniem atakować lotniskowce. Są bardzo ciche i trudno wykrywalne.
Rosja rozpoczyna również instalację nowego operacyjnego systemu przeciwlotniczo-antyrakietowego S-400. Specjaliści uważają, że jest to aktualnie najbardziej zaawansowany system o takim przeznaczeniu na świecie, przewyższający świeżo wdrożony po stronie amerykańskiej system THAAD, nie mówiąc już o przestarzałym, chociaż modernizowanym systemie Patriot. To wszystko skłania do wysunięcia tezy, że Rosja, jeżeli chodzi o potencjał rakiet strategicznych, uzyskała równorzędną pozycję ze Stanami Zjednoczonymi, a zdaniem niektórych ekspertów wysunęła się w tej dziedzinie znów na czoło, tak jak kiedyś Związek Radziecki. Czy zatem wdrożenie i zainstalowanie globalnej tarczy antyrakietowej

zmieni parytet militarny?

Zdaniem prezydenta George’a Busha, a szczególnie Condoleezzy Rice, tak, bo Stany Zjednoczone będą mogły obezwładnić każdego przeciwnika, zestrzeliwując po prostu jego rakiety zmierzające do celu. Ale od idei, która jest niewątpliwie dobra i słuszna, do realizacji droga daleka.
Prawdopodobnie dyplomaci będą musieli po raz kolejny zasiąść do stołu i prowadzić rozmowy typu co w zamian. Rosja ma dużo atutów. Są bowiem płaszczyzny, na których Amerykanie potrzebują Rosjan. Jest to przede wszystkim walka z międzynarodowym terroryzmem, a Rosjanie mają też tu swój aspekt, mianowicie dokończenie pacyfikacji Czeczenii.
Polsko-rosyjskie rozmowy ministrów spraw zagranicznych pokazały wyraźnie, że tylko rosyjska propaganda robi problem z ewentualnej budowy bazy antyrakiet w Polsce. Jeżeli nie nastąpi porozumienie między mocarstwami, to Rosjanie nawet bez groźnych wypowiedzi gen. Bałujewskiego wymierzą w tę bazę swoje rakiety klasy SS-23, które choć nie najnowsze, spełnią swoje zadanie. System Patriot nie jest w stanie przechwycić tego typu pocisków, a czy Wielki Brat zechce podarować nam nowoczesny THAAD, jest więcej niż wątpliwe. Nikt nie ma natomiast wątpliwości, że z polskiego wybrzeża antyrakiety systemu NMD znacznie bardziej

zagrożą rosyjskim pociskom

na półwyspie Kola niż hipotetyczne rakiety irańskich ajatollahów, którzy być może będą mogli wyprodukować mobilne pociski rakietowe dalekiego zasięgu za jakieś 10-15 lat. A przecież w Iranie już trwa, na razie na niewielką skalę, wojna partyzancka. Nie tylko permanentne powstanie Kurdów. Jest kwestią tylko, czy wybrać między monarchistami, czy mudżahedinami ludowymi jako wiodącym ugrupowaniem i zasilić ich strumieniem pieniędzy.
Polska niestety jest tylko pionkiem na międzynarodowej szachownicy. Próba napinania mięśni i obrażania się, co świetnie, ale bez pozytywnych efektów wychodziło Kaczyńskim, przyniosła nam tylko szkodę. Rozwaga i doświadczenie winno nas uczyć, że m.in. po to jesteśmy w Unii Europejskiej, żeby móc wywierać większy wpływ na wielkich. Natomiast próba wyjścia przed szereg, co prawda w tandemie z Czechami, niczego dobrego przynieść nie może. Bardzo prawdopodobne jest, że już w listopadzie po wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych koncepcja budowy tarczy zostanie odrzucona jako mało efektywna i bardzo kosztowna. No i jak wtedy będziemy wyglądali?

Wydanie: 07/2008, 2008

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy