Dziwnie znaczy dobrze. Czasami

Dziwnie znaczy dobrze. Czasami

Dziwne rzeczy zostają człowiekowi w głowie po przeczytaniu książek Dona DeLillo. Jest bardzo prawdopodobne, że zamiast scen erotycznych znajdziemy tam opis badania prostaty (najpewniej w limuzynie). Jeśli bohater DeLillo zatrzyma się w tłumie – możliwe, że obserwuje terrorystkę, która szykuje zamach. A może to bojowniczka jakiejś nieznanej sprawy? Jeśli bohaterką opowiadania DeLillo jest biegaczka, niewykluczone, że stanie się świadkiem jakiegoś strasznego wypadku. Jeżeli ojciec po wielu latach rozłąki umawia się z synem, to nie w żadnym nowojorskim biurze, tylko od razu na azjatyckiej pustyni. I ma mu do zakomunikowania coś naprawdę dziwacznego. Cóż – powie wielbiciel książek Amerykanina – tego można było po nim się spodziewać. Właściwie od początku DeLillo działa wbrew czytelnikowi, jakby chciał zrobić wszystko, żeby mu utrudnić życie. Bez umiaru opisuje w powieściach dzieła sztuki, a czasem – jak w „Performerce” – na kanwie dzieła sztuki tworzy samą powieść. W najnowszej, wydanej właśnie w Polsce książce „Zero K” opisuje kilkanaście awangardowych, dziwacznych instalacji plastycznych. W każdym szanującym się podręczniku do „kreatywnego pisania” na pewno by mu to odradzano. Podobnie jak puste przebiegi. Bo czas w książkach autora „Mao II” toczy się na swoich prawach. Nikt nie stara się „pchnąć akcji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.