Egzekucja w banku

Pracownicy Kredyt Banku zginęli, bo byli świadkami dokonywanych przez bandytów operacji finansowych?

Napad na ekspozyturę Kredyt Banku przy ul. Żelaznej 67 w Warszawie można by spokojnie wpisać do statystyk, gdyby nie przerażająca śmierć czterech niewinnych osób. Do tej pory w Polsce nigdy podczas napadu na bank nie zginęli ludzie. Jeśli wierzyć informacjom podawanym przez dyrekcję banku – ci ludzie stracili życie dla 30 tys. zł.
Początkowa hipoteza śledztwa, że to był napad rabunkowy, być może się zmieni. Prawdopodobnie jeden z komputerów był włączony i zalogowany do sieci. Tym sposobem przestępcy mogliby przelewać niewielkie sumy na specjalnie założone konta, nawet za granicą. Jeżeli operacje zostały dokonane Elixirem i utajnione (a istnieje taka możliwość), to policja nigdy nie sprawdzi, dokąd trafiły. Inna możliwość to zdobycie przez bandytów numerów kart kredytowych. Przestępcy mogli mieć dużo czasu. W soboty w bankach zazwyczaj jest też mniej klientów niż w tygodniu. Również mniej jest pieniędzy. Być może więc to nie zrabowane 30 tys. zł były głównym celem napadu.
– Nie wiadomo jeszcze, czy bandyci wykorzystali bankowy komputer i dokonali przelewów. Sprawdzamy wszystkie sobotnie połączenia internetowe i telefoniczne w banku – informował kom. Dariusz Janas z Komendy Stołecznej Policji. – Jeśli ktoś wszedł do banku, to mógł też dostać się do komputera, ale w takich przypadkach filia musi połączyć się z centrum banku.
Im więcej czasu upływało od momentu popełnienia przestępstwa, tym mniejsze były szanse na złapanie bandytów. – Może jeden z tych morderców zacznie się tym chwalić, chcąc być docenionym za to, co zrobił. W końcu zabicie czterech osób to rzadkość – mówił w piątek, w prawie tydzień po napadzie, jeden z oficerów z KSP.
– Odczuwamy ogromną presję. Pracujemy dzień i noc. Analizujemy sygnały. Oprócz portretu pamięciowego nic nie wiemy na pewno. To mogli być profesjonaliści. Gdyby było inaczej, już byśmy ich mieli.
Policjanci liczyli też, że środowisko przestępcze samo wyda morderców. – W takich przypadkach naciskamy wszystkich bandytów. Przeszukujemy mieszkania, sprawdzamy miejsca spotkań światka przestępczego – relacjonował jeden z prowadzących śledztwo oficerów. – Takie środowisko nie lubi być pod lupą policji. Nawet jeśli poruszamy się na ślepo. Przy okazji tego dochodzenia zatrzymaliśmy już kilkanaście osób poszukiwanych listami gończymi. Być może i w tym przypadku “światek” wypluje morderców.

strzał w tył głowy

Gdy w ubiegłą sobotę funkcjonariusze weszli do banku, pomieszczenia na pierwszy rzut oka wyglądały naturalnie. Tyle że na biurkach wciąż pracowały komputery, a słuchawki telefonów zostały odłożone.
Zwłoki trzech kobiet policjanci odkryli w podziemiach. – Podłoga aż kleiła się od krwi. Każdą z kobiet zabito strzałem w tył głowy z pistoletu kaliber 6,35 z tłumikiem.
Wiadomo było, że w banku powinien być jeszcze ochroniarz. Wskazywał na to należący do niego i pozostawiony na sali operacyjnej paralizator. Kilka godzin później policjanci znaleźli jego zwłoki upchnięte w studzience odpływowej. – Bandyci wepchnęli do niej ciało, wcześniej umyli podłogę. Chcieli zapewne zyskać na czasie. Może sądzili, że zniknięcie ochroniarza skieruje śledztwo na fałszywy trop – mówi jeden z policjantów.
– Strzały w tył głowy świadczą o tym, że mordercy mają tendencje psychopatyczne – uważa policjant z brygady antyterrorystycznej. – Tak się strzela z dwóch powodów: żeby skutecznie wyeliminować (strzał w serce wbrew powszechnym opiniom może spowodować tylko ciężkie zranienie) i żeby nie oglądać twarzy ofiary. Bandyci wolą pamiętać sam strzał, a nie twarz. Człowiek tak zamordowany umiera w ciągu 20 sekund, ale już bez świadomości. Bandyci na pewno strzelali z bliska. Na pewno też kazali kobietom uklęknąć. Łatwiej wtedy wcelować. Jestem przekonany, że kobiety widziały śmierć poprzedniczek. Pomiędzy strzałami musiało upłynąć kilkadziesiąt sekund. Nie chodzi tylko o przeładowanie broni. Morderca, zakładamy, że była to jedna osoba, bo w każdym przypadku została użyta ta sama broń, musiał napawać się efektem. Mógł decydować, kto zginie, a kto przeżyje. Zakładam, że broni używał tylko jeden z napastników. Pozostali mogli zostać przez niego zmuszeni do uczestnictwa w morderstwie. Mieli wejść do banku i tylko zastraszyć personel. Można też wywnioskować, że nad ochroniarzem się znęcano. Może próbował się bronić? To była celowa taktyka wyeliminowania świadków.
– Pracownicy zginęli na pewno dlatego, że widzieli bandytów. Przyjmujemy, że napastnicy nie byli zamaskowani. Może znali kogoś z pracowników? – mówi oficer z KSP. – Nie wiemy też, dlaczego bandyci zaatakowali akurat w sobotę. W taki dzień w oddziale było niewiele pieniędzy.

Oszczędzanie
na bezpieczeństwie

Bandyci zabrali z miejsca napadu kasetę z nagraniem przebiegu zdarzenia. W oddziale nie było drugiego urządzenia rejestrującego to, co się dzieje wewnątrz. Nie było również kamery na zewnątrz, na ulicy.
Nie ma szczegółowych przepisów, jak powinien być zabezpieczony prywatny bank – mówi kom. Paweł Biedziak, rzecznik Komendy Głównej Policji. – Powinny być jednak zamontowane przyciski antynapadowe, monitoring, nie tylko w siedzibie, ale też w centrali lub w agencji ochrony. Dodatkowo pracownicy powinni mieć do dyspozycji pomieszczenie, w którym mogliby się schronić. Wszystko jednak zależy od właściciela banku. Według naszych szacunków, co trzeci z małych banków nie ma właściwych zabezpieczeń.
Pracujący w branży ochroniarskiej również unikają otwartego komentowania napadu. – To, co wiem na pewno, to fakt, że rynek ochroniarski jest wciąż kiepsko rozwinięty, brakuje specjalizacji – uważa jeden z dyrektorów firmy ochrony mienia. – Banki dość często oszczędzają na ochronie. Sam wielokrotnie miałem do czynienia z sytuacjami, gdy placówki zajmujące się obrotem pieniężnym przez wiele godzin były pozostawione same sobie, bo zawodził system monitoringu. Bywało, że pracownicy sami przewozili pieniądze w bagażnikach cywilnych samochodów, bo nikt nie pokwapił się wynająć bankowóz.
– Anonimowo się wypowiem, sam pan rozumie, rynek się dobrze zna. Klientem mojej firmy jest jedna z placówek zajmujących się obrotem pieniężnym. Mamy z nimi umowę na jednego ochroniarza. Założyliśmy im tylko monitoring wewnętrzny. Chyba wyłącznie po to, żeby pracownik mógł sam sobie odtwarzać dzień swojej pracy. Kilkakrotnie namawiałem klienta do bardziej profesjonalnej ochrony. Odmawiał, tłumacząc, że jego nie obowiązują szczegółowe instrukcje. “Byleby pański pracownik nie spał, to nic się nie stanie”, powiedział mi po przedstawieniu oferty. A prawda jest taka, że co bogatsi właściciele posesji pod Warszawą mają lepiej zabezpieczone wille.

Zadziałał
“czynnik ludzki”

Problem nie polega na tym, że trzeba chronić pieniądze. Banki są ubezpieczone. Żeby jednak ochronić ludzi, trzeba zastosować odpowiednie środki. Zamordowany pracownik ochrony uzbrojony był jedynie w paralizator. – I bardzo dobrze. Gdyby miał kałasznikowa, to czy coś by to zmieniło? Chyba tylko tyle, że od razu by go zabili – mówi ochroniarz z sekcji ochrony stanowisk kasowych. – Wewnętrzne przepisy w wielu bankach szczegółowo regulują sytuacje, w których można użyć broni. Generalna zasada jest taka, że my nie jesteśmy tam po to, żeby strzelać.
Jak przychodzi bandyta, pracownik powinien mu oddać pieniądze. Nie może narażać siebie, ani klientów.
W małych oddziałach banków najczęściej jest niewiele gotówki. Żeby wypłacić w takim oddziale dużą sumę, wcześniej trzeba wypłatę zadeklarować. – Nie ma zatem czego chronić, bo nie ma pieniędzy. Odrębnym zagadnieniem jest ochrona bazy danych – mówi inny pracownik ochrony.
W Polsce przy zabezpieczeniach najwięcej uwagi wciąż poświęca się ochronie fizycznej. Uzbrojeni po zęby ochroniarze mają za zadanie powstrzymać napastników. Kiedyś banki miały swoje własne “wojska wewnętrzne”. Szkolenie ich kosztowało jednak zbyt dużo. Dlatego też większość banków decyduje się podpisać umowę z profesjonalną firmą ochroniarską. To na nią przerzuca się odpowiedzialność za ewentualny napad.
Skuteczna ochrona powinna opierać się nie na uzbrojonych agentach, ale na nowoczesnych systemach nadzoru wizyjnego. Ciągłe monitorowanie obiektu, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, rejestrowanie obrazu i jego nagrywanie na niezależnych urządzeniach, stały dostęp do firmy ochraniającej – to są główne możliwości zabezpieczeń. W dobrze zabezpieczonej placówce powinny być czujki sejsmiczne, mikrofalowe, przyciski antynapadowe, zamki czasowe, kamery telewizyjne, elektroniczne śluzy, środki łączności radiowej i opartej na łączach kablowych.
Jakie z tych urządzeń zostały zastosowane w oddziale Kredyt Banku, nie wiadomo. W każdym razie, nawet gdyby były, to żadne z nich nie zadziałało. Policja przyjechała dopiero wtedy, gdy – jak to się mówi w żargonie policyjnym – zadziałał “czynnik ludzki”. Znajomy jednej z zamordowanych kasjerek zaniepokoił się jej nieobecnością. Zadzwonił do firmy ochroniarskiej. – Czy bank pracuje dzisiaj dłużej, bo mojej narzeczonej nie ma w domu? – zapytał.
Tą kasjerką była 29-letnia
Mariola M. Jej pogrzeb w rodzinnej wsi Cierzpięty pod Pieckami odbył się w całkowitej ciszy. Ostatni raz przed śmiercią była w swojej wsi dwa tygodnie wcześniej. Cieszyła się. Znalazła w Warszawie dobrą pracę, spotkała mężczyznę swego życia. Planowała ślub. Chciała zostać w Warszawie. Wpłaciła pieniądze na mieszkanie. W banku pracowała od pół roku.


Napady na banki w Polsce i niektórych krajach Europy Zachodniej

Polska (2000 r.) 91
Portugalia (1997 r.) 116
Wlk. Brytania (1997 r.) 180
Włochy (1997 r.) 2346
Francja (1997 r.) 793
Niemcy (1997 r.) 1322
Hiszpania (1997 r.) 1085
Źródło: Komenda Główna Policji

Wydanie: 11/2001, 2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy