W nieodległej przyszłości na wielkość rent będą mieli wpływ sprowadzeni do Polski imigranci Zmiana systemu emerytalnego w Polsce stała się faktem. Kosekwencje tego faktu ujawnią się dopiero za 40-50 lat, gdy emerytami będą już wyłącznie osoby mające dzisiaj mniej niż trzydzieści lat. Przewidywania mogą budzić niepokój, ale pomińmy teraz szacunki przyszłej wysokości emerytur naszych dzieci i wnuków. W każdym razie nowy system emerytalny nie wziął się znikąd, jest skutkiem sytuacji demograficznej. W Polsce i w krajach Europy Zachodniej spada przyrost naturalny. Coraz więcej jest ludzi starych, emerytów, coraz mniej pracujących. Prognoza dla Polski przewiduje, że wskaźnik oznaczający stosunek liczby ludności w wieku poprodukcyjnym (60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn) zwiększy się z około 0,25 w 1995 r. do 0,35 w 2020 r. i 0,37 w 2025 r. Wszystkie prognozy są zawodne, jednak prognozy demograficzne są najmniej zawodne spośród wszystkich innych, a więc stanowią najtwardsze oparcie dla wszystkich rozważań o przyszłości. Wynika z nich dla nas i dla reszty Europejczyków to samo: dotychczasowy system emerytalny, wprowadzony ponad sto lat temu przez Bismarcka, niedługo stanie się niewydolny. Funkcjonujący od tamtych czasów system repartycji, polegający na solidarności międzypokoleniowej, wejdzie w stadium kryzysu. Będzie zbyt mało aktualnie pracujących, by zdołali oni zaspokoić potrzeby emerytalne pracujących niegdyś. Zobowiązania międzypokoleniowe staną się nierealne, bo nowe generacje są mniej liczne, a emeryci coraz liczniejsi. Nie tylko powojenny wyż demograficzny (charakterystyczny dla niemal wszystkich krajów Zachodu po obu stronach Atlantyku) daje teraz o sobie znać w postaci zbliżającej się dużej fali emerytów. Również postęp w ochronie zdrowia, higienie życia, lepszym żywieniu i skuteczniejszym leczeniu przynosi efekty: żyjemy dłużej. A będziemy, to są uzasadnione nadzieje, żyć jeszcze dłużej. Tyle że w sposób coraz bardziej kosztowny – dłuższe życie to więcej chorób i droższe leczenie. Nie wszystko wynika z demografii. Wiele zależy od gospodarki. Sporo krytyki wywołuje droga wybrana przez reprezentantów neoliberalizmu gospodarczego: ograniczenie świadczeń socjalnych i hamowanie płac na rzecz otwierania przestrzeni dla przedsiębiorczości. Efekty okazują się więcej niż niezadowalające, budzą niepokój. Wzrost gospodarczy jest słaby i wytłumiony, korzystają z niego tylko niektórzy, ale za to korzystają coraz bardziej, resztę zostawiając coraz dalej. Różne są wyjścia z dotychczasowej sytuacji i rozmaite odpowiedzi na wyzwania, przed którymi już stoimy. Jednym z nich jest wspomniana zmiana dotychczasowego systemu emerytalnego, choć nie jest pewne, czy nasza reforma przyniesie rozwiązania tańsze i wystarczająco dobre. Być może nieuchronne też okaże się podniesienie wieku emerytalnego – o kilka lat później będzie można rozstawać się z etatową pracą zarobkową. Niewykluczone, że również konieczne okaże się obniżenie gwarantowanych wypłat świadczeń emerytalnych. Ten element wprowadzonej w życie od 1999 r. w Polsce reformy emerytalnej należy do pierwszorzędnych. Obniżka będzie bardzo duża. Według Bogusława Hadyniaka i Jana Monkiewicza, “stopa zastąpienia (relacja pierwszej emerytury do ostatniego wynagrodzenia), w starym systemie wynosząca średnio ok. 70%, w nowym systemie może wynosić tylko ok. 40%-50% (I i II filar razem) ”. Wobec faktu, że III filar jest dobrowolny, a nie obowiązkowy i słabo związany z interesami zarówno pracodawców, jak i pracobiorców dla wielu kategorii społecznych przyszła emerytura nie przekroczy minimalnego poziomu socjalnego. Dysproporcje społeczne wzrosną i będą dziedziczone, zwiększą się różnice zarówno w obrębie samej zbiorowości emerytów, jak i między emerytami a pracującymi. Tym bardziej że emerytury obejmie indeksacja cenowa, a nie płacowa. Lepszych systemów emerytalnych poszukuje się nie tylko w Polsce, ale i w świecie. Tam jednak poszukiwaniom towarzyszy szersza dyskusja (odbywana ex ante), mniej arbitralności i więcej sceptycyzmu. Powód tych odbytych i nie odbytych rozmów jest taki sam: jak zmniejszyć dysproporcje między liczbą pracujących teraz a liczbą już nie pracujących, jak obniżyć napięcie między możliwościami finansowymi państwa i instytucji publicznych a oczekiwaniami społecznymi. Brane pod uwagę rozwiązania nie są względem siebie konkurencyjne i zapewne żadne z nich nie jest wystarczające. W grę wchodzi jeszcze odpowiednia polityka imigracyjna, a więc uzupełnianie niedoborów na rynku pracy
Tagi:
Paweł Kozłowski









