Polityka społeczna, opozycjo!

Polityka społeczna, opozycjo!

Oddanie walkowerem polityki społecznej umacnia przewagę obozu władzy Trudno dziś przewidzieć, wokół jakich zagadnień będą się koncentrować debaty podczas nadchodzącego maratonu wyborczego. Śmiało można jednak przyjąć, że jednym z wątków dyskusji będzie polityka społeczna. Taki mechanizm działa niemal zawsze, a tym razem może ujawnić się z większą siłą, ponieważ kwestie socjalne, a zwłaszcza jeden program, za sprawą działań obozu władzy przesunęły się z marginesu debaty publicznej nieco bliżej jej centrum. Środowiska opozycyjne mają twardy orzech do zgryzienia. Czy odpuścić tę problematykę, uznając, że jest się na straconej pozycji, i przekierowywać uwagę publiczną na inne działania władzy, budzące opór, a przynajmniej wątpliwości dużej części społeczeństwa? Czy też próbować punktować rząd także na tym społecznym, wydawałoby się zawłaszczonym już przezeń polu? Drugi dylemat wiąże się z tym, czy skoncentrować się na krytyce błędów, niedociągnięć i zaniechań w sferze socjalnej, czy też równolegle szukać pomysłów, w jaki sposób można łagodzić problemy społeczne i korygować słabości aktualnie realizowanej polityki. Chciałbym, aby te pytania stały się tematem gorącej dyskusji nie tylko akademików czy zewnętrznych komentatorów, ale też środowisk bezpośrednio zaangażowanych w polityczną rzeczywistość. Nie wolno odpuszczać Sfery spraw socjalnych nie należy odpuszczać z dwóch powodów. Po pierwsze, z przyczyn zasadniczych – pominięcie problemów, zagrożeń i błędów o charakterze socjalnym znacznie zmniejsza szanse, że się wyeliminuje negatywne zjawiska. A przecież nam wszystkim powinno na tym zależeć. Po drugie, z przyczyn pragmatycznych – oddanie walkowerem polityki społecznej jeszcze bardziej umacnia przewagę obozu władzy w sferze kluczowej, a na pewno ważnej dla dużej części społeczeństwa, zwłaszcza tej, która odczuwa skutki polityki społecznej bezpośrednio na własnej skórze. Pominięcie lub bagatelizowanie kwestii społecznych przez kręgi opozycyjne mogłoby nawet sprawić, że mimo przekonujących nieraz racji w innych dziedzinach polityki państwa część wyborców nie będzie zainteresowana przekazem opozycji. Potrzebne jest więc dobre rozpoznanie kwestii do tej pory ignorowanych przez państwo lub błędnie rozpoznawanych i podnoszenie ich w kampanii, a jednocześnie szukanie własnego remedium. Potrzeba opozycji i propozycji Dochodzimy jednak do drugiej kwestii – na ile działania opozycji powinny być skupione na krytyce porażek aktualnej władzy, a na ile na konstruktywnych propozycjach zmian, choćby ogólnie zarysowanych. Według mnie potrzebne jest i to, i to. Zresztą jedno warunkuje drugie. Jeśli się coś krytykuje, nie pokazując własnych pomysłów na rozwiązanie problemu, trudno o wiarygodność, z którą – zwłaszcza w przypadku opozycji parlamentarnej – i tak jest krucho. Z kolei konstruktywne propozycje powinno poprzedzić krytyczne (nie krytykanckie) spojrzenie na to, co dotąd nie działa. Dobrze by było, aby w rozpoznaniu pól do krytyki i naprawy nie zamykać się na okresie tzw. dobrej zmiany, ale sięgnąć dalej. Znów przemawiają za tym dwojakie racje. Po pierwsze, kwestie zasadnicze: wiele problemów ma rodowód dłuższy niż rządy Zjednoczonej Prawicy (a także poprzedzające je lata rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego). Trafna diagnoza problemów i ich realnych źródeł wymaga zakasania rękawów i kopania głęboko, a nie ślizgania się po powierzchni międzypartyjnego błota. Po drugie, środowisko, które widzi tylko źdźbło w oku politycznego konkurenta, traci (przynajmniej w moich oczach) wiarygodność jako strona, której zależy na sprawie. Załóżmy zatem, że w ramach politycznej konkurencji opozycja nie powinna odpuszczać polityki społecznej, a w jej ramach szukania płaszczyzn merytorycznej krytyki, ale i atrakcyjnych propozycji. Luźno parafrazując słowa Grzegorza Schetyny, można powiedzieć, że w odniesieniu do polityki społecznej potrzebne jest myślenie nie tylko w kategoriach opozycji, ale i propozycji. Celowo odrzuciłem szkodliwe pod każdym względem sformułowanie „totalnej”. Zarówno dlatego, że polityka społeczna rządów PiS nie zasługuje na totalną krytykę (można znaleźć wiele jej plusów, i to nawet poza największym, programem 500+), jak i dlatego, że ktoś, kto jest „totalnie na nie”, raczej nie wzbudzi zaufania. I słusznie. Trzeba umieć dostrzec to, co jest dobre i co warto kontynuować, choćby pod nieco zmienioną postacią, ale także miejsca, w których potrzebny jest przełom lub daleko idąca zmiana. Alternatywa, a nie przelicytowanie Takie miejsca można znaleźć. Weźmy choćby obszar niepełnosprawności. Z jednej strony rząd od ponad roku realizuje dość

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2018, 2018

Kategorie: Opinie