Europa gnije od środka

Europa gnije od środka

Włodzimierz Odojewski – pisarz, autor słuchowisk radiowych, publicysta. IPN manipuluje aktami SB, jak chce komuś przyłożyć, to przykłada, ale o zbrodniarzach i nacjonalistach ukraińskich raczej nie pamięta – W pańskiej twórczości nieustannie pobrzmiewa wątek wschodni i kresowy, który tak silnie odcisnął piętno na polskiej historii i kulturze. Dziś również stanowi on poważny składnik naszej tożsamości, choć geopolitycznie staliśmy się zdecydowanie bliżsi Zachodu niż Wschodu. Czy oznacza to, że jesteśmy lepiej postrzegani na Zachodzie? – Obawiam się, że nie. Jesteśmy źle odbierani na Wschodzie i na Zachodzie, chociaż z różnych powodów. Niepokojące są komentarze prasy angielskiej, francuskiej, szwajcarskiej czy niemieckiej na temat Polski. Ma to konsekwencje całkiem praktyczne. Niedawno np. przejeżdżałem pociągiem granicę szwajcarsko-niemiecką i jako jedyny pasażer z polskim paszportem po raz pierwszy spotkałem się z wyjątkowo drobiazgową i niesympatyczną indagacją ze strony niemieckiego celnika. Czegoś takiego wcześniej się nie spotykało. Zachód już wielokrotnie nabił nas w butelkę i nasze zaufanie powinno być bardziej umiarkowane. Wciąż trudno nam jest dogrzebać się prawdy w aktach brytyjskich, choć coraz częściej słyszy się, że prawdopodobnie śmierć gen. Sikorskiego jest dziełem tamtej strony. Niepokoi jednak również mocno to, co mówi o nas Wschód, np. prezydent Putin. Rosja niemal neguje Katyń, obwinia Polskę o różne niecne czyny, jak choćby o to, że Piłsudski tysiącami rozstrzeliwał jeńców rosyjskich w 1920 r. My jednak wiemy, choćby z dzieł Babla, że to raczej polskich jeńców wtedy rozstrzeliwano. Opinia o ówczesnej, ale i obecnej Polsce na Wschodzie jest zdecydowanie niedobra, a wielu ważnych spraw do dziś nie udało się nam załatwić, choćby dostępu do alternatywnych źródeł energii, nie mówiąc już o nowym elemencie konfliktu, jakim jest tarcza antyrakietowa. – Jesteśmy osaczeni przez nieufnych sąsiadów? Dlaczego? – Powody są zapewne liczne. Błędy w polityce zagranicznej i wewnętrznej, selektywne i instrumentalne traktowanie historii. Nasi sąsiedzi to widzą, ale oni się Polską specjalnie nie przejmują, mają własne problemy i własne interesy, które starają się realizować. Kilka dni temu byłem w Wilnie i niektóre wrażenia też są przygnębiające. Tę krótką wizytę odbierałem trochę jak „sen byłego prezydenta Landsbergisa”. Może to przypadek, ale języka litewskiego powszechnie używanego nie słyszałem tak często, natomiast zauważyłem sporo osób posługujących się językiem rosyjskim. Wielu zna polski, ale przygnębiały mnie dzieci żebrzące po polsku i polskie „dziady” pod kościołami. Natomiast tablice informujące o cmentarzu na Rosie są w języku litewskim, rosyjskim, angielskim, ale nie polskim. To wszystko układa się w ponury obraz Polski poza naszymi granicami. – Jeśli chodzi o kierunek wschodni, to chyba najlepiej się dogadujemy z Ukrainą? – To prawda, ale nie do końca, bo z kolei w środowisku mniejszości ukraińskiej w Polsce obserwuje się niepokojące tendencje, np. masowe wykupywanie ziemi i innych nieruchomości w Przemyskiem. Ukraińskie czasopismo „Nasze Słowo” wydawane w Warszawie nie trafia do polskiej opinii publicznej z uwagi na nieznajomość języka ukraińskiego, a zawarte są tam nieraz bardzo dyskusyjne tezy, jawnie antypolskie, już nie tylko na temat akcji „Wisła” czy rzezi na Wołyniu, ale spotyka się tam nawet aktualnie zgłaszane pretensje terytorialne i uwagi w stylu, że obecna granica państwowa jest niesłuszna. – Czyli polsko-litewsko-ukraińskie pojednanie to wciąż raczej idea niż rzeczywistość? – Idea sformułowana przez Jerzego Giedroycia ma w sobie coś z romantyzmu, w bieżącej praktyce natomiast jest wiele zastanawiających działań. Symptomatyczny był w tym względzie np. atak na mnie ze strony pracownika IPN, pana Grzegorza Motyki, którego zacząłem posądzać o proukraińskie sympatie i stworzenie parasola ochronnego nad osobami i sprawami odnoszącymi się do zbrodni na Polakach. IPN to ciało bardzo specyficzne. Pracujący w nim manipulują aktami SB, jak chcą komuś przyłożyć, to przykładają, ale o zbrodniarzach i nacjonalistach ukraińskich raczej nie pamiętają. Czy nie jest tak, że badaniami nad ludobójstwem polskiego narodu zajmują się ciągle osoby, które zbrodnie te chciałyby ukryć? – Daje pan do zrozumienia, że także w Polsce próbuje się grać kartą ukraińską, używając jej instrumentalnie, tak jakbyśmy nie byli zupełnie suwerenni np. w ocenie dawniejszej czy bliższej przeszłości? – Rozumiem to w ten sposób, że Ukraińcy, jako pewien znaczący czynnik nacisku na Rosję, a może i Polskę, są pod parasolem amerykańskim, bo tam, zwłaszcza

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 31/2007

Kategorie: Wywiady