Przystąpienie Rosji do NATO byłoby symbolicznym zamknięciem ery postzimnowojennej Europejski system bezpieczeństwa jest w ostatnim czasie przedmiotem dość intensywnych dyskusji. Jego główny strażnik – NATO – potrzebuje przebudowy i nadania mu nowoczesnego kształtu. Sytuacja jest jednak skomplikowana, biorąc pod uwagę geopolityczne przetasowania w świecie atlantyckim, związane z nową specyfiką globalnej pozycji Stanów Zjednoczonych oraz pozornym otwarciem Rosji, deklarującej chęć troski o bezpieczeństwo starego kontynentu. Kwestie te zdecydują o kierunku rozwoju Europy w najbliższej przyszłości. Sytuacja związana z pojawieniem się pomysłu przyjęcia Rosji w poczet członków NATO, a także wyraźne otwarcie Sojuszu na współpracę z Moskwą, to transakcja wiązana, która ma przynieść obustronne korzyści (NATO może zyskać cennego współpracownika w przypadku Afganistanu, z kolei dla Moskwy traktowanie jej przez Sojusz jako równorzędnego partnera jest wodą na młyn mocarstwowego PR). Z perspektywy Europy cała sprawa może wiązać się również z innym, ważnym wyborem – krokiem w kierunku emancypacji spod amerykańskich skrzydeł bezpieczeństwa. Jak ważna rozgrywka czeka Europę, świadczy również zachowanie samej Moskwy, która wyraźnie szuka wzmocnienia swojej przednegocjacyjnej pozycji, próbując polepszyć kontakty z Chinami – na razie z miernym skutkiem. Wsparcie ze Wschodu? Przystąpienie Moskwy do Sojuszu Północnoatlantyckiego jeszcze do niedawna wydawać się mogło dość niewiarygodne. Taki rozwój wydarzeń byłby z pewnością symbolicznym zamknięciem ery postzimnowojennej, a także punktem zwrotnym w Fukuyamowskiej teorii końca historii. Temat podjęty został na łamach niemieckiego magazynu „Der Spiegel” i, co ciekawe, przyjęto go jako realną alternatywę, nie zaś jako fantazyjną mrzonkę. Ku zaskoczeniu niektórych (zwłaszcza zachodnich) komentatorów, nie wzbudził on również specjalnych sprzeciwów w Polsce, dla której wstąpienie w szeregi Sojuszu miało zdecydowanie szerszy kontekst geopolityczno-historyczny względem wschodniego sąsiada. Podjęcie tego tematu zostało zręcznie wychwycone przez administrację prezydenta Miedwiediewa, który wzorem Piotra I próbuje unowocześnić kraj, dając Zachodowi wyraźne zaproszenie do współpracy. Pomysł włączenia Rosji w struktury Sojuszu na razie pozostaje jednak sprawą dalekiej (i raczej wątpliwej) przyszłości. Samo jego podjęcie pozwoliło natomiast na zauważalne zbliżenie na linii Sojusz-Kreml. Mimo że Rosja w najnowszej doktrynie obronnej ponownie umieściła NATO na szczycie listy potencjalnych zagrożeń, jej zachowania wyraźnie wskazują, że jest ona również zainteresowana zbliżeniem z głównym rywalem. Sprzyja temu bardziej przytomna w ostatnim czasie postawa Europy, która nieśmiało zaczyna myśleć o emancypacji pod względem własnego bezpieczeństwa, które winno stać się w mniejszym stopniu kwestią uzależnienia od Stanów Zjednoczonych, a w większym – efektem regionalnej współpracy (w tym również z Rosją). Temu służyć miało zaproszenie Moskwy do rozmów nad stworzeniem nowego europejskiego systemu obrony rakietowej, co ma być głównym tematem listopadowego spotkania rady NATO-Rosja podczas szczytu w Lizbonie. Według rzecznika Sojuszu, Jamesa Appathuraia, zaproszenie Kremla do projektu wpłynie na zbliżenie pomiędzy Sojuszem a Moskwą. Kwestia zachodnich (a zwłaszcza amerykańskich) instalacji rakietowych na terenie Europy wywołuje wśród rosyjskich polityków nerwowe drgawki, jednak zaproszenie Kremla do rozmów na ten temat jest poniekąd zgodne z przedstawioną pod koniec poprzedniego roku rosyjską koncepcją europejskiego bezpieczeństwa. Przede wszystkim jednak to gest dobrej woli ze strony europejskich decydentów, którzy (szczególnie ci z Zachodu) doskonale wiedzą, jak łechtać mocarstwowe ego Kremla. Problemem jest jednak brak spójnego stanowiska państw natowskich w tej sprawie (a także niechęć Rosji do zmiany militarnego status quo w Europie). Mimo że kwestia ta sprowadza się głównie do rosyjsko-amerykańskiej rywalizacji o wpływy w europejskich regionach, to jednak istnieje szansa, że europejscy członkowie NATO mogą skutecznie rozpocząć proces wspomnianej emancypacji względem dominującej roli Waszyngtonu. Kluczem niewątpliwie będzie Rosja. Powodzenie tego procesu nie tylko umocniłoby Europę w oczach Waszyngtonu, lecz także wobec Moskwy i pozostałych silnych graczy światowej geopolityki. Jedyne, co może niepokoić w tym względzie, to polityczne wygodnictwo, do jakiego w tym wypadku Amerykanie przez lata przyzwyczaili Europejczyków, a także tradycyjny rozdźwięk w kwestii proporcji obecności w Europie wpływów amerykańskich i rosyjskich. Gnijący kolos Wydaje się, że budowa skutecznego europejskiego bezpieczeństwa musi funkcjonować na zasadach, które nieodłącznie wiążą się z przyszłą wizją
Tagi:
Łukasz Reszczyński









