Fatalne pomyłki sędziów

Fatalne pomyłki sędziów

W Polsce każdego można posadzić – i sądzić go tak długo, aż zostanie załatwiony Co najmniej 70 tys. zł zadośćuczynienia otrzyma prof. Tomasz Hirnle, szef kliniki kardiochirurgii w Białymstoku, niesłusznie aresztowany i skazany pod zarzutem przyjęcia łapówki. Tę sumę sąd przyznał mu prawomocnym wyrokiem, trwa jeszcze postępowanie dotyczące 20 tys. zł odszkodowania, bo odwołali się i prokuratura, uważająca, że odszkodowanie się nie należy, i kardiochirurg, domagający się jeszcze 312 tys. zł za utracone zarobki. Siedem lat temu jego podwładny, zły za to, że prof. Hirnle nie przyjął go na specjalizację, wynajął mężczyznę i dwie kobiety, by zorganizować prowokację. Mężczyzna wcielił się w rolę pacjenta, jedna z kobiet udawała jego córkę. To ona położyła na biurku kopertę z 5 tys. zł, chwilę później do gabinetu wkroczyli powiadomieni uprzednio policjanci z wydziału antykorupcyjnego. Wydział działał od niedawna, zależało im na spektakularnym sukcesie. Żeby później wszystko wypadło wiarygodnie, policjanci przez telefon ustalali z kobietą, która podłożyła kopertę, jak powinna zeznawać. Kulisy prowokacji wyszły na jaw, bo podwładny ordynatora nie zapłacił wynajętej przez siebie ekipie całej kwoty i ci stopniowo zaczęli sypać. Sytuacji prof. Hirnlego za bardzo to nie poprawiło, policjanci twierdzili, że cała akcja odbyła się lege artis. Kardiochirurg spędził dwa miesiące w areszcie, skazano go na osiem miesięcy z zawieszeniem na dwa lata, stracił stanowisko ordynatora, przeze wiele lat był oskarżony. Sprawa pewnie trwałaby krócej, bo sąd w końcu warunkowo umorzył postępowanie, ale profesor odwołał się, gdyż zależało mu na całkowitym uniewinnieniu. I taki też był finał. W 2011 r. zapadł prawomocny wyrok uniewinniający, lekarz wrócił na stanowisko ordynatora. Z trojga prowokatorów kobiety dobrowolnie poddały się karze, trwa jeszcze proces byłego podwładnego kardiochirurga oraz rzekomego pacjenta i trzech policjantów nadzorujących akcję. Cudowna broń łapówka W nieco lepszej sytuacji niż prof. Hirnle jest Zbigniew Zalewski, doktor matematyki, były wiceprezydent Szczecina w zarządzie Mariana Jurczyka. On już dostał 90 tys. zł zadośćuczynienia. W 2004 r. został efektownie aresztowany w urzędzie miasta pod zarzutem żądania 100 tys. zł łapówki od firmy uczestniczącej w przetargu na rozbudowę nabrzeży portu szczecińskiego. Groziło mu za to do pięciu lat. Oskarżenie opierało się na zeznaniach Jana S., znajomego Zalewskiego, który, wcześniej zatrzymany w tej sprawie, przypomniał sobie, że łapówki żądał na zlecenie Zalewskiego. Prezydent Jurczyk poręczył za swojego zastępcę, ale wiceprezydent na prawie trzy miesiące trafił do celi. Siedział z przestępcami kryminalnymi, którzy byli zadowoleni, że mają u siebie jednego z włodarzy miasta – i dawali mu to odczuć. Wyszedł za kaucją, sąd rejonowy go uniewinnił, prokuratura złożyła apelację, sąd okręgowy przekazał sprawę do ponownego rozpoznania, sąd rejonowy jeszcze raz wydał wyrok uniewinniający, prokuratura jeszcze raz się odwołała. Mimo że oskarżenie było oparte tylko na mało spójnych zeznaniach Jana S., złożonych w śledztwie i odczytywanych na kolejnych rozprawach, prokuratura podtrzymywała zarzuty. Zbigniew Zalewski został prawomocnie uniewinniony po sześciu latach. Chodzą słuchy, że determinacja prokuratorów była spowodowana nie bezrozumnym uporem, lecz tym, że wcześniejszy przetarg na rozbudowę nabrzeży szczecińskiego portu został zawyżony o 30% i nie doszedł do skutku. A miała go podobno wygrać ta sama firma, od której łapówki domagał się później Jan S., rzekomo na zlecenie Zalewskiego. Zalewski żądał wyjaśnień, kto jest odpowiedzialny za zawyżenie wartości przetargu, narażające miasto na większe wydatki. Firma i promujące ją osoby we władzach miasta miały stracić okazję do zarobienia dużych pieniędzy, więc zbyt wnikliwego Zalewskiego postanowiono skarcić. Szef Zalewskiego, Marian Jurczyk, też przeżywał w tym czasie kłopoty z wymiarem sprawiedliwości. W 2005 r., rok przed wyborami samorządowymi, miał sprawę o spowodowanie strat w wyniku zerwania w 1998 r. umowy na budowę hipermarketu, zawartej z niemiecką firmą przez poprzednie władze miasta (niemiecki deweloper w procesie cywilnym odzyskał zadatek 5 mln zł z odsetkami). Rozdmuchane medialnie oskarżenie przyczyniło się do tego, że w 2006 r. Jurczyk przegrał wybory na prezydenta Szczecina. Rok później sąd skazał go na dwa lata z zawieszeniem na pięć oraz zobowiązał do zwrotu sumy przekazanej niemieckiej firmie (co oznaczało ruinę skazanego). Ostatecznie, po apelacji, Marian Jurczyk w 2009 r. został prawomocnie uniewinniony. Sam Zalewski lądowanie miał miękkie, ponieważ objął, piastowaną już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2012, 2012

Kategorie: Kraj