W sprawie budowy Gazociągu Północnego nasza polityka zagraniczna oparta na chciejstwie musiała zakończyć się porażką W czwartek 5 listopada br. w Sztokholmie minister środowiska Andreas Carlgren oznajmił dziennikarzom na konferencji prasowej: „Rząd pozwala (spółce) Nord Stream na budowę gazociągu na wodach międzynarodowych wewnątrz szwedzkiej strefy ekonomicznej. Nie mamy podstaw sprzeciwiać się tej inwestycji, ponieważ gazociąg przebiegać będzie przez wody międzynarodowe. W związku z tym nie możemy zmonopolizować decyzji w tej sprawie”. Tego samego dnia rząd Finlandii zgodził się, by spółka Nord Stream budowała na fińskich wodach Gazociąg Północny, którym rosyjski gaz, z ominięciem Polski, Białorusi i Ukrainy, ma płynąć przez Morze Bałtyckie bezpośrednio do Niemiec. Fiński odcinek będzie liczył 375 km. Stało się to, o czym w 2006 r. pisałem na łamach „Przeglądu”: „Budowa Gazociągu Północnego po dnie Bałtyku i wielkich magazynów gazu na Węgrzech oraz plany magistral naftowych i gazowych omijających Ukrainę świadczą dobitnie o tym, że historyczna decyzja o wykluczeniu Warszawy i Kijowa z tranzytu surowców energetycznych z Rosji do Europy Zachodniej zapadła za zgodą i wiedzą Brukseli”. Czekam teraz, aż spełni się inna moja przepowiednia sprzed trzech lat: „Najdalej po 2010, 2013 r., gdy ukończona zostanie budowa Gazociągu Północnego, rosyjsko-niemieckie konsorcja wykupią te firmy [Orlen, Lotos i PGNiG], dzieląc się solidarnie 38-milionowym rynkiem. A gdyby jakiś rząd w Warszawie zgłaszał pretensje, zostanie uroczyście przywołany do porządku przez Komisję Europejską”. Nie dziwmy się. Jeśli polscy politycy mogli popełnić jakieś błędy w sprawie gazociągów i ropociągów łączących rosyjskie złoża z krajami Europy Zachodniej, to z pewnością je popełnili. W kontaktach z Rosjanami od blisko 20 lat umiemy rozmawiać na trzy tematy – Katyń, Charków, Miednoje. To zły pomysł, gdy chodzi o dostawy surowców energetycznych. Ale przecież może być gorzej. W lutym 2006 r. w trakcie 42. Konferencji Bezpieczeństwa odbywającej się w luksusowym hotelu Bayerischer Hof przy Promenadeplatz w Monachium ówczesny minister obrony narodowej Radosław Sikorski został ostro przywołany do porządku przez kanclerz Angelę Merkel, gdy zgłosił pretensje dotyczące bałtyckiej rury. 30 kwietnia 2006 r. w Brukseli Sikorski porównał rosyjsko-niemiecką umowę o budowie Gazociągu Północnego do paktu Ribbentrop-Mołotow, budząc niesmak słuchających go dyplomatów. Przy okazji ujawnił, że polski rząd zwrócił się do kanclerz Merkel o wycofanie się z porozumienia z Rosją. Pani kanclerz odmówiła. Jeśli Radek Sikorski sądził, że Warszawa jest w stanie cokolwiek narzucić Berlinowi, to jest bardzo naiwnym człowiekiem. Z takimi przywódcami jak bracia Kaczyńscy, Kazimierz Marcinkiewicz czy Donald Tusk niczego nie osiągniemy. Za sto lat historycy będą się zastanawiali, jak mając idealne położenie geograficzne między Rosją a Niemcami i dalej Holandią, Belgią i Francją, nie byliśmy w stanie tego wykorzystać. Sztucznie podsycane antyrosyjskie fobie zapewniły nam na Zachodzie zasłużoną opinię rusofobów. Stawiając w polityce zagranicznej na Waszyngton, nasi politycy, bez względu na opcję, jaką reprezentowali, pozbawili się możliwości manewru. Rosjanom to nie przeszkadza. Traktując nas jako wasala Stanów Zjednoczonych, są w stanie dogadać się we wszystkich kwestiach bezpośrednio z Białym Domem. Dowodem tego jest, w jaki sposób zostaliśmy potraktowani w sprawie tarczy antyrakietowej. Prezydent Obama zadzwonił w nocy do premiera Tuska, by przekazać mu decyzję o wycofaniu się z dotychczasowych planów. Polski premier nie podniósł słuchawki, bo spał. Zresztą jakie to miało znaczenie? Ostatnio Radek Sikorski miał się spotkać w Waszyngtonie z sekretarz stanu Hillary Clinton, lecz ta przedłużyła o jeden dzień wizytę w Egipcie, by porozmawiać z prezydentem Mubarakiem. Minister pocałował klamkę. W październiku 1956 r. nawet Chruszczow wobec Gomułki tak się nie zachowywał. Gensek mógł na Okęciu grozić „Wiesławowi” czołgami idącymi na Warszawę, lecz nie mógł go lekceważyć. Nixon, gdy w latach 70. wybierał się do Moskwy, lądował z krótką wizytą nad Wisłą. Chciał się dowiedzieć od Gierka, co słychać na Kremlu. Polska miała w tych latach znacznie silniejszą pozycję na arenie międzynarodowej niż dziś. Choć już wtedy Francuzi i Niemcy woleli dogadywać się z Rosjanami bez naszego udziału. Biegnące przez Ukrainę słynne gazociągi orenburski i jamburski, budowane były na przełomie lat 70. i 80. w ramach „kontraktu stulecia”, jaki Związek Radziecki podpisał z grupą najbogatszych państw Zachodu,
Tagi:
Marek Czarkowski