Fedrują złodzieje
Lada dzień wybuchną kolejne afery “węglowych baronów” Budują okazałe domy, kupują całe posiadłości, wysyłają dzieci na zagraniczne studia, jeżdżą najdroższymi modelami samochodów. Górnictwo pada, oni nie mają powodów, by narzekać. To, co zwykły górnik dostaje jako odprawę mającą mu pomóc w ułożeniu sobie życie po zwolnieniu z kopalni, oni zarabiają oficjalnie w kilkanaście tygodni. Niektórzy nazywają ich “węglowymi baronami”. Inni mówią o górniczej mafii. To publiczna tajemnica, że w tej branży robi się duże interesy. A przynajmniej, że można je robić obok, albo wbrew prawu. Ale nigdy nie było dowodów, że mogą się zajmować tym osoby na wysokich stanowiskach. Nie było wpadek. Aż do stycznia. Jeden z byłych członków kopalnianego zarządu tłumaczy i komentuje: – Jak piszą i mówią, że to dopiero wierzchołek góry lodowej, to jednocześnie i mają rację, i się mylą. Może mają rację, bo parę milionów złotych na kilka osób to jest w górnictwie żaden interes w porównaniu z ryzykiem. Nie mają racji, bo myślą, że to tylko jedna góra lodowa. Takich gór lodowych jest pełno. To jest czarne złoto. Ale to złoto trzeba umieć wypłukać. Na bałaganie można zarobić najwięcej. Na upadku więcej niż na czym innym. Wiele rzeczy jest nie do sprawdzenia. Są tysiące sposobów, żeby zarobić. Są tysiące sieci i powiązań, o jakich nikt nie ma pojęcia i nie jest tego nawet w stanie ogarnąć. Kopalnia to kombinat. Z kopalnią kooperują tysiące spółek. Nikt nie dostanie niczego bez układów. A za to się płaci. Nie ma tylu ludzi, żeby dali radę w to wejść i poznać wszystkie mechanizmy. Nie będą mogli niczego udowodnić, dopóki nie straci się instynktu, albo ktoś nie wsypie. Fachowcy Maj 1999 roku był w górnictwie bardzo gorącym okresem. Właśnie poseł AWS, Czesław Sobierajski, brał odprawę z kopalni w wysokości 50 tys. złotych brutto, górnicza “Solidarność” blokowała Ministerstwo Finansów i okupowała Ministerstwo Pracy, trwały akcje strajkowe na Śląsku, a górnicy z KWK “Niwka-Modrzejów” w proteście przeciw decyzji o likwidacji ich kopalni okupowali siedzibę holdingu. Kryzys w branży i dramat górników pogłębiały się coraz bardziej. W Bytomskiej Spółce Węglowej SA do każdej tony węgla trzeba było dopłacić 11 złotych i 54 grosze (aż o pięć złotych więcej niż wynikało to z planów). W Rybnickiej Spółce Węglowej dopłata przekraczała 26 złotych. 10 maja nie zdzierżył minister Janusz Steinhoff. Zdymisjonował prezesa Bytomskiej Spółki Węglowej. Powód: “niezgodne z planem techniczno-ekonomicznym spółki wyniki finansowe w I kwartale oraz niepłacenie przez spółkę składek na ZUS i ubezpieczenia zdrowotne”. Prezes tłumaczył, że wystąpiły trudności w zbycie, a poza tym, jeśli już udawało się sprzedać węgiel (300 tys. ton mniej niż planowano), to za niższą kwotę, niż zakładano. W grę wchodziły już nawet nie tyle ogromne, ile wręcz niewyobrażalne pieniądze. Od początku stycznia do 22 kwietnia same tylko zaległości w ZUS-ie sięgnęły kwoty 10,6 mln złotych, zaległości dotyczące ubezpieczeń zdrowotnych – 615 tys. złotych, wpłaty na Fundusz Pracy i Fundusz Świadczeń Pracowniczych – 1,4 mln złotych. W sumie strata netto Bytomskiej Grupy Kapitałowej (BSW SA wraz z wydzielonymi jako spółki z o.o. kopalniami) urosła błyskawicznie do 93 mln złotych! Zapewne dlatego, że nie przekroczyła stu milionów, prezes postanowił sobie przyznać nagrodę. Wówczas całe zadłużenie BSW sięgnęło 2 mld złotych. Średnia zarobków wynosiła wówczas w bytomskiej spółce nieco ponad 2300 złotych. Prezes, Leszek K., wraz ze swoimi zastępcami na pewno jej nie zaniżał. Zarabiał miesięcznie 22 tys. złotych (fakt, że brutto), po wprowadzeniu kontraktów zarobki mu spadły o siedem tysięcy. Musiał zarabiać tyle, ile wcześniej jego zastępca, a oni musieli zadowolić się kwotami niewiele przekraczającymi 10 tys. złotych. Trudno było tracić mimo wszystko taką robotę, ale górnicza solidarność na górze nie pozwala skazywać kolegów na niebyt. Trudno, żeby rezygnować z fachowców mających takie doświadczenie i umiejętności, więc na przykład Leszek K. zajął się likwidacją kopalni “Niwka-Modrzejów” w Sosnowcu i został członkiem zarządu Związku Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego, zaś Tadeusz P. objął stanowisko wiceprezesa Spółki Restrukturyzacji Kopalń. To gwarantowało, że na pewno nie umrą z głodu przez jakiś czas. Leszek K. miał pełne









