Specjalizację ma wąską, ale dobrze rokującą. Wiktor Ferfecki z „Rzeczpospolitej” jest szczególnym rodzajem płaczki. Gdy umrze ktoś znaczący z PRL, niezawodny Ferfecki będzie jęczał z rozpaczy. Nie po nieboszczyku, lecz z powodu pochówku na Powązkach. Ferfecki uznał się za strażnika tej nekropolii. I osobiście wyznacza, kto może tam leżeć, a kto broń Boże nie. Dobrze mu to rokuje, ludzie Polski Ludowej będą umierali coraz częściej, więc dorobi do pensji. Zajęcie ma bezpieczne – bohaterowie paszkwili już mu się nie odwiną, a ich rodziny zwykle nie czytają organu osławionego procesami Hajdarowicza.
W opisie, który Ferfecki poświęcił gen. Wacławowi Szklarskiemu, prawdziwe jest imię i nazwisko generała oraz imię żony Jadwigi. No i Krzyż Komandorski z Gwiazdą otrzymany od prezydenta Kwaśniewskiego. Reszta ma taką wartość jak podobne półprodukty Cenckiewicza, Bukowskiego i Płużańskiego.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy