Fundacja sprytnego radnego

Fundacja sprytnego radnego

Łukasz Adamski, jeszcze nie tak dawno cudowne dziecko Unii Wolności i najmłodszy rajca w Polsce, jest poszukiwany przez policję i prokuraturę Około 70 tys. zł długu pozostawił po sobie były legnicki radny, Łukasz Adamski. Są to należności, które powinna zapłacić założona przez niego Fundacja Rozwoju Aktywności Lokalnej. Do tego dochodzą długi prywatne. Sam Adamski zniknął z miasta i nie ma z nim żadnego kontaktu. Z fundacją związanych jest wiele osób, które w Legnicy mają znaczącą pozycję. Rekomendacji Adamskiemu udzielili: rektor miejscowej uczelni, wiceprezydent miasta i dyrektorka elitarnego liceum. Dzisiaj żadne z nich nie chce na ten temat rozmawiać. Ludzie nie życzą sobie, żeby ich nazwiska wymieniano w związku z działalnością fundacji i Łukasza Adamskiego. Bez kompleksów Łukasz Adamski ma 22 lata. Jest przystojny, elokwentny, potrafi zrobić dobre wrażenie. W legnickim krajobrazie politycznym pojawił cztery lata temu, podczas ostatnich wyborów samorządowych. W Radzie Miejskiej Legnicy zasiadł jako jeden z trzech przedstawicieli Unii Wolności. Od razu zapowiedział, że nie ma zamiaru biernie obserwować tego, co dzieje się wokół. Szybko stał się ulubieńcem lokalnych mediów. Młody radny zaczął budować wokół siebie grupę wiernych pretorian. Skupionej wokół siebie młodzieży imponował, bo jak równy z równym potrafił rozmawiać z członkami zarządu miasta. Mimo braku wykształcenia – Adamski po dostaniu się do rady miejskiej zarzucił naukę w szkole średniej – bez kompleksów podejmował publiczne dyskusje z przedstawicielami władzy. Chciał być lokalnym liderem. – Za wszelką cenę chciał przewodzić lokalnym strukturom partii – mówi działacz Unii Wolności. – Kiedy widział kogoś, kto umacnia swoją pozycję, stawał się natychmiast jego wrogiem. Czasami musieliśmy się mocno napracować, żeby załagodzić konflikty między nim a innymi członkami partii. Jak się okazało, Łukasz Adamski nie miał szans na przywództwo wewnątrz partii, a ponieważ nie chciał podporządkować się lokalnemu liderowi, wystąpił z Unii Wolności. Został przygarnięty przez tworzący się wówczas ruch Platformy Obywatelskiej. Ale doświadczenie, jakie nabył w Unii, nauczyło go, że starsi i bardziej doświadczeni koledzy partyjni niekoniecznie będą skłonni oddać mu władzę. Zapewne wtedy doszedł do przekonania, że pełnię władzy da mu jedynie coś, co stworzy sam. Tym czymś miała być Fundacja Rozwoju Aktywności Lokalnej. Rachunki do zapłacenia – Kiedy przyszedł do mnie z tym pomysłem, pomyślałam, że wreszcie trafił się młody człowiek, któremu zależy na działalności publicznej – wspomina zastrzegająca sobie anonimowość rozmówczyni. – Opowiadał, że jest szansa na stworzenie organizacji, która będzie dbała o rozwój i promocję miasta. Mówił, że potrafi zaangażować w swój projekt wiele osób. Sypał nazwiskami znanych w mieście ludzi. Przekonał mnie i zgodziłam się wejść do rady tworzonej przez niego fundacji. Okazało się, że takich osób było więcej. W działalność Fundacji Rozwoju Aktywności Lokalnej zaangażowali się prawnicy, pedagodzy i urzędnicy miejscy. Dzisiaj wszyscy mówią, że byli nieświadomi tego, co tak naprawdę działo się za ich plecami. To właśnie oni złożyli w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Według członków Zarządu i Rady FRAL, Adamski od samego początku działał na szkodę założonej przez siebie fundacji. – Przede wszystkim jako fundator powinien wpłacić deklarowaną w akcie notarialnym kwotę tysiąca złotych. Pieniądze te miały stanowić fundusz założycielski. Jak się okazało, na konto fundacji nigdy nie wpłynęła ani złotówka – wyjaśnia członek zarządu, który miał odpowiadać w FRAL za sprawy finansowe. – Jakby tego było mało, zaraz po zarejestrowaniu fundacji przez sąd, już jako jej prezes, zaczął zaciągać zobowiązania finansowe. Na siedzibę swojej fundacji Adamski wynajął całe piętro w należącej do prywatnego właściciela kamienicy. Zlecił remont tych pomieszczeń. Przez cały czas członków Zarządu FRAL utrzymywał w przekonaniu, że wszystkie jego działania mają pokrycie w deklaracjach finansowych firm, które zdecydowały się wesprzeć działalność fundacji. – Tak naprawdę nic takiego nie miało miejsca. Kiedy zorientowaliśmy się, że żadnych obiecanych pieniędzy nie będzie, Adamskiego dawno już nie było w mieście. Wierzyciele zaczęli się do nas zgłaszać lawinowo. Każdego tygodnia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 31/2002

Kategorie: Kraj