Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Premier Tusk ogłosił wielki program oszczędnościowy. To wiedzą czytelnicy gazet. Chciałby, żeby z pieniędzy z budżetu zrezygnowały partie, żeby wydatki ograniczyły Kancelarie Sejmu, Senatu i Prezydenta, no i chce ciąć wydatki ministerstw. W MSZ nikt tych słów nie bierze na poważnie. W MSZ swoje widzą i wiedzą.
Nie tak dawno szeroko komentowano decyzję MSZ, że żony ambasadorów będą miały etaty na placówkach. Do tej pory przysługiwał im dodatek w wysokości 22% zarobków męża, teraz przejdą na swoje. I przy okazji MSZ ogłosiło, że to nic nie będzie kosztowało. Czyżby?
Patrząc na zimno, ten cały ruch niczego nie załatwia. Nie załatwia sprawy dobrze zarabiających w kraju żon ambasadorów, którym po prostu nie opłaca się porzucać pracy na cztery lata. Dla nich te 1,2 tys. dol., które maksymalnie będą mogły dostać, to wciąż niewiele. Co więcej, nie jest prawdą, że ta zmiana nic nie będzie kosztowała. Owszem, będzie. Bo są różne dodatki, trzynastki, premie, automatycznie doliczane do pensji, a do dodatków już nie. Sprawa ma też swój rys obyczajowy. Ambitne i nudzące się żony ambasadorów to zmora placówek. Bywa, że to one rządzą ambasadorem i ambasadą, regulują personel, ustawiają sobie ludzi. Bez etatu tym się zajmują. A co teraz będzie, jak dostaną formalne uprawnienia do rządzenia personelem?
Innym śladem świadczącym o tym, że w MSZ bardziej się troszczą o wydawanie niż o oszczędzanie, jest historia niedawnego Święta MSZ. Pisaliśmy o nim, o odznaczeniach, które wręczał prezydent zasłużonym. Ale też w MSZ minister wręczał medale Bene Merito i przyznawał rangę ambasadora tytularnego. Część wyróżnionych to ambasadorowie przebywający na placówkach. Początkowo zakładano, że wyróżnienia odbiorą później, podczas pobytu w Warszawie. Ale – jak usłyszeliśmy na korytarzu – koncepcja się zmieniła. Bo ambasador Wiśniewski zadzwonił do ministra Sikorskiego i po tej interwencji MSZ sfinansowało wszystkim wyróżnionym przylot do Polski. Na koszt państwa. Ile tysięcy dolarów poszło z dymem?
Są miejsca, które przynoszą jeszcze większe straty. Bomba tyka w Nowym Jorku, gdzie płacimy grube tysiące miesięcznie za wynajem biur, których nie używamy i których prędko używać nie będziemy. Lwów, Wilno – tam też nasze sprawy stoją. O Berlinie nie ma co mówić, bo minister Sikorski co parę miesięcy ogłasza w tej sprawie przełom i nic poza tym się nie dzieje.
I, zdaje się, mało kogo to w MSZ obchodzi. Ci mało udani pułkownicy, którzy mieli to wszystko raz-dwa załatwić, chodzą po korytarzach zadowoleni z siebie.
Ciekawe, czy tę beztroskę finansową opanują nowi ludzie. Szefem Biura Kontroli i Audytu, po Witoldzie Spirydowiczu, został Leszek Brenda. Wreszcie mamy też dyrektora Biura Finansów. Na to stanowisko przyszła pani z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. Czyli od Adama Struzika. Hmm, PSL nie słynie z nadmiernego zaciskania pasa. No ale województwo mazowieckie, zwłaszcza jego północne rejony, uczy szacunku dla złotówki. Przydałoby się tego trochę…
Attaché

Wydanie: 2010, 49/2010

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy