Gangsterzy i spiskowcy

Gangsterzy i spiskowcy

Rząd Serbii zadał potężne ciosy mafijnym strukturom, ale jego przyszłość jest niepewna Więzienia w Belgradzie pękają w szwach. W celach wraz z gangsterami o malowniczych pseudonimach „Idiota”, „Jumbo” czy „Szczur” siedzą byli politycy, wojskowi, prokuratorzy i inni wysocy dygnitarze ery Miloszevicia, a nawet gwiazdy estrady. 35 sędziów wysłano na przymusową emeryturę. Władze zapowiadają dalszą bezpardonową walkę ze zorganizowaną przestępczością i resztkami dawnego systemu władzy. Kiedy premier Serbii, prozachodni reformator Zoran Dzindzić, zginął 12 marca w Belgradzie od kuli snajpera, rząd wprowadził stan wyjątkowy trwający sześć tygodni. W tym czasie ograniczono wolność prasy i swobody obywatelskie. 10 tys. osób zostało przesłuchanych, zaś 4,2 tys. trafiło do więzienia. Jak poinformował minister spraw wewnętrznych, Duszan Mihajlović, o zorganizowanie spisku na życie Dzindzicia, „terroryzm, morderstwo i kryminalne sprzysiężenie” oskarżono formalnie 45 ludzi wywodzących się z organizacji mafijnej Zemun oraz jednostki paramilitarnej Czerwone Berety, przemianowanej później na Specjalny Oddział Operacyjny. Dziesięciu spośród domniemanych spiskowców wciąż pozostaje na wolności, w tym były dowódca Czerwonych Beretów, a później głowa Zemunu, Milorad Luković, pseudonim „Legija”, który zdołał skutecznie się ukryć. Władze w Belgradzie twierdzą, że zamach na szefa rządu zorganizowały siły, które „pragnęły cofnąć Serbię w mroki reżimu Miloszevicia”, jak wyraził się następca zamordowanego premiera, Zoran Żivković. Spiskowcy zamierzali zgładzić nie tylko Dzindzicia, ale także jego najbliższych współpracowników, w tym ministra spraw zagranicznych, Gorana Svilanovicia. Zamachy miały doprowadzić do chaosu, a w konsekwencji do przewrotu w kraju – władzę przejęłyby ugrupowania nacjonalistyczne, przeważnie dawni pretorianie Miloszevicia, przeciwnicy współpracy z Międzynarodowym Trybunałem w Hadze. Nie przypadkiem hasłem spisku było „Zatrzymać Hagę”. Według ministra Mihajlovicia, uknuto go w końcu 2002 r. Przywódca serbskich szowinistów, Vojislav Szeszelj, podczas lunchu w Belgradzie nakłonił do zamordowania premiera „Legiję” oraz jego kompana z Zemunu, Duszana Spasojevicia, pseudonim „Siptar” (zginął w marcu w strzelaninie z policją). W lutym Szeszelj dobrowolnie udał się do Hagi, gdzie oskarżony jest o zbrodnie wojenne. Być może, była to próba zapewnienia sobie alibi przed zbliżającym się zamachem – w każdym razie przed odlotem do Holandii zagroził władzom w Belgradzie „burzliwą wiosną”. „Legija” na łamach kilku gazet ostrzegł w styczniu premiera Dzindzicia, aby nie wysyłał do Hagi „bojowników narodu serbskiego”. Szef rządu wiedział jednak, że musi wydać podejrzanych o zbrodnie wojenne, jeśli Serbia ma otrzymać tak potrzebną do odbudowy gospodarki pomoc finansową od zachodnich stolic. Zapewnił więc, że do czerwca Belgrad wyśle do Hagi wszystkich oskarżonych, których uda się wytropić. Tym samym wydał na siebie wyrok śmierci. Władze w Belgradzie twierdzą, że spiskowcy weszli w konszachty z najbliższymi doradcami ostatniego prezydenta Jugosławii i politycznego rywala Dzindzicia, Vojislava Kosztunicy (utracił stanowisko w lutym, gdy federacja jugosłowiańska została rozwiązana, a jej miejsce zajęła luźna konfederacja Serbii i Czarnogóry). Doradcy ci, ekspert od spraw bezpieczeństwa, Rade Bulatović, i gen. Aca Tomić, do marca szef wywiadu wojskowego, przyrzekli jakoby, że w chaosie po zamachu armia nie podejmie interwencji. Premier Dzindzić nie miał żadnych szans. Agenci służb specjalnych informowali „Legiję” o wszystkich ruchach szefa rządu. Piąta próba zamachu stanu zakończyła się powodzeniem. Ujęty później przez policję snajper zeznał, że zabił Dzindzicia nie dla pieniędzy, lecz w słusznej sprawie, jako zdrajcę narodu serbskiego. Rząd wykorzystał gniew społeczeństwa po tragicznej śmierci szefa rządu, aby rozprawić się ze „szczurami, szaleńcami i oszustami”, jak to ujął premier Żivković, czyli nie tylko z ugrupowaniami mafijnymi, ale również z mocno dotychczas okopanymi elementami dawnego systemu władzy Miloszevicia. Za rządów Slobo nacjonalistyczne struktury w policji i w służbach specjalnych były silnie powiązane ze światem przestępczym. Zbrojne oddziały paramilitarne uprawiały działania kryminalne, np. handel narkotykami czy przemyt papierosów, aby zdobyć pieniądze na funkcjonowanie reżimu. W wojnach toczonych po rozpadzie Jugosławii splamiły się niezliczonymi zbrodniami. Jak twierdzi „Der Spiegel”, te zbrojne grupy, mające zezwolenie na zabijanie, tworzyły w Serbii osobne ośrodki władzy znajdujące się poza wszelką kontrolą. Według niezależnej organizacji International Crisis Group, resztki kryminalnego aparatu państwowego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 21/2003

Kategorie: Świat