Od Ustronia po Krynicę wybudowano wiele nowych ośrodków narciarskich, które rozpoczęły bój o ceprów Najważniejszą dla miłośników szusowania informacją jest to, że górale rozebrali zapory i płoty grodzące trasy oraz wyciągi najbardziej popularnego w kraju kompleksu narciarskiego Czyrna-Solisko. Orczykowa paranoja w Szczyrku trwała od zeszłej zimy, kiedy właściciele gruntów na zboczach masywu Skrzycznego unieruchomili dziewięć z 13 wyciągów należących do Gliwickiej Agencji Turystycznej. Dziś czynne są już wszystkie. Górale wygrali batalię o dopuszczenie ich do spółki. Razem z miastem mają objąć 55% jej udziałów. Jest to symptom nowych porządków w polskich górach, w dobrym tego słowa znaczeniu. Precedens polegający na dopuszczeniu do kasy posiadaczy rozdrobnionych góralskich gruntów spowoduje dalszą intensyfikację zabudowy narciarskiej w polskich Karpatach. Zresztą ten proces już się rozpoczął ku uciesze wszystkich entuzjastów jazdy na dwóch i jednej desce. Inwestorzy dają z siebie wszystko, żeby cepry przyjechały właśnie do nich, budują wyciągi nawet tam, gdzie nikt ich by się nie spodziewał. I bardzo dobrze! Jeśli waszym narciarskim celem jest Zakopane i podróżujecie z Warszawy kilka godzin albo jeszcze dłużej z Wybrzeża, jeżeli już w Krakowie utkniecie w korku i przerazi was perspektywa ośmiogodzinnej jazdy Zakopianką, to na 25. kilometrze za Wawelem skręćcie do Sieprawia. Czeka was miłe zaskoczenie prawdziwa stacja narciarska. Andrzej Bachleda, nasz były kadrowy alpejczyk, szokował kilka lat temu, zwłaszcza przyrodników, fantastycznymi planami zabudowy Tatr. Nie było na to szans, trafił więc pod sam Kraków. Dla inwestora najistotniejsza jest przychylność gospodarza terenu twierdzi pan Andrzej. Ja spotkałem na swojej drodze wójta, który powiedział: Buduj u nas, a ja ci usunę z drogi wszystkie przeszkody. Efekt jest taki, że do Sieprawia zaglądają ci, którzy wybierając się w Tatry, wolą w ciągu dnia pojeździć na nartach, zamiast posuwać się autem na południe w żółwim tempie. Siepraw oferuje trzy talerzyki i pięć tras kilkusetmetrowej długości, oświetlonych i sztucznie naśnieżanych. Na chętnych czekają instruktorzy narciarstwa i snowboardu oraz namiot ze smakołykami i ciepłymi napojami. Beskidy Zachodnie Jeśli spojrzeć na zimową ofertę polskich gór od strony Bramy Morawskiej, pierwszy poważny stok znajdziemy na Czantorii w Ustroniu. Przez całe dziesięciolecia tutejsza kolej linowa cieszyła się lepszą opinią latem niż zimą. Narciarze narzekali na kamienisty grunt oraz często marne naśnieżenie stoku, bo tylko naturalne. Miniony rok był czasem wielkich inwestycji, zwłaszcza na trasie czerwonej, teoretycznie najatrakcyjniejszej. Kilkadziesiąt osób przez wiele tygodni zebrało tu tony kamieni, następnie przeprowadzono rekultywację gruntu, wyprostowano niebezpieczne zakręty i wykonano odwodnienie zapobiegające erozji. Stok nareszcie został wyposażony w instalację do sztucznego naśnieżania. Tuż obok dolnej stacji kolei powstał wyciąg talerzykowy o długości 350 m, który czynny jest do północy. Entuzjaści jednej deski mają do dyspozycji atrakcje snowparku. Osoby ceniące wygodę powinny wiedzieć, że w pobliskiej Wiśle, gdzie również pracują orczyki, otworzył podwoje Hotel Gołębiewski z rozsądnymi jak na swój standard i inne atrakcje cenami. Usunięcie przeszkód na trasach w Szczyrku przywraca temu miastu rangę narciarskiej stolicy Polski. Szybko uporamy się z przygotowaniem stoków na tyle starannie, by narciarze byli zadowoleni obiecuje Włodzimierz Koczot, prezes Gliwickiej Agencji Turystycznej. Czekamy zwłaszcza na powrót mroźnej pogody, żeby dośnieżyć armatkami wszystkie stoki, które tego wymagają. Dużą, choć niedocenianą beskidzką stacją narciarską jest Zwardoń, który przed wojną dzięki znakomitym warunkom śniegowym należał do ulubionych zimowisk. Od kilku miesięcy po kraju krążyły nieprawdziwe pogłoski, że tutejsze wyciągi, ze względu na budowę w ich pobliżu gigantycznego terminalu dla tirów, będą nieczynne. To nieprawda, pracuje ich aż 17, a śniegu w Zwardoniu nie brakuje. Na narciarzy czeka również kompleks wyciągów na Pilsko, który ma jednak problem. W tym roku uprawomocniła się decyzja NSA nakazująca rozbiórkę postawionych niegdyś bez zezwolenia dwóch wyciągów w szczytowych partiach masywu. Być może więc od stycznia… przyszłego roku na Halę Miziową, zamiast wjeżdżać, będziemy musieli podchodzić. Kilka tygodni temu uruchomiono kolej wagonikową na szybowcową górę Żar koło Żywca. Inwestorem jest przedsiębiorstwo
Tagi:
Adam Molenda