George Lucas kontratakuje

George Lucas kontratakuje

Kolejna część „Gwiezdnych wojen” stoczy pojedynek z „Władcą pierścieni” Gdy Peter Jackson zabierał się za filmowanie „Władcy pierścieni”, miał zmartwienie: miecz głównego bohatera powinien w pewnych okolicznościach lśnić na niebiesko. – On nie może przypominać miecza świetlnego – powtarzał jak mantrę reżyser. Katastrofą byłoby bowiem, gdyby baśń Tolkiena kojarzyła się widzom z „Gwiezdnymi wojnami”. Rzeczywiście, symbolika i motywy z kosmicznej sagi George’a Lucasa tak bardzo wrosły w masową wyobraźnię, że Jackson miał prawo obawiać się podobnej reakcji. Trylogia ta stała się zaczynem kultu o niespotykanej dotąd skali, który trwa, mimo że zatracił swoją spontaniczność i staje się coraz bardziej elementem planu marketingowego. Francis Ford Coppola niezupełnie żartował więc, gdy ponoć zasugerował Lucasowi przekształcenie „Gwiezdnych wojen” w religię. Kult nad kultami W styczniu pod jednym z kin w Seattle stanął namiot dwóch fanów, którzy chcieli pierwsi kupić bilety na kolejną część sagi. Pod amerykańskimi kinami kolejki zaczęły ustawiać się już w kwietniu, a ponieważ nie każdy mógł tam spędzić cały dzień, powstawały dobrze nam znane listy społeczne. BBC podała, że według najnowszych sondaży nawet 3 mln zagorzałych miłośników sagi może zrezygnować z pracy 16 maja – bo jak mogliby opuścić pierwsze poranne pokazy? A przecież podobnie było w 1997 r., gdy z okazji 20. rocznicy premiery wytwórnia Fox lekką ręką wyłożyła 10 mln dol. na renowację negatywu pierwszej trylogii, obróbkę cyfrową i dokręcenie dodatkowych scen, a potem już mogła razem z resztą Hollywood ze zdumieniem przyglądać się szaleństwu, jakie się rozpętało. Ludzie koczowali w nocy pod kinami w oczekiwaniu na pierwsze seanse, na widowni roiło się od poprzebieranych fanów, poszczególne postacie i najbardziej znane kwestie publiczność witała brawami. Dla wielu ludzi bowiem dzień, w którym zobaczyli po raz pierwszy „Gwiezdne wojny” był przełomem. Dla nich „świat to „Gwiezdne wojny””, jak głosi hasło na jednej z polskich stron internetowych. A w tym świecie dzieje się dużo więcej niż w samych filmach. Planety i postacie, które ledwo mignęły na ekranie, zyskują własną historię, a nawet fankluby. Wielbiciel dzielnych rycerzy Jedi może dołączyć do ich grona – w Internecie to bardzo łatwe: wystarczy wymyślić sobie przezwisko i życiorys, oczywiście rodem z odległej galaktyki. Wreszcie fani sami chwytają za kamerę i kręcą nowe wersje ukochanych filmów. Powstał też „Zakochany George Lucas”, obraz który w formie pastiszu „Zakochanego Szekspira” opowiadał o losach młodego, dzielnego filmowca walczącego z przeciwnościami losu, aby nakręcić „Gwiezdne wojny”. Dawno temu, w odległej galaktyce Lucas wykreował nową filmową mitologię, która przemówiła do wyobraźni nie tylko najmłodszych widzów, bo odwoływał się do dziecka, ale tego przysłowiowego, ukrytego w każdym z nas. Umieścił ją w kosmosie, ponieważ wszystkie ziemskie odległe scenerie przestały być egzotyczne. Inspirację czerpał garściami z mitów greckich, legend arturiańskich, filozofii Zen, filmów Kurosawy, westernów, komiksów o przygodach Flasha Gordona, twórczości Edgara Burroughsa, Franka Heberta i Tolkiena. Podobnie jak Tolkien, stworzył sztuczną cywilizację ze wszystkimi szczegółami. Widzowie wchodzili w nieznany dotąd świat, który dawał szansę ucieczki od rzeczywistości i w którym wszystko było możliwe. Całe zastępy socjologów, kulturoznawców, filmoznawców i Bóg wie jakich jeszcze ekspertów głowiły się i napisały tomy na temat przyczyn fenomenu „Gwiezdnych wojen”. Wskazywano na prościutki schemat opowieści o walce dobra ze złem, w której wybory moralne są proste. Powtarzają się tu dobrze znane wątki i postacie: jest bohaterski młodzieniec, który ratuje księżniczkę, jest złowieszczy czarny charakter i komiczny duet robotów, a wszystko okraszone mnóstwem zaskakujących zwrotów akcji, niebezpieczeństw i happy endem. Socjologowie wskazują na deficyt mitów w popkulturze, stechnicyzowanie współczesnego świata, odarcie z tajemnicy, jako na źródła fascynacji odległa galaktyką. Trzeba też przypomnieć kontekst historyczny – po wojnie wietnamskiej, po aferze Watergate Amerykanom potrzebna była bajka wyraźnie ograniczająca dobro od zła i przypominająca o ideałach. Wymiar mitologiczny nadawała całej historii Moc – metafizyczna siła przenikająca wszechświat, mogąca służyć zarówno dobru, jak i złu. To niewątpliwie wątek z filozofii New Age, skupiających wszystkie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2002, 2002

Kategorie: Kultura